Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten upadek ciągle boli

Maria Warda
Fabryka była jego oczkiem w głowie. Często myśli o jej likwidacji i wtedy staje się bardzo nerwowy. Uspokaja się dopiero w ogrodzie.

Fabryka była jego oczkiem w głowie. Często myśli o jej likwidacji i wtedy staje się bardzo nerwowy. Uspokaja się dopiero w ogrodzie.<!** Image 2 align=none alt="Image 208774" sub="Tadeusz Stolarek ciągle nie może pogodzić się z likwidacją żnińskiej cukrowni / fot. Maria Warda">

Mam wrażenie, że był Pan jedynym szefem żnińskiej cukrowni.

Żartuje Pani oczywiście. To nie byłoby możliwe. Przecież nasza fabryka ma ponad sto lat. Ja przez 14 lat byłem zastępcą dyrektora. Dyrektorem zostałem w 1996 roku, po Bronisławie Kędziorze.

Dla mnie Pana rządy kojarzą się z rozwojem fabryki, w przeciwieństwie do Pana śp. poprzednika, który niestety z powodu sposobu zarządzania cukrownią, trafił do więzienia.

Na proces do Koszalina trzeba było wynająć autobus, tylu świadków zostało wezwanych. Po latach inaczej patrzę na tę sprawę. Może Kędzior wcale nie był taki niebezpieczny. Może miał jakąś koncepcję, ale nie potrafił dobrze realizować swego pomysłu. Bardzo dobrym dyrektorem był Alfons Lewandowski, ale też miał kłopoty ze zwiększeniem produkcji.

Panu się to udało.

Było to możliwe, ponieważ w żnińskiej cukrowni większość ludzi to fenomenalni fachowcy. Nie tylko ci na kierowniczych stanowiskach, ale także robotnicy, panie z laboratorium i wielu innych, których nie sposób już wymienić. Dla nich praca w naszej fabryce była powodem do dumy. Chciałbym wszystkim podziękować za wspaniałą postawę. Byłem zawsze zwolennikiem estetyki, starałem się, aby wszędzie było czysto i przytulnie. Kiedy ruszała kampania byłem gościem w domu. Wolałem wszystkiego dopilnować sam. Wprowadziłem nowe technologie. Podwoiłem produkcję z 20 do 40 tysięcy ton cukru rocznie. Sto TIR-ów załadowanych naszym wyrobem codziennie opuszczało naszą firmę. Wraz ze wzrostem produkcji zadbaliśmy o ekologię, wybudowaliśmy zakładową oczyszczalnię ścieków.

Nasz cukier kupowano za wschodnią granicą.

Handlowaliśmy, między innymi, z Ukrainą, Grecją, Białorusią. Sprzedawaliśmy im to, co wyprodukowaliśmy ponad limit. Ten cukier był tańszy, ale i tak ja miałem zysk. Niestety, mieliśmy problem z polskimi celnikami. Zamiast wysyłać cukier dalej, zaczęli go sprzedawać w Polsce po wyższej cenie. Kiedy interweniowałem usłyszałem: „Pan sprawdza nas, celników?”. Nie dałem się.

Pomimo tak dużych sukcesów, dumy Żnina nie udało się uratować.

To boli mnie do dziś. Miałem nadzieję, że uda się powstrzymać ten proces. Byłoby to możliwe gdybyśmy wcześniej stali się spółką. Zwróciłem się do rolników starszego pokolenia z nadzieją, że posiadają akcje. Niestety, zgłosił się tylko jeden. To były czasy, kiedy ludzie nie mieli przekonania do akcji, nie rozumieli, że akcja to pieniądze, a jednocześnie udziały fabryki, która była spółką Skarbu Państwa.

Grabarzem zakładu stała się Krajowa Spółka Cukrowa.

Próby reformy cukrownictwa podejmowano już w 1996 roku, wtedy powstały holdingi. Wcześniej, bo w 1995 roku została przyjęta ustawa o regulacji rynku cukru. Łatwo nie było, ale dawałem radę, miałem bowiem świadomość, że skoro podjąłem się tej niełatwej funkcji muszę podejmować trudne decyzje. Niestety, od powstania KSC zaczął się upadek cukrowni.

Jak Pan zareagował, kiedy dowiedział się o zamiarze likwidacji?

To było dzień przed świętami wielkanocnymi. Nogi się pode mną ugięły. Powiedziałem im: „Nie spodziewałem się takiego świństwa”, czy coś w tym rodzaju. Po świętach powiedziałem to ludziom. Najbardziej zbulwersowało mnie stanowisko Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi Senatu RP. Napisali nam, że ograniczenie ilości funkcjonujących cukrowni może być szansą dla polskich rolników, przedsiębiorców i załóg na produkcję suszu dla przeżuwaczy. To pismo przechowuję do dziś, jako dowód ich głupoty.

Co osładza Pana życie?

Teraz żyję pracą w ogrodzie. Syn ma piękny sad, pomagam mu w utrzymaniu. Czasem idę z żoną na koncert. Lubię muzykę. Moją ulubiona artystką jest Krystyna Giżowska. Mam piękne wspomnienie z festiwalu w Sopocie, który odbył się w hali stoczni. Byłem wówczas w wojsku, a żołnierze mogli wejść za darmo. Najpierw wystąpiła elegancko ubrana Katarzyna Bovery, a po niej na scenę weszła Karin Stanek. Ubrana w dżinsy, z gitarą w ręku zaśpiewała „Malowaną lalę” . Widownia szalała. To było wspaniałe przeżycie.<!** reklama>

Ma Pan jakiś kontakt z obecnym kierownictwem cukrowni?

Zapomnieli o nas, nie zapraszają. Emeryci dla nich nie istnieją.

TECZKA PERSONALNA

Tadeusz Stolarek - Absolwent Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Oznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Ostatni dyrektor żnińskiej cukrowni, gdzie pełnił jednocześnie funkcję prezesa zarządu. Dumny dziadek 7 wnucząt. Odpoczywa pracując w sadzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!