Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Latos o sprzeciwie wobec decyzji UMK o fuzji szpitali : - W tej sprawie zjednoczyli się wszyscy, ponad podziałami

Grażyna Rakowicz
Tomasz Latos, poseł PiS.
Tomasz Latos, poseł PiS. archiwum Polska Press
Zdrowie mieszkańców jest tu najważniejsze, dlatego w sprawie fuzji szpitali zjednoczyli się wszyscy, ponad podziałami. Wszyscy mówią jednym głosem, bo jest ogromne zaniepokojenie i duża niepewność - mówi Tomasz Latos, przewodniczący Sejmowej Komisji Zdrowia.

Będzie pilne posiedzenie Sejmowej Komisji Zdrowia w sprawie łączenia bydgoskich szpitali uniwersyteckich – Jurasza i Biziela?
Jestem jeszcze przed rozmową z członkami prezydium Sejmowej Komisji Zdrowia, ale – jako jej przewodniczący podjąłem już decyzję, aby w tej sprawie takie posiedzenie się odbyło. Mam nadzieję, że będzie to w najbliższy czwartek. Wiele też zależy od decyzji, jaką podejmie Rada Collegium Medicum, która planuje zaopiniować w ten poniedziałek - pozytywnie albo negatywnie, pomysł fuzji tych dwóch bydgoskich szpitali.

Czytaj więcej o planach połączenia bydgoskich szpitali:

A co konkretnie, może w tej kwestii zrobić Sejmowa Komisja Zdrowia?
Dyskusja na posiedzeniu Komisji, może być tylko pewnym elementem wsparcia takich czy innych rozwiązań. Jestem przekonany, że połączenie szpitali jest pomysłem złym i w tym przypadku nasze argumenty może przekonają rektora UMK, aby jednak tego błędu nie popełniał. Natomiast Sejmowa Komisja Zdrowia nie ma takich narzędzi, aby tę decyzję zablokować. Podobnie zresztą, jak minister zdrowia czy minister edukacji i nauki. W zasadzie rektor UMK o takiej fuzji może zdecydować jednoosobowo. Ale jeśli opowie się za połączeniem tych szpitali, to musi liczyć się z konsekwencjami. Jeżeli ktoś myśli, że przez fuzję dodadzą się kontrakty tych placówek przez co poprawi się wynik finansowy, to jest w głębokim błędzie. Osobiście uważam, że Szpital Uniwersytecki im. Jurasza pozostanie ze swoim kontraktem i co najwyżej będzie miał nieco większy - w zależności od tego, ile łóżek i o jakim profilu pozostanie w Szpitalu Uniwersyteckim im. Biziela, po tym połączeniu. Czy to da lepszy efekt ekonomiczny? W moim przekonaniu – nie.

W ogóle mało wiadomo o połączeniu tych bydgoskich szpitali….
Sytuacja jest dość zadziwiająca, bo ta decyzja zapada w jakimś określonym, wąskim gronie. Można odnieść wrażenie, że o tym co ma się wydarzyć w tej fuzji to wie tak naprawdę tylko rektor UMK i jego najbliższe otoczenie oraz dyrektor szpitala im. Jurasza wraz z kilkoma osobami. Ale za to nie wie nic dyrekcja szpitala im. Biziela i Rada Collegium Medicum, dyrektor bydgoskiego oddziału NFZ i prezes NFZ, którzy przecież finansują procedury medyczne realizowane w tych szpitalach. O szczegółach fuzji nie wie też ani minister zdrowia, ani minister edukacji i nauki. A przecież takie decyzje wymagają pełnej wiedzy, pełnej analizy, odpowiednich szerokich konsultacji także w tych dwóch resortach. Również w NFZ, a przede wszystkim konsultacji społecznych. Dopiero – w oparciu o te wszystkie zebrane dane należałoby podjąć odpowiednie decyzje, a słyszymy – choć ciągle jeszcze nieoficjalnie, że ta właściwie już zapadła. Stąd mój apel, aby Rada Collegium Medicum nie podejmowała decyzji w tej kwestii zbyt pochopnie. Przypomnę, że już raz taką podjęto. Położyła się ona cieniem na środowisku akademickim Collegium Medicum w Bydgoszczy i ze wstydem wspominamy do dzisiaj to, jak – co podkreślam, jednomyślnie władze ówczesnej Akademii Medycznej w Bydgoszczy dokonały samolikwidacji, samorozwiązania uczelni i zdecydowały o jej włączeniu w strukturę UMK w Toruniu. I to bez żadnych warunków. Więc apeluję i proszę, aby drugi raz częściowo ci sami ludzie, zasiadający teraz w Radzie Collegium Medicum nie podejmowali drugiej, tak pochopnej decyzji. Aby najpierw dokładnie poznali szczegóły tej fuzji.

O tym połączeniu rozmawiał pan osobiście z rektorem UMK w Toruniu?
Rozmawiałem z panem rektorem UMK mniej więcej dwa miesiące temu. Zaraz na początku, kiedy pojawił się ten temat. Mówiłem wtedy o funkcjonowaniu nie tylko samej uczelni i jej działalności naukowej, ale głównie o perspektywie pacjenta i jego zabezpieczeniu medycznym. Byłem wówczas przekonany o tym, że pan rektor podejdzie do sprawy bardzo racjonalnie i po analizie wszystkich danych dojdzie do wniosku, że nie jest to dobry pomysł. Wydawało mi się, że wówczas moje argumenty trafiły na podatny grunt, stąd jestem bardzo zdziwiony, że – a tak to na razie wygląda, w planach fuzji nic się nie zmieniło. Cały czas jestem jednak pełen wiary, że uda się ten proces powstrzymać. Jeżeli to ma być sposób na przenoszenie części klinik z Bydgoszczy do nowego szpitala wojewódzkiego w Toruniu, to jest to absolutnie błędna droga. Można w inny sposób przeprowadzić proces rozdziału i zmian w Collegium Medicum. UMK ze swoimi klinikami niech będzie w Toruniu, natomiast do Bydgoszczy – zgodnie z inicjatywą obywatelską, niech powróci Uniwersytet Medyczny i niech jego Collegium Medicum ma oparcie w bydgoskich szpitalach. Nie trzeba likwidować części szpitala im. Biziela, który jak najbardziej może posłużyć temu nowemu, bydgoskiemu Collegium Medicum. Albo, jeżeli pan rektor uważa - co jest dla mnie niezrozumiałe, że szpital ten nie jest mu potrzebny w takim kształcie jak obecnie, to niech go zwróci sejmikowi. Cofnijmy się o tych kilkanaście lat wstecz i niech ponownie będzie on szpitalem wojewódzkim, ale z pełnym dostępem dla pacjentów. Bo nie po to wówczas przekazano szpital im. Biziela rektorowi UMK, żeby – po kilkunastu latach, kolejny rektor miał ten szpital, przynajmniej częściowo likwidować.

Wspomniał pan o konsultacjach społecznych - ich, jak na razie nie było. Nie jest też znana oficjalnie żadna analiza, która by pokazała co da połączenie tych szpitali.
I tego nie rozumiem. Jestem zdumiony, że nie było takich rozmów i, że nie poznaliśmy do tej pory żadnych danych, analiz. A przypomnę, że jest plan zabezpieczenia medycznego, związany z dostępnością do świadczeń medycznych czy też mapa potrzeb zdrowotnych, którą przecież tworzy się od lat. A tu, jak nam ciągle nieoficjalnie wiadomo - nie patrzy się na to, czy mamy wystarczająco dużo łóżek na przykład neurologicznych czy kardiologicznych tylko dokonuje się takiej arbitralnej oceny, w oderwaniu od potrzeb zdrowotnych. Tak to nie może funkcjonować. Gdyby chodziło o jakieś zmiany w samej uczelni, to można by powiedzieć – nic do tego opinii publicznej. Ale jeżeli dotyczą one zdrowia mieszkańców, to już ta sprawa wygląda zupełnie inaczej. Bo nie jest wszystko jedno, czy pacjenci będą przyjmowani w jednym czy w dwóch szpitalnych oddziałach ratunkowych, a przecież już teraz są tu kolejki. Mówimy o potrzebach półmilionowej aglomeracji! Jeśli ktoś chce zorganizować leczenie w Bydgoszczy, tylko w ramach jednego SOR-u to faktycznie uzyska oszczędności, ale będzie to oznaczało zwolnienia medyków i dramatyczne pogorszenie sytuacji pacjentów. Na to nie może być zgody, byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne. Podobnie, jeśli zmniejszy się ilość klinik w szpitalu to faktycznie z tego powodu będzie w nich mniej pracowników i będzie zapewne mniej wydatków na pensje, ale to także znacznie pogorszy dostępność pacjentów do tych klinik. Zdrowie mieszkańców jest tu najważniejsze, dlatego w sprawie fuzji bydgoskich szpitali zjednoczyli się wszyscy, ponad podziałami. Wszyscy mówią jednym głosem, bo jest ogromne zaniepokojenie i duża niepewność, jak w tych szpitalach będzie wyglądało dalsze leczenie, a tym samym zabezpieczenie zdrowotne mieszkańców regionu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Te produkty powodują cukrzycę u Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tomasz Latos o sprzeciwie wobec decyzji UMK o fuzji szpitali : - W tej sprawie zjednoczyli się wszyscy, ponad podziałami - Gazeta Pomorska