To już pół roku, odkąd odszedł Andrzej Przybielski - człowiek wolny, artysta. Jego środowiskiem naturalnym była jazzowa awangarda, w której teraz jest wyrwa. Trudno ją wypełnić, ale są wspomnienia. I muzyka.
<!** Image 2 align=none alt="Image 176917" sub="Sławek Janicki">- Do obiadu zajmuję się dźwiękami i każdy dzień jest roboczy (...) Pracuję tak, jakbym był nieśmiertelny, zajmuje mnie twórcze życie, a nie myśli o śmierci - wyznał cztery lata temu, nie widząc w tym nic nadzwyczajnego, Andrzej Przybielski. Dziś, gdy mistrza jazzowej improwizacji już nie ma, film, który w „Mózgu” zrealizowali Sławek Janicki i ZbyZiel, jest dokumentem bezcennym. I choć nie padają tam słynne słowa: „Trąbka, bracie, to jest piękny instrument” i tak brzmią niczym credo artysty.
Jak szewc, bez... płyty
<!** reklama>Andrzej Przybielski daleko w tyle pozostawił przysłowiowego szewca, który bez butów chodził. Do dóbr materialnych nie przywiązywał wagi, ale że płyty brak... Niewiarygodne! Gdy odchodzi człowiek twórczy, żal łagodzi pozostawiona spuścizna, która pamięć o nim czyni żywą. Tymczasem Przybielski, będąc na polskiej scenie jazzowej ponad 40 lat, nagrywając z setkami muzyków dziesiątki płyt, nie wydał swojej własnej - autorskiej.
<!** Image 3 align=right alt="Image 176917" sub="Andrzej Przybielski">Zdumienie osłabia dopiero fakt, że nie dziwi to specjalnie ludzi, którzy wirtuoza freejazzowej trąbki znali bliżej. - Cały Andrzej, który nigdy nie dbał o swoje interesy... - mówią zgodnie. Dla niego liczyła się tylko muzyka. - Kiedyś, kilka dni po załatwieniu mu czegoś w rodzaju jednorazowego stypendium, usłyszałem w słuchawce: „Bracie, kupiłem kornet” - Józef Eliasz wspomina swoje obawy, czy aby nie poszły na instrument otrzymane 3 tysiące.
- Oczywiście, podejrzenia okazały się słuszne - muzyk przyznaje, że wtedy irytacja na niefrasobliwość klepiącego biedę trębacza walczyła w nim z podziwem dla oddania Przybielskiego muzyce. - Ja bym tak nie potrafił...
Wtrącenia na miarę sztuki
Sprawy przyziemne długo były poza zainteresowaniem Majora, jak chciał być nazywany. Tomasz Stańko żartował: „Z wojskowych najbardziej cenię majora Andrzeja Przybielskiego, a z królów - Władysława Jagiełłę”. Cóż, lubił, żeby jego było na wierzchu... Nie podporządkowywał się nawet nutom, jak wspomina grający wielokrotnie z Przybielskim perkusista Rafał Gorzycki.
Był mistrzem improwizacji, a w jazzie to umiejętność wielce pożądana. I tu Przybielski był nieprzewidywalny. Muzycy wspominają, że wtrącał swą - genialną skądinąd - trąbkę w najmniej oczekiwanych momentach. „Preferował granie w kontrapunkcie, granie z doskoku, niejako puentą, przez co nigdy nie epatował techniką ani długimi solówkami” - napisał po śmierci Przybielskiego Marcin Oleś, który pierwsze wspólne koncerty z mistrzem zagrał jeszcze pod koniec lat 90.
<!** Image 4 align=none alt="Image 176917" sub="Bracia Oleś">Blisko dekadę później bracia Oleś (tworzą duo: Marcin - kontrabas, Bartłomiej - perkusja) występowali z Przybielskim na 25. Ealing Jazz Festival w Londynie. Jedna z recenzji donosiła: „Rzadko można zobaczyć, aby na tym festiwalu ludzie z wrażenia wstawali z krzeseł!”, co zadowolony trębacz skomentował po swojemu: „Byliśmy zgrani jak trzy struny bałałajki”. Bo wtrącać się trzeba umieć!
<!** Image 5 align=right alt="Image 176917" sub="Grzegorz Nadolny">Odczarowana dziewiątka
W dacie urodzin Andrzeja Przybielskiego widnieje cyfra 9 (sierpień 1944 r.), która powtarza się i przy dacie śmierci (luty 2011 r.). Nie przypisując temu przypadkowi żadnych magicznych mocy, warto wszakże zwrócić uwagę na... kolejną 9, która znalazła się w biografii mistrza dokładnie dwa miesiące po tym, jak jego gra na ukochanej trąbce zyskała wymiar jeszcze bardziej metafizyczny niż dotychczas.
To 9.04. bowiem swoją premierę miała płyta sygnowana Andrzej Przybielski&Oleś Brothers pt. „De Profundis”. Jest ona zapisem bydgoskiego koncertu z wiosny 2010 r. i ostatnią w przebogatej (ale wspólnej z innymi!) dyskografii legendy jazzu.
Znajdują się w niej i wcześniejsze dokonania z braćmi Olesiami - od pyty „Free Bop”, przez tę z Custom Trio, po album rejestrujący dokonania Trio Abstract. Z kim zresztą Andrzej Przybielski nie nagrywał! Są na tej liście, m.in., Andrzej Kurylewicz i Czesław Niemen, SBB i Stanisław Soyka, nie mówiąc już o bydgoskich muzykach... I to oni dają dziś nadzieję, że „De Profundis” nie będzie ostatnim zapisem koncertu Majora/Andy’ego (bo i tak go nazywano). Zapewniał o tym także znany bydgoski basista, Grzegorz Nadolny, i lider Eljazz Big Bandu, Józef Eliasz - trudno o lepszą gwarancję!
Obecność Nieobecnego
Obaj jazzmani stawią się 16 sierpnia na Starym Rynku, gdzie o godz. 17.00 rozpocznie się koncert poświęcony Andrzejowi Przybielskiemu. - Mam satysfakcję prowadzenia tego spotkania muzyków, którzy współpracowali z Andrzejem - mówi Józef Eliasz, dodając, że dla niego to okazja do osobistych wspomnień o niekonwencjonalnym życiu mistrza jazzowej awangardy. Bywało ono barwne, ale i dotkliwie bolesne z powodu braku akceptacji dla norm rządzących tym nie najlepszym ze światów...
Zaduma, ale też - mimo wszystko - pochwała życia, które tak twórczo, acz niepokornie wiódł Przybielski, towarzyszyć będzie koncertowi pamięci. W jazzowych improwizacjach o nieobecności usłyszymy Rafała Gorzyckiego z zespołem, braci Oleś, Sławka Janickiego z zespołem, Grzegorza Nadolnego z zespołem oraz Wojciecha Konikiewicza z zespołem.