<!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/kaczor_katarzyna.jpg" >Nawet, a może i zwłaszcza wtedy, gdy mieszkałam w mieszkaniu z oknami wychodzącymi na podwórze, konkretnie na ogrody, ciszy nie mogłam tam zaznać od rana do wieczora. Autorem łomotu był sąsiad, który z zapałem piłował, rąbał, szurał i często przy tym uderzał się w palec...
Nie była to jednak działalność gospodarcza, a jedynie hałaśliwy tryb życia i konieczność utrzymywania się z metalowego zbieractwa. Co jednak mają powiedzieć ludzie, którym pod nosem, w wymarzonych idyllicznych okolicznościach przyrody, wyrasta pod oknem niewielka fabryczka? Pracują tam wprawdzie pod szyldem „niewielkiej szkodliwości”, ale przecież wiadomo, że człowiekowi siedzącemu na fotelu w ogrodzie, nawet drobne, ale systematycznie powtarzane dźwięki, rujnują układ nerwowy. A w bloku?
<!** reklama>
Głośna była swego czasu sprawa drobnego biznesmena, który w mieszkaniu na piątym piętrze zechciał był zacząć produkcję laczków męskich, używając do tego kleju o jadowitym smrodzie. Sąsiadka z dołu chodziła cała zamroczona, ale gdy do laczkarza miała się wybrać spółdzielniana komisja, podobno, to domniemania sąsiadów, laczki i kleje gdzieś znikały. Sąsiadkę uznano za wariatkę i tak łeb sprawie ukręcono.
Wrócę jeszcze do domków jednorodzinnych. W Białych Błotach też była afera. Ludzie w swoich podmiejskich dworkach włosy rwali z głowy, gdy w ciągu kilku miesięcy, zamiast lasu, wyrosła im tuż pod panoramicznym oknem niewielka hala z blachy. Takiego domu nawet szaleniec nie kupi, a jeśli kupi, to za grosze. Fabryczka ma się dobrze. Ciekawe, gdzie mieszka jej właściciel...