- Już parę ładnych lat nie spotkałem się z pacjentkami z kiłą, rzeżączką lub rzęsistkowicą - mówi dr Lech Mizarewicz, ordynator ze szpitala w Chełmży.
<!** Image 3 align=right alt="Image 59360" sub="Klienci tzw. tirówek, które spotkać można przy drogach, są szczególnie narażeni na złapanie „brzydkiej” choroby / Fot. Adam Zakrzewski">Chorobami wenerycznymi można się zarazić przede wszystkim przez kontakty seksualne, ale nie tylko. Niektórymi także w czasie korzystania z publicznej toalety, sauny lub basenu. Jedne są łatwe do wyleczenia i niegroźne dla zdrowia. Inne wywołują poważne powikłania. Mogą nawet prowadzić do bezpłodności.
- Mąż pracował kilka miesięcy za granicą. Już wcześniej przypuszczałam, że nie był mi wierny. Teraz jestem pewna. Zaraził mnie brzydką chorobą. Wmawia mi, że złapałam ją na basenie. Mój ginekolog taką ewentualność wyklucza, a mąż odmawia pojścia do lekarza - nie kryje niepokoju pani Wioletta.
Co ciekawe, nie tylko pacjenci często ukrywają „te” choroby i odraczają moment zgłoszenia się do specjalistów. Niechętnie mówią o nich także lekarze i pielęgniarki. Jeśli już, to wolą anonimowo.
- Tymi chorobami zajmują się poradnie dermatologiczno-wenerologiczne. Jeśli do nas czasami zgłasza się ktoś z podejrzanymi objawami, to raczej dzieje się tak przypadkowo - mówi dr Wojciech Kulpa z poradni chorób zakaźnych przy Wojewódzkim Szpitalu Obserwacyjno-Zakaźnym w Toruniu.
Dyrektor szpitala, dr Elżbieta Strawińska, zaznacza, że w ostatnim czasie nie obserwuje zwiększonej liczby pacjentów z chorobami wenerycznymi. O niczym to jednak jeszcze nie świadczy.
<!** reklama left>- To wcale bowiem nie znaczy, że tych chorób nie ma. Większość tych schorzeń leczy się bowiem ambulatoryjnie. Pacjenci trafiają do poradni dermatologicznych, często prywatnych. Choroby te wciąż traktowane są jako wstydliwe - podkreśla dyrektor Strawińska.
Do dermatologa niepotrzebne jest skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. Badania można zrobić anonimowo, ale nie wszyscy korzystają z tej możliwości.
- Nikt o tym nie myśli, ale ze Wschodu zalewa nas fala typowych chorób wenerycznych i innych przenoszonych drogą płciową. Ludzie zapomnieli, czym to grozi, ale dla człowieka, który to ma, może się to źle skończyć. Każda choroba weneryczna nieleczona prowadzi do uszkodzenia narządów wewnętrznych - mówi pielęgniarka z przychodni Mediderm. - Najwięcej zgłasza się do nas pacjentów z kiłą, rzeżączka i chlamydiozą.
Chorób przenoszonych drogą płciową jest w sumie kilkanaście.
- Już parę ładnych lat nie spotkałem się z pacjentkami z kiłą, rzeżączką lub rzęsistkowicą. Konsekwencją tych dwóch ostatnich schorzeń może być nawet niepłodność. Nie ma natomiast takiego zagrożenia w przypadku kiły - podkreśla dr Lech Mizarewicz, ordynator oddziału położniczo-ginekologicznego w Szpitalu Powiatowym w Chełmży, prowadzący również praktykę w Toruniu. - Prawdopodobnie chore trafiają do dermatologów, ale i tak wiedziałbym o tym, gdyby chodziło o moje pacjentki.
Nie udało nam się dotrzeć do rejestrów medycznych „wstydliwych chorób”. - Chorób wenerycznych w ogóle nie rejestrujemy - zaznacza Marta Zakrzewska, wicedyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Toruniu. - Rejestry prowadzi Wojewódzka Poradnia Dermatologiczna w Bydgoszczy.
Tam jednak nikt nie chciał nam zdradzić, czy w ostatnim czasie w naszym regionie wzrosła liczba zachorowań i ile ich właściwie jest. Oficjalne liczby i tak nie oddają skali problemu, ponieważ chorzy leczą się przede wszystkim w prywatnych gabinetach.