Na pięknej drodze przez Puszczę Bydgoską pomiędzy Solcem Kujawskim i Nową Wsią Wielką (nie muszę polecać tego miejsca, bo ostatnio więcej tam jeździ rowerów niż samochodów) wykręciłem 52 km. Wynik niby zapisał się w aplikacji, ale następnego dnia zniknął i do tej pory się nie pojawił. W niedzielę natomiast w ogóle nie mogłem aplikacji uruchomić.
O tym, że to nie tylko mój problem, dowiedziałem się z prywatnego postu, który ktoś wrzucił do Facebooka. Pod postem ktoś inny skomentował, że nie ma się czym przejmować, bo to przecież zabawa i właściwie liczy się tylko zdrowie, jakie sobie dzięki rowerowi fundujemy. To zdanie o zdrowiu gdyby mówić umiały, pewnie oprotestowałyby moje cztery litery.
Moja głowa z kolei, która mówić umie, pyta jedynie o to, dlaczego nikt z organizatorów w porę nie powiadomił cyklistów o tym, że aplikacja zastrajkowała i nie przeprosił ich za nerwy i rozczarowanie. W powiadomieniach w aplikacji nadal nie znajduję ani słowa na ten temat. W tej sytuacji przykro też mi, że to moje miasto, Bydgoszcz, tę wpadkę firmuje.
