Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak się zostaje generałem

Renata Napierkowska
Od roku Krzysztof Mitręga dowodzi brygadą w Inowrocławiu. Jest pierwszym dowódcą jednostki wojskowej Garnizonu Inowrocław, który ma stopień generała. Awans otrzymał w dniu święta Wojska Polskiego, w wieku 48 lat.

<!** Image 2 align=none alt="Image 195079" sub="fot. Renata Napierkowska">

Panie Generale, co spowodowało, że wybrał Pan po maturze szkołę oficerską i został zawodowym żołnierzem?

W 1983 roku wstąpiłem do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Rakietowych i Artylerii w Toruniu. Jak każdy mały chłopak, oglądałem kapitana Klossa i czterech pancernych. Przede wszystkim jednak wpływ na wybór szkoły miało to, że ojciec był żołnierzem zawodowym, więc od urodzenia byłem przy wojsku. Ojciec był artylerzystą, a ja poszedłem w jego ślady.

Czy już wtedy, wstępując do szkoły, marzył Pan o tym, żeby zostać generałem?

Każdy żołnierz nosi buławę w plecaku. 19-letni człowiek tak daleko jednak w przyszłość nie wybiega. Moim największym marzeniem było wtedy, żeby zostać pełnym pułkownikiem. To wydawało mi się realnym zamierzeniem. Mniej realne wydawało się, żeby zostać dowódcą Garnizonu Toruń czy komendantem wyższej szkoły oficerskiej. Obydwa marzenia zrealizowałem, bo awansowałem na pułkownika, a potem zostałem komendantem Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia i dowódcą toruńskiego garnizonu. To było ciekawe przeżycie, bo pracowałem w miejscu, gdzie mój ojciec zdobywał szlify oficerskie. Pamiętam, że jako dowódcy baterii 4. Pułku Artylerii na ćwiczeniach w listopadzie po raz pierwszy zaświtała mi myśl, że nie chcę chodzić do końca życia w gumofilcach i w nakrętce na głowie. To był chyba motor mojej kariery.

Długą Pan przeszedł drogę od szkoły oficerskiej do miejsca, w którym jest teraz?

Zanim trafiłem do Inowrocławia i przejąłem dowodzenie brygadą lotnictwa, ukończyłem kilka uczelni, w tym studia w USA. Mam taką zasadę, którą przekazuję wszystkim podwładnym, że na pytanie przełożonego, dotyczące własnego rozwoju, zawsze odpowiada się tak. Jeśli na pierwsze pytanie odpowie się nie, to następnego już nie będzie. Dlatego na pytanie przełożonych, czy chcę wyjechać na studia do USA, odpowiedziałem - tak. Zostałem skierowany do ambasady amerykańskiej na egzamin językowy. Potem była pierwsza część studiów, czyli kurs językowy w Texasie w San Antonio. Po dwóch i pół miesiąca wraz z żoną i córką przejechałem Stany Zjednoczone. Łącznie 2444 kilometry do Pensylwanii, gdzie uczyłem się przez 12 i pół miesiąca w Akademii Wojennej Armii Stanów Zjednoczonych. W tym miejscu spotkało się 46 nacji z całego świata. Nie mieliśmy statusu studentów, ale byliśmy fellows, czyli partnerami do wymiany doświadczeń. Byłem tam jedynym Polakiem, więc jednocześnie pełniłem rolę polskiego ambasadora. Przygotowywałem informacje na temat kształcenia, historii, kultury, ruchów patriotycznych. Dla mnie to było ciekawe doświadczenie nie tylko wojskowe, ale i cywilne, a dla mojej rodziny pobyt w USA był wielką przygodą i jednocześnie wyzwaniem. To nie była zresztą moja pierwsza zagraniczna uczelnia, bo szkoliłem się dwukrotnie w szkołach NATO-wskich. Ukończyłem też Akademię Obrony Narodowej w Warszawie i cywilne studia podyplomowe na Uniwersytecie Szczecińskim na kierunku zarządzanie przedsiębiorstwem.

Po powrocie ze Stanów nie czekał jeszcze na Pana awans na generała?

Z USA wróciłem do Torunia w przeddzień Bożego Ciała, a w następnym tygodniu już meldowałem się w departamencie kadr i udałem się na pierwszą rozmowę do szefa Artylerii Wojsk Lądowych, gdzie otrzymałem pierwszą propozycję pracy. Dwie godziny później podczas rozmowy z szefem zarządu planowania strategicznego padła kolejna propozycja, którą z wielkim entuzjazmem przyjąłem. Otrzymałem pierwsze stanowisko generalskie w moim życiu w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego w Warszawie, gdzie spędziłem dwa lata. Później od ministra obrony narodowej otrzymałem zadanie utworzenia w Inowrocławiu 1. Brygady Lotnictwa Wojsk Lądowych. Dowodzenie brygadą od początku sprawia mi niesamowitą satysfakcję.

Po roku został Pan generałem. Jakie emocje Panu towarzyszyły podczas tych uroczystości?

Największe wzruszenie przeżyłem 1 sierpnia, kiedy zadzwonił do mnie szef MON pan Tomasz Siemoniak i pogratulował mi nominacji na pierwszy stopień generalski. To była prawdziwa burza emocji, chwila zadumy oraz oczywiście podzielenie się tą nowiną z najbliższą rodziną: żoną, mamą, teściami. Potem przyszedł czas oczekiwania na ogłoszenie listy nominacji w Internecie. Rodzina od początku przyjęła tę informację bardzo entuzjastycznie. Była ogromna radość, gratulacje. Tego entuzjazmu nie zrozumie ktoś, kto nie ma w rodzinie żołnierza. Generał to najwyższy stopień w wojskowej hierarchii, ale także składowa wielu czynników: lat kształcenia się, ciągłej nieobecności w domu, wielu wyrzeczeń nie tylko z mojej strony, ale i żony, która na barkach ma cały dom, to także uwieńczenie służby. W rodzinie wojskowej żona jest motorem kariery męża albo jej hamulcowym. Albo zgadza się na samotne wychowywanie dzieci, albo trzyma męża przy sobie. Jak powiedział mi jeden z generałów podczas składania gratulacji, że otrzymując ten awans przeszedłem Rubikon. Na pozór nic się nie zmieniło w moim życiu, ale na pewno zyskałem inne spojrzenie na życie i przyszłość. Mamy 120 generałów i sto dwadzieścia tysięcy żołnierzy, więc nigdy nie ma gwarancji, że się ten awans w końcu dostanie.

Czym dla Pana jest służba wojskowa?

Żołnierzem, a tym bardziej dowódcą, jest się 24 godziny na dobę. Jak ktoś myśli inaczej, to nie jest dobrym szefem. W tym czasie trzeba jednak znaleźć chwilę na inne zainteresowania, by ze zdwojoną siłą wrócić do swoich zadań zawodowych. Służba jest bardzo ważna, ale najważniejsza jest rodzina. Żołnierz może mieć kilka priorytetów, ale bez zaplecza rodziny nic się nie uda. Miałem to szczęście, że trafiłem na wspaniałą kobietę, która mnie wspiera.

Jak spędza Pan wolny czas?

Jeżdżę dużo na rowerze górskim, a wraz ze mną cała rodzina, czyli córka Wiktoria, która teraz idzie do pierwszej klasy i żona Grażyna, która pracuje w finansach. Uwielbiam grać w tenisa ziemnego, zagram też w stołowego i nawet nieźle mi to wychodzi. W wolnym czasie uwielbiam wędkować. Mogę godzinami patrzeć na spławik i to mnie znakomicie odpręża i uspokaja. Urlop spędzam w zależności od pory roku: w styczniu czy lutym wyjeżdżamy w góry, w maju do Puszczy Białowieskiej i tam spacerujemy po rezerwacie, zwiedzamy Podlasie, lipiec i sierpień to wyjazdy nad morze i nad jezioro. Zajmuje się też grafiką. Lubię rysować zwykłym czarnym piórem i wykonywać precyzyjne naprawy, na przykład biżuterii. W czasie podróży sięgam po dobrą książkę.<!** reklama>

Jakie zadania stawia sobie Pan Generał na najbliższa przyszłość w inowrocławskiej brygadzie?

Jest wiele rzeczy do zrobienia. Przede wszystkim rozbudowa infrastruktury na lotnisku w Latkowie, utworzenie wojskowego portu lotniczego z prawdziwego zdarzenia według norm NATO, utworzenie i wyposażenie w najnowocześniejszy sprzęt Centralnej Grupy Taktycznych Zespołów Kontroli Obszaru Powietrznego. To także rozbudowa struktury teleinformatycznej brygady i przystosowanie do wymiany na nowoczesne statki powietrzne. To zadania dowódcy brygady, a jako dowódca garnizonu chcę zwiększyć udział wojska i jego znaczenie w uroczystościach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!