Najczęściej są po prostu okradani, najrzadziej naciągani na wydatki. Do pilnowania wynajmują ochroniarzy, ale ci bywają z kradnącymi w zmowie.
<!** Image 2 alt="Image 167135" sub="Infografika Kamil Mójta">Rzecznicy inspekcji pracy i Prokuratury Okręgowej przyznają w rozmowie z „Expressem”, że prawie zawsze zajmują się sytuacjami dokładnie odwrotnymi - postępowaniami, w których pracownicy są poszkodowani przez pracodawców. Tymczasem to środowisko, także bydgoskie, służy przykładami kantowania szefów przez zatrudnionych.
- Słynna kiedyś historia z soleckim Drobeksem. Firma ochroniarska ścigała sprawców kradzieży dosłownie po całej Polsce. Można powiedzieć, że pod odzieżą pracowników wynoszono tyle mięsa, że zasiliłoby cały drugi rynek sprzedaży drobiu - opowiada jeden z biznesmenów. - Trzeba przyznać, że system był świetnie zorganizowany, ale udało się ten proceder ukrócić. Gorzej wyszedł na próbie ukarania złodzieja szef firmy z Wierzchosławic. Przekonany o tym, że jest okradany, próbował zainteresować tym odpowiednie służby. Bezskutecznie. W efekcie, w asyście straży przemysłowej dostał się do garażu podejrzanego i rzeczywiście, znalazł tam przemysłowe ilości produktu. Jego działanie było jednak bezprawne i to on dziś ponosi konsekwencje.
<!** reklama>
Przytoczone historie dotyczą pospolitych kradzieży. Sposobów na pomniejszanie majątku pracodawców jest jednak, jak wynika z opublikowanych właśnie wyników badań zleconych przez Euler Hermes, znacznie więcej. Przy raporcie to towarzystwo ubezpieczeniowe współpracowało z Uniwersytetem Szczecińskim, który przepytał 165 przedsiębiorców (w tym także z Bydgoszczy). Okazuje się, że w ciągu ostatnich dwóch lat aż 77 proc. z nich padło ofiarami jakiegoś nieuczciwego działania pracownika. To jednak mniej niż rok wcześniej (blisko 90 proc.). Coraz więcej z nich deklaruje, że widzi bezpośredni wpływ takich działań na stan swoich finansów (15 proc. było poszkodowanych w ten sposób na stratę 50-100 tys. zł). Największą plagą są nadal kradzieże (43 proc.) i przywłaszczenia (23 proc.). Dalej lokują się: oszustwa komputerowe, kradzieże danych osobowych (w celu konkurencyjnego wykorzystania), wyłudzenia towaru i nadmierne wydatki (na benzynę, telefony komórkowe i inne). Ankietowani zaznaczali tylko wykryte przypadki. Do wykrycia nadużyć przyczyniają się najczęściej „rutynowe działanie nadzorcze” (40 proc.) oraz (w 24 proc.) przypadek. Co ciekawe, w 21 proc. przysługują się szefom anonimowe donosy współpracowników, a tylko w jednym procencie kontrole zlecone zewnętrznym audytorom. Biznesmeni uważają najczęściej, że do zapobieżenia wszelkiego rodzaju przekrętom wystarczy system ochrony i monitoringu (21 proc.). - Niestety, nie zdają sobie sprawy z tego, że to za mało. Praktyka pokazuje bowiem, że sprawcy współpracują z osobami odpowiedzialnymi za ochronę - twierdzi Bartosz Pikuła z Euler Hermes. Niektórzy szefowie bardziej ufają więc niezapowiedzianym kontrolom lub... kodeksowi etycznemu firm.
Według badań, Najczęściej sprawcą nadużyć jest pracownik działu zaopatrzenia (39 proc.), sprzedaży (29 proc.), produkcji (równie często surowce bywają kradzione co marnowane) oraz magazynu. Badaniom poddano firmy, wśród których najwięcej było spółek z o.o., zatrudniających głównie pracowników z wykształceniem... średnim.
- Mijają czasy dorobkiewiczów, których pracownicy nie szanują - uważa Andrzej Matusewicz, dyrektor Loży Bydgoskiej Business Centre Club.
- Roman Kluska, twórca spółki Optimus, opowiadał kiedyś, jak na początku działalności ukrócił proceder kradzieży z firmy. Jeśli ginęła jakaś część, wiadomo było, że musi być szukana do skutku, z udziałem wszystkich pracowników. Od razu okazało się, że nikomu nie uśmiecha się siedzieć za darmo po godzinach i załoga sama zadbała o uczciwość - mówi Andrzej Matusewicz. - Dziś te czasy powoli mijają, zmienia się świadomość - i pracodawców, i pracowników. Rynek w naturalny sposób wypiera dorobkiewiczów, oszczędzających (często z przekroczeniem prawa) na zatrudnionych. Wspomniany Roman Kluska twierdził też, że dobra firma to taka, w której załoga chce się z własnej woli spotykać na imprezach integracyjnych. To znak, że dobrze się tam dzieje, panuje prawidłowa atmosfera, ludzie się identyfikują z własnym przedsiębiorstwem. Są świadomi, że pomyślność zakładu dobrze rokuje perspektywom pracy. Certyfikowana firma, o dobrej marce i opinii na rynku, jest pożądanym miejscem pracy, niewielu tam jest takich, którzy pochopnie, poprzez oszustwa czy przywłaszczenia, chcieliby się narazić na jej utratę. Mam wrażenie, że wśród średnich i dużych przedsiębiorców skala pracowniczych nadużyć jest niewielka. Jeśli już problem ten może dotykać firm najmniejszych, kilkuosobowych, a tych jest znacząco dużo.
