
3. Łukasz Trałka (Lech Poznań)
Spośród wszystkich lechitów najgorszą opinię ma Trałka. Dla kibiców Lechii – bo wybrał ofertę Lecha właśnie. Dla kibiców Legii i innych – bo ma serdeczne relacje z sędzią Marciniakiem, dzięki czemu - wedle kibiców właśnie - parokrotnie nie został wyrzucony z boiska albo po prostu nie dostał kartki. Dostało mu się również wśród swoich. Za to, że wyzwał jednego z fanów zagrzewających zespół przed wyjazdem na finał Pucharu Polski w zeszłym roku („nie wal w ten autokar, pało j...”). - Chlapnąłem głupotę, to było niepotrzebne – przeprosił Trałka, ale złe emocje tak szybko nie opadły. Reset w relacjach nie nastąpił.

2. Miroslav Radović (Legia Warszawa)
Ciężki żywot na meczach wyjazdowych ma oczywiście Serb z polskim paszportem. Może i nie prowokuje bezpośrednio trybun, nie dusi rywali, ani nie udziela co tydzień buńczucznych wywiadów jak inni, ale za to notorycznie symuluje (świadomie?). Tu zanurkuje, tam padnie jak rażony piorunem... Sędziowie dają się nabierać i to doprowadza kibiców drużyn przeciwnych do szewskiej pasji. Cwaniak to chyba najlżejsze określenie, jakie przypisywane jest Radoviciowi. Po odejściu do chińskiego Hebei China Fortune nie po drodze było mu również z kibicami Legii („poszedł za pieniądzem akurat w trakcie dwumeczu z Ajaksem” - mogliśmy przeczytać na forach). Dobrą grą w tym sezonie wyprostował już jednak z nimi relacje. Zadry zatem nie ma.

1. Patryk Małecki (Wisła Kraków)
Oto najbardziej znienawidzony piłkarz w Ekstraklasie. Gdzie nie pojedzie to się nasłucha od najgorszych. „Ch... ci na imię, Małecki ty sk...” - oto najczęściej powtarzana przyśpiewka; od Gdyni, przez Warszawę, po krakowskie Błonie (Cracovia). Oczywiście sam „Mały” wielokrotnie podjudzał do tego typu zachowań. Potrafił wulgarnie odezwać się do piłkarzy drużyn przeciwnych (słynne: „Kim ty, k..., jesteś” skierowane do Sadloka, „Wstawaj, k..., śmieciu” do Brzyskiego i na dokładkę wiązanka w kierunku Saidiego Ntibazonkizy). Na meczu z Arką dumnie prezentował gospodarzom koszulkę fanklubu z Pruszcza Gdańskiego. Parę razy podpadł też części kibicom Wisły. Po jednym z przegranych meczów gwiżdżących wysyłał na drugą stronę Błoń, a gdy przyjechał na Reymonta z Pogonią Szczecin, schodząc z boiska pokazał gest Kozakiewicza. Takie zachowania to już chyba jednak zamknięty rozdział dla Małeckiego. Rozpoczął pracę z psychologiem, która przynosi efekty. W meczu z Legią był wyzywany, ale nie dał się sprowokować.