Rozmowa z MARCINEM i KRZYSZTOFEM LIJEWSKIMI, reprezentantami Polski w piłce ręcznej, zawodnikami HSV Hamburg
<!** Image 2 align=right alt="Image 149890" sub="Krzysztof (z lewej) i Marcin Lijewscy twierdzą, że jako bracia świetnie dogadują się na boisku i poza nim Fot. Janusz Bąkowski">Jesteście znanymi zawodnikami zarówno w reprezentacji Polski, jak i w swoim obecnym klubie HSV Hamburg. Prowadziła Was do tego jednak długa droga. Jak to się kiedyś wszystko zaczęło?
Marcin Lijewski: - Tak w ogóle, to chciałem zostać żużlowcem. Zacząłem jednak trenować koszykówkę. Nie mógł się z tym pogodzić mój ojciec, który widział we mnie jakiś talent do gry w piłkę ręczną. Za jego namową pojechałem na obóz i połknąłem bakcyla. Od tego się właśnie zaczęło.
Krzysztof Lijewski: - Z kolei ja nie miałem wyjścia. Byłem przez swojego ojca od razu postawiony pod ścianą. Wmówił mi od mojego młodego wieku, że będę grał w piłkę ręczną. Postawił mnie przed faktem dokonanym. Nie pozostawił mi wyboru. Sam grał kiedyś w piłkę ręczną. Był kiedyś moim pierwszym nauczycielem wychowania fizycznego w kierunku tej dyscypliny sportu. Mama grała kiedyś w koszykówkę. Nic więc dziwnego, że u nas w domu pierwszym i najważniejszym tematem był zawsze sport.
Graliście kilku różnych zespołach. Jest jakiś klub, który szczególnie miło wspominacie?
Marcin Lijewski: - Jeżeli chodzi o Polskę, to ze szczególnym sentymentem darzę moją pięcioletnią grę w GKS-ie Wybrzeże Gdańsk. Zakochałem się w tym mieście, tam też poznałem swoją żonę i wiążę z nim swoją przyszłość. Mój pobyt w niemieckim Flensburgu i obecnie w Hamburgu też oceniam bardzo miło.
Krzysztof Lijewski: - Debiutowałem w klubie w Ostrowie Wielkopolskim. Później grałem w Śląsku Wrocław. Wspominam ten okres wspaniale. Nie tylko samo miasto, ale drużynę. Do dzisiaj mam kontakt z poszczególnymi zawodnikami i chciałbym na koniec swojej kariery zawodniczej tam wrócić. Podobnie jak Marcin, mój obecny pobyt w Hamburgu też widzę pozytywnie.
Rozegraliście w swojej karierze już wiele spotkań. Które z nich utkwiło w Waszych pamięciach jako nadzwyczaj dramatyczne?
Marcin Lijewski: - Były to mecze w finałach Ligi Mistrzów. Raz przegrana ze słoweńskim zespołem Celje Pivovarna Lasko, a później z drużyną z Kilonii. Równie dramatyczne, ale zakończone w sumie bardzo miło, było zwycięstwo w Hamburgu W półfinale mistrzostw świata naszej narodowej drużyny po dwóch dogrywkach przeciwko Danii. Awansowaliśmy wtedy do finału. Takich meczów się po prostu nie zapomina.
<!** reklama>Krzysztof Lijewski: - Mnie się nie śnią mecze po nocach tak jak mojemu bratu. Sądzę, że mecz mojego życia dopiero przyjdzie.
Były też z pewnością strzelone lub stracone bramki, z których się bardzo cieszyliście lub złościliście?
Marcin Lijewski: - Do dzisiaj z wielką radością wspominam słynną bramkę strzeloną przez Artura Siódmiaka na kilka sekund przed końcem przeciwko Norwegii na turnieju mistrzostw świata w chorwackim Zadarze. To dało nam awans do półfinału.
Krzysztof Lijewski: - Wszystkie bramki które padają podczas gry w reprezentacji Polski sprawiają mi zawsze ogromną radość, bez względu na to czy ten mecz wygrywamy, czy też przegrywamy. Stanowimy zawsze jedną drużynę i to jest najważniejsze.
Zdarzyło się wam, że po jakimś meczu ze złości czy też ze smutku popłakaliście się?
Marcin Lijewski: - Płakałem raz na igrzyskach w Pekinie po przegranym meczu z Islandią w ćwierćfinale. Od tego czasu sobie obiecałem, że już nigdy nie będę płakał z podobnego powodu.
Krzysztof Lijewski: - Mnie się wydarzyła jedyny raz identyczna sytuacja jak Marcinowi.
Kiedyś zakończą swoje kariery Sławomir Szmal, Karol Bielecki, Mariusz Jurasik czy też Wy. Uważacie, że szkolenie narybku w Polsce jest na tyle dobre, iż kiedyś można będzie zastąpić dzisiejsze gwiazdy?
Marcin Lijewski: - Jakiś zasób w postaci młodych osób z pewnością istnieje. Jednakże na pewno nie ma go aż tak dużo jak na przykład w Niemczech czy innych krajach. Mało się słyszy o jakiś wyjątkowych zawodnikach. Mam nadzieję, że kiedyś po powrocie z lig zagranicznych doświadczeni, byli już zawodnicy pomogą w lepszym przygotowaniu naszych młodych adeptów.
Krzysztof Lijewski: - Jest mi wiadomo z naszego krajowego podwórka, że niestety, ale odpowiednich następców obecnych gwiazd na razie nie widać. Sądzę, że gdyby zostały odpowiednio poukładane ważne sprawy w związku, to można liczyć w przyszłości na poprawę tej sytuacji. Bardzo ważne jest odpowiednie rozpropagowanie tej dyscypliny, takie jak chociażby w siatkówce, gdzie widać tego efekty.
Jakie macie zdanie o poziomie sędziowania w piłce ręcznej?
Marcin Lijewski: - Sędziowie są największymi wrogami zawodników. Większość ich decyzji jest niestety błędna. W naszej dyscyplinie sędziowie mają możliwość zbyt daleko idącego pola manewru i za dużo zależy od ich „widzimisię”.
Krzysztof Lijewski: - Moim zdaniem jest on słaby. Sędzia powinien być częścią spektaklu, jakim jest mecz piłki ręcznej, a nie głównym jego aktorem. Czasami mają oni zbyt wysokie mniemanie o sobie, chcą być w centrum uwagi i tak naprawdę
zbyt często decydują o losach spotkania. To bardzo boli, a tak nie powinno oczywiście być.
Trener reprezentacji Polski Bogdan Wenta znany jest z tego, że często w zbyt mocny sposób „ochrzania” , krytykuje swoich zawodników. Czy nieraz Was to boli?
Marcin Lijewski: - Do tego się po prostu przyzwyczaiłem. On jest wulkanem energii i przeżywa wszystko na swój sposób. Komuś, kto patrzy na to z boku, może rzeczywiście wydawać się nieraz jego stosunek do zawodników conajmniej dziwny. My traktujemy to jednak całkiem inaczej i nas to nie boli.
Krzysztof Lijewski: - Podzielam tutaj słowa Krzyśka. Dodam tylko, że po za parkietem jest on całkiem innym człowiekiem. Można z nim porozmawiać na każdy temat. Jego zachowanie podczas meczu to tylko taka druga twarz. Wynika ona z tego, że chce on zawsze za wszelką cenę wygrać.
Bogdan Wenta buduje w Kielcach coraz bardziej silną drużynę. Ma tam grać między innymi Sławomir Szmal. Podobno w jego planach są też Wasze nazwiska. Na ile to potwierdzacie?
Marcin Lijewski: - Wiadomo, że do końca mojej kariery jest bliżej niż dalej. Marzy mi się to, ażeby kiedyś, u zmierzchu mojej kariery, zagrać jeszcze rok czy dwa w Polsce. Co prawda u nas w zasadzie nie ma tak dobrze zorganizowanych klubów, jak jest to w Niemczech. Jedynie chyba tylko Vive Kielce. Jednakże o takiej zmianie byłaby mowa dużo, dużo za wcześnie.
Krzysztof Lijewski: - W moim przypadku taka zmiana w najbliższej przyszłości nie wchodzi w ogóle w rachubę.
Wiadomo, że i bracia się też między sobą pokłócą. Czy zdarza się to Wam również, na przykład w związku z popełnionymi błędami na boisku?
Marcin Lijewski: - Życzyłbym wszystkim, którzy mają rodzeństwo, ażeby mieli tak dobre stosunki jak ja z Krzysiem. Tak mówią też o nas ci, którzy patrzą na nas z boku.
Krzysztof Lijewski: - My się codziennie kłócimy. Jest to jednak bardziej droczenie się, niż kłótnia, na zasadzie, kto się czubi, ten się lubi. Nie ma w tym wszystkim żadnych negatywnych skutków.
Jako zawodnicy, macie odpowiednie wsparcie swoich rodzin, także waszego ojca, w tym co robicie?
Marcin Lijewski: - Bardzo cenię sobie wsparcie mojego ojca, byłego zawodnika. Z kolei moja żona Justyna nie tylko mnie wspiera, ale także pomaga w wielu zagadnieniach, związanych z piłką ręczną. Ona uwielbia telefonować, załatwiać różne sprawy. Myślę, że byłaby świetną menedżerką, na przykład w naszej kadrze narodowej.
Krzysztof Lijewski: - Dla mnie największe wsparcie stanowią moi rodzice, do których telefonuję bardzo często. Mój ojciec, jak wspomniał Marcin, grał sam przez wiele lat w piłkę ręczną i jego cenne wskazówki biorę sobie zawsze bardzo do serca.
Pochodzicie z Ostrowa Wielkopolskiego, miasta w którym jest klub żużlowy. Co wiecie o tej dyscyplinie sportu?
Marcin Lijewski: - Moim pierwszym sportowym marzeniem było to, aby zostać żużlowcem. Byłem jednak za wysoki. W Ostrowie lubiłem stać przy parkingu i patrzeć jak zawodnicy rozgrzewają swoje maszyny albo czekać przy siatce aż przejedzie polewaczka i poleje mnie wodą. Gdy grałem w Wybrzeżu Gdańsk, to także chodziłem na mecze żużlowe.
Krzysztof Lijewski: - Jako młody chłopak byłem w 1996 roku na barażowym meczu II ligi pomiędzy Iskrą Ostrów a Unią Leszno, podczas którego śmiertelnemu wypadkowi uległ zawodnik Iskry, Rosjanin pochodzenia tatarskiego Rif Saitgariejew, pseudonim „Tatarska Strzała”. Rozległe uszkodzenia mózgu spowodowały, że po kilku dniach zmarł on w szpitalu. Było to wtedy dla mnie, jako młodego chłopca, bardzo traumatyczne przeżycie. Gdy z kolei byłem zawodnikiem Śląska Wrocław, to chodziłem na mecze Atlasa i patrzyłem jak Crump i spółka walczyli o medale.
Jak wiecie, Toruń i Bydgoszcz to miasta o wielkich tradycjach żużlowych. Mieliście okazję już w nich kiedyś być?
Marcin Lijewski: - Torunia niestety nie znam, a Bydgoszcz z tego, gdy gramy tam jakiś mecz międzypaństwowy lub gdy przejeżdżam samochodem jadąc do Gdańska lub z powrotem.
Krzysztof Lijewski: - W Toruniu byłem kiedyś w ramach kilkudniowej wycieczki szkolnej. Bardzo mi się to miasto podobało. Bydgoszcz znam niestety tylko z tego że, gram w hali „Łuczniczka.” I że nocuję w hotelu.
Czego można byłoby Wam życzyć na najbliższą sportową przyszłość?
Marcin Lijewski:- Pragniemy oczywiście zdobyć jak największe laury z naszą kadrą narodową. Gra dla Polski to zawsze wielki zaszczyt. Z kolei z drużyną HSV Hamburg zdobyliśmy niedawno Puchar Niemiec. Jesteśmy też bardzo blisko tytułu mistrza tego kraju, który bardzo chcielibyśmy zdobyć.
Krzysztof Lijewski: - Przychylam się tutaj w pełni zarówno do stwierdzeń jak i pragnień sportowych Marcina.