Dwadzieścia psów i dwa koty wyjechały w piątek do nowych właścicieli w Niemczech. Z bydgoskiego schroniska dla zwierząt zabrała je szefowa organizacji „Hunde in Not”.
- W niemieckich schroniskach jest o wiele mniej zwierząt. Tam osoby chcące zaadoptować psa czy kota muszą zapisywać się na specjalne listy. U nas jest zupełnie inaczej, niektóre zwierzęta nigdy nie doczekają się nowego właściciela - twierdzi Izabela Szolginia, szefowa bydgoskiego schroniska.
<!** Image 2 align=right alt="Image 11850" >Kilka miesięcy temu zgłosiła się do niej szefowa niemieckiej organizacji, Karen Fleckenstein, którą wcześniej zainteresowała strona internetowa schroniska przy ulicy Grunwaldzkiej.
- Nie od razu zaufałam. Najpierw poprosiłam o przesłanie statutu organizacji oraz dokumentów potwierdzających jej wiarygodność - opowiada Izabela Szolginia.
Fotka z Niemiec
Trzy tygodnie temu do Niemiec wyjechało pięć pierwszych psów. Do schroniska już dotarły zdjęcia trzech z nich z nowymi właścicielami. W piątek w specjalnie przygotowanym busie pojechały następne. Organizacja zwróciła również schronisku koszty, jakie trzeba było ponieść, by przygotować zwierzęta do podróży: kwarantanny, szczepienia, oznakowanie specjalnymi tatuażami lub chipami. W bydgoskim schronisku zostały natomiast: karma, środki higieniczne i ręczniki.
- Otrzymaliśmy już wiadomość, że pieski dojechały szczęśliwie i czekają na nowych właścicieli. Mam nadzieję, że współpraca z niemiecką organizacją rozwinie się tak pomyślnie, że nawet pieski, które długo czekają na nowy dom, znajdą właściciela - twierdzi dyrektorka schroniska.
- Zapotrzebowanie na psy wśród naszych sąsiadów jest bardzo duże. Co najważniejsze - zwierzęta wcale nie muszą być rasowe. Adoptowane są nawet te, które u nas raczej nie znalazłyby schronienia: brzydkie i kalekie. Wszystko dlatego, że w Europie Zachodniej prowadzi się politykę eutanazji, sterylizacji i kastracji, więc zwierząt jest tam o wiele mniej - tłumaczy Wojciech Muża, sekretarz generalny Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Nie do laboratoriów
Miłośnicy zwierząt twierdzą, że najlepiej by było, gdybyśmy nie musieli wywozić psów i kotów za granicę. Jeśli jednak nie udaje się znaleźć im domu w Polsce, trzeba szukać innych rozwiązań.
- Nie należy wierzyć w plotki, że wyjeżdżające psy czy koty sprzedawane są do laboratoriów i poddawane podejrzanym doświadczeniom. Każde z nich otrzymuje przecież specjalny paszport i numer identyfikacyjny. U nas, w kraju, śledzone są ich dalsze losy - wyjaśnia Wojciech Muża i dodaje, że dobrze traktowane, nawet dwu-, trzyletnie zwierzęta bez problemu powinny zaakceptować nowych opiekunów.