Gdy Ośrodkiem Chopinowskim w Szafarni rządziła wyrazista jak „kakadu w upierzeniu godowym” Elżbieta Buler, jakoś nikt nie śmiał zarzucać jej bezguścia. Dziś słowo kicz na określenie tamtej Szafarni pojawia się w ustach wielu, a zmianom przyklaskują prawie wszyscy. Jednak do ostatecznego pożegnanie z tamtą epoką jeszcze nie doszło.
<!** Image 2 align=right alt="Image 142512" sub="Elżbieta Buler sprawiała wrażenie artystki zakochanej w Chopinie. Niewielu wiedziało, że kierując ośrodkiem była równocześnie nauczycielką nauczania początkowego na pełnym etacie. Agnieszka Brzezińska (poniżej) jest muzykiem. Gra na fortepianie, organach, flecie, prowadzi też chóry. ">- Nie skończyłem studiów matematycznych, ale tyle wiem, że wspólnego mianownika te panie nie mają - przekonuje Janusz Wiwatowski, członek Rady Sołeckiej Szafarni, niewielkiej miejscowości położonej kilkanaście kilometrów od Golubia-Dobrzynia, słynącej z Ośrodka Chopinowskiego. - W ciągu roku wszyscy poznaliśmy i polubiliśmy nową dyrektorkę, pałac stał się dla nas wreszcie dostępny, a muzyki jest tyle, co w kilku poprzednich latach łącznie.
W tym przypadku porównań nie da się uniknąć i robią to wszyscy, którzy bywali w Szafarni kiedyś i znajdą się tam dzisiaj. Tym bardziej że poprzednia dyrektorka, kierująca placówką od 1991 do 2008 roku, ciągle jest obecna na kartach licznych folderów, uśmiecha się z pamiątkowych kartek pocztowych, przemawia z filmu reklamowego... Tego typu materiałów pozostały po niej w ośrodku tony.
<!** reklama>Wiele nieprawidłowości
- Bulerowa lubiła siebie wyeksponować. To ona tu była ważna, a nie Chopin. Jestem przekonany, że na dziesięć pamiątek z Szafarni, dziewięć związanych było z nią - dodaje Janusz Wiwatowski. - A największe wrażenie robił portret w stylu „Elżbieta w glorii”, potworny kicz, namalowany przez jakiegoś pacykarza, bo zupełnie z pominięciem światła. Ona w obcisłej różowej sukience młodszej siostry, z wyeksponowanym biustem, coś jak pijana George Sand albo papuga kakadu w upierzeniu godowym. Całe szczęście, że ten bohomaz ze sobą zabrała.
<!** Image 3 align=left alt="Image 142512" >O tym, co jeszcze zabrać miała odwołana przez Urząd Marszałkowski w październiku 2008 roku Elżbieta Buler, krążą w okolicy legendy.
- Wiadomo, że zegar duży wzięła, który był darem od Metronu, poginąć miały jakieś dokumenty, a po pierwsze, zabrała kronikę ośrodka - wymienia Roman Sławkowski, mieszkaniec wsi, który, tak jak pozostali, cieszy się z otwarcia pałacu dla lokalnej społeczności. - Bo za Bulerowej byliśmy tu niemile widziani, oskarżani o złodziejstwa, ośmieszani.
Jednak nie z powodu umiłowania do wyszukanych strojów i niechęci do środowiska wiejskiego odwołano Elżbietę Buler.
- Wykryliśmy wiele nieprawidłowości - wspomina Alfred Rak, dyrektor Wydziału Kontroli i Audytu Urzędu Marszałkowskiego. - Dokumentacja ośrodka okazała się nierzetelna, znaleźliśmy szereg rozbieżności, błędy rachunkowe na umowach o dzieło, brak pokwitowań odbioru nagród. Pani dyrektor organizowała bale sylwestrowe z pominięciem księgowości. To znaczy, że wykorzystywała majątek województwa, jakim jest ośrodek, do prywatnych celów. Ale sprzątaczce za przywrócenie w pałacu porządku płaciła już z wojewódzkiej kasy...
Kluczowy wydaje się miesiąc po odwołaniu Elżbiety Buler, która natychmiast poszła na zwolnienie lekarskie. Jednak - jak przyznają pracownicy - bardzo często pojawiała się w ośrodku.
<!** Image 4 align=right alt="Image 142512" sub="Hol ośrodka, ulubione miejsce Elżbiety Buler tuż obok złotego Frycka na cokole. Obecnie stoi na nim telewizor przekazujący obraz i dźwięk z sali koncertowej. / Fot. Jacek Kiełpiński">- Nasi kontrolerzy na szczęście zastali ją tam 27 listopada 2008 roku, czyli miesiąc po odwołaniu - dodaje Alfred Rak. - To wtedy odebrano jej klucze i komórkę służbową.
Agnieszka Brzezińska, następczyni Elżbiety Buler, weszła do ośrodka 5 stycznia 2009 roku.
- Najpierw zajęłam się samym obiektem, któremu pospieszny remont przeprowadzony przez poprzedniczkę nie wyszedł na dobre - wspomina. - Na samo osuszenie budynku trzeba wydać ponad sto tysięcy złotych. Wprowadziłam księgowość i bankowość elektroniczną. Próbując odzyskać kronikę zrozumiałam, że współpracy z poprzednią szefową raczej nie będzie.
Na list z prośbą o zwrot kroniki odpowiedział adwokat Elżbiety Buler, który wcześniej był opłacany z kasy ośrodka (występował chociażby w jej głośnym sporze sądowym z wójtem gminy Radomin). - Twierdzi, że kronika należy do pani Buler, bo wykonywać ją miała, korzystając z prywatnych materiałów biurowych w czasie poza pracą - dodaje Agnieszka Brzezińska. - To dziwne, bo co rusz natykamy się na spore faktury dotyczące bliżej nieokreślonych materiałów biurowych. Opisane są, tak jak i pozostałe, bardzo ogólnie. Jak rozumiem, oczekuje się ode mnie, że wyprostowując liczne błędy księgowe z lat 2006-2008 przygotuję odpowiedni materiał, a następnie złożę zawiadomienie do prokuratury. Zadanie to może być jednak trudne, zważywszy, że już po odwołaniu pozostawiono byłej dyrektorce klucze i, zgodnie z tym co mówi palacz, spalono tu sporo dokumentów.
Wierzyciele pukają do drzwi
Agnieszka Brzezińska nie ukrywa, że zdecydowanie bardziej woli się koncentrować na przyszłości ośrodka, na zmianie jego wizerunku.
- Sukcesywnie usuwałam stojące tu wszędzie sztuczne kwiaty i dziwne bibeloty - wspomina. - Na jednym z koncertów usłyszałam od bywalców Szafarni: dobrze, że te sztuczne kwiatki już przekwitły. Podobno jednak część towarzystwa związanego z panią Buler się obraziła i do Szafarni nie przyjeżdża. Pojawili się za to inni. Tam, gdzie stał złoty Frycek, tak ulubiony przez poprzedniczkę, stoi dziś telewizor przekazujący obraz z sali koncertowej tym, którzy się nie zmieścili. Wyznaję zasadę, że wpuszczamy wszystkich, a jak zabraknie dla nich miejsc - mogą oglądać koncert w holu.
Utrapieniem nowej dyrekcji są wierzyciele. - Wytwórcy pamiątek, jakichś popiersi... Twierdzą, że ośrodek zalega im pieniądze, ale najczęściej umów nie mają, bo wszystko było ponoć ustnie uzgadniane - dodaje Agnieszka Brzezińska. - Trafił też do mnie profesor Mirosł aw Krajewski, gorący zwolennik pani Buler. Twierdzi, że od lipca 2004 roku ośrodek winny mu jest 11 tysięcy złotych za książkę „Szafarni moje uszanowanie” wydaną przez jego wydawnictwo. Ciekawe, dlaczego dopiero teraz dopomina się tych pieniędzy?
Szafarnia ma w przyszłości wyglądać inaczej. To zadanie marketing managera ośrodka, Agnieszki Szczepaniak. - Chodzi o zmianę wystroju kojarzącego się dziś raczej z bezguściem. Funkcja muzealna musi być inaczej potraktowana. Poprosiliśmy o konsultację pomysłodawcę interaktywnego Muzeum Powstania Warszawskiego. Wiemy, że wykorzystać trzeba i można strych pałacu. Szafarnia może stać się o wiele bardziej atrakcyjna, szczególnie dla młodych ludzi.
Ale nawet bez tych inwestycji taką się staje. - Przyznam szczerze, wcześniej nawet nie pomyśleliśmy o współpracy z ośrodkiem - mówi Marcin Maćkiewicz, dyrektor Szkoły Muzycznej w Golubiu-Dobrzyniu. - Po zmianie dyrekcji nagle okazało się, że nasze dzieci mogą tam ćwiczyć!
- Ośrodek otwiera się też na świat - zauważa Piotr Całbecki, marszałek województwa. - Dowodem tego są choćby liczne kontakty z Hiszpanią. Konferencja dotycząca Camino de Santiago odbywająca się właśnie tutaj, na trasie tego szlaku, to wielka sprawa.
Rozmowy jednak nie będzie
Co na to wszystko Elżbieta Buler? Co sądzi o zmianach? Jak reaguje na pojawiającą się dziś krytykę?
Nie było łatwo do niej dotrzeć. Zmieniła numer komórki. Dodzwoniłem się jednak na poznany przed wielu laty numer domowy. - Skąd pan go ma? Będę musiała też zmienić - zaczęła niezbyt obiecująco, ale potem wydawało się, że dojdzie do spotkania i rzeczowej rozmowy. Nim się umówiliśmy, zdążyła powiedzieć, że na koncert do Szafarni się nie wybiera, bo nikt jej tam nie zaprasza.
Do rozmowy w restauracji „Juka” w Golubiu-Dobrzyniu ostatecznie jednak nie doszło. Zadzwoniła do recepcji naszej redakcji i poinformowała, że nie będzie rozmawiać. Potem już słuchawki nie podniosła.