Jeśli kot wszedł na drzewo, to sam powinien z niego zejść. Do usuwania gniazd owadów są wyspecjalizowane firmy. - Nie możemy być traktowani jak firma usługowa - mówią strażacy.
<!** Image 2 align=right alt="Image 145949" sub="Strażacy nie będą już jeździli po to, aby zdejmować koty z drzew lub usuwać gniazda os i szerszeni. Z tymi problemami będą musieli sobie poradzić administratorzy nieruchomości Fot. Renata Napierkowska">Do niedawna straż pożarna traktowana była jak pogotowie ratunkowe, a wozy bojowe pędziły na sygnale na każde wezwanie, by na przykład zdjąć kota, który wszedł na czubek drzewa, usunąć gniazdo os, zgarnąć śnieg z dachu czy usunąć lodowe sople na prywatnej posesji. Teraz to się zmienia, chociaż niektórym trudno się z tym pogodzić.
Oburzenie naszych Czytelników wywołał niedawno fakt, że strażacy nie przyjęli interwencji zgłoszonej przez starszego mieszkańca domu, który poprosił ich o usunięcie śniegu z dachu. - Przecież wszyscy płacimy podatki, aby takie służby były na każde zawołanie. Starszy człowiek prosi, by zgarnęli śnieg, bo mają odpowiedni sprzęt, a oni zostawiają go bez pomocy. To oburzające - mówił jeden z naszych Czytelników.
Niestety, w takich i podobnych przypadkach nie będziemy mogli już liczyć na to, że strażacy przyjadą jak do pożaru.
- Każde zdarzenie kwalifikuje dyżurny, który przyjmuje zgłoszenie i od niego zależy, czy podejmiemy interwencję. Jeśli pojawia się zagrożenie z powodu śniegu zalegającego na dachu lub zwisających sopli, to powiadamiamy powiatowego inspektora nadzoru budowlanego i zabezpieczamy teren. Reszta działań należy do właściciela budynku, który odpowiedzialny jest za jego stan techniczny - wyjaśnia komendant Powiatowej Straży Pożarnej w Inowrocławiu, brygadier Sławomir Skonieczny.
<!** reklama>Strażacy nie będą też jeździć na każde zawołanie, by usnąć gniazdo os, pszczół czy szerszeni, bo od tego są wyspecjalizowane firmy. Nie będą też ratować kota, który wdrapał się na drzewo.
- Jak kot wszedł, to sam powinien z drzewa zejść, bo taka jest jego natura. Jeśli nie schodzi, to przeważnie dlatego, że obawia się ludzi, którzy stoją pod drzewem i krzyczą. W uzasadnionych przypadkach będziemy oczywiście nieść pomoc. Także wtedy, gdy na przykład osy zagnieżdżą się w przedszkolu i będą stanowiły zagrożenie dla dzieci albo gdy ptak zostanie gdzieś uwięziony i trzeba go będzie stamtąd wyciągnąć - mówi rzecznik prasowy inowrocławskiej straży, młodszy kapitan Artur Kiestrzyn.
W minionym roku strażacy nie mogli narzekać na brak pracy. Oprócz akcji gaszenia pożarów, nieśli pomoc w wielu innych sytuacjach, gdy ludzkie życie lub zdrowie było zagrożone. Najwięcej interwencji było na drogach, gdzie straż pomagała poszkodowanym wydostać się z rozbitych samochodów i usuwała zniszczone pojazdy.
- Mieliśmy w tym okresie siedemnaście akcji, które można określić mianem szczególnych. Do takich należał pożar na obszarze Nadgoplańskiego Parku Tysiąclecia, gdzie spłonęło 170 hektarów pokrytych różnorodną roślinnością, a z ogniem walczyły 22 jednostki straży - przypomina Artur Kiestrzyn.
Dwukrotnie strażacy ratowali zwierzęta. Raz podczas wypadku w Suchatówce, gdy samochód przewożący świnie zjechał z drogi, a drugi raz w pożarze chlewni w Radojewicach, gdzie śmierć poniosło ponad 4 tysiące świń, a strażacy zużyli 73 metry sześcienne wody, by stłumić ogień.
Dramatyczny przebieg, ale ze szczęśliwym finałem, miały interwencje przy przerwaniu gazociągu przy ulicy Wierzbińskiego i przeszukiwaniu ruin domu przy Znanieckiego, gdzie wcześniej bawiły się dzieci.
Warto wiedzieć
- W 2009 roku strażacy interweniowali 2179 razy.
- 829 akcji związanych było z gaszeniem pożarów.
- 106 zgłoszeń było fałszywych.