Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sto tysięcy scen przemocy w pamięci

Redakcja
Rozmowa z dr. ADAMEM SZECÓWKĄ, naukowcem i praktykiem od 42 lat pracującym z młodzieżą niedostosowaną społecznie

Rozmowa z dr. ADAMEM SZECÓWKĄ, naukowcem i praktykiem od 42 lat pracującym z młodzieżą niedostosowaną społecznie

<!** Image 2 alt="Image 154821" sub="Adam Szecówka (pierwszy z prawej), praktyk i autorytet naukowy w dziedzinie pedagogiki resocjalizacyjnej, wierzy
w możliwość poprawy najbardziej zdemoralizowanych osób. Na zdjęciu: ze skazanymi w meksykańskim więzieniu.">W naszym województwie mieliśmy w ostatnim czasie kilka zbrodni dokonanych przez nieletnich z użyciem noża i parę brutalnych pobić. Co się z tą młodzieżą dzieje?

Nasilenie i jakość okrucieństwa dawniej były wśród młodych oczywiście mniejsze. Ale nie mówmy, że nie było dewiacji. Różnica polega na tym, że dzisiaj notuje się więcej skrajnych przypadków.

Gdzie tkwi przyczyna?

Wsród różnych przyczyn istotną rolę odgrywają twórcy tzw. destruktywnej kultury medialnej. Młody człowiek może sobie dzisiaj obejrzeć w Internecie co zechce. Pojawiło się pojęcie „umysłowość nowej fali”. Chodzi o postawę, którą cechuje brak refleksji, hedonizm i konsumpcjonizm.

Nie da się zakazać Internetu. Poza tym, to chyba nie młodzież kreuje tę nową falę.

Czyni to olbrzymi przemysł przemocy, będący w rękach dorosłych.Na rynku jest coraz większe zapotrzebowanie na agresję. Wszystkie te narzędzia, które pozwalają się fascynować wirtualnym światem, prowadzą do tego, że w psychice człowieka wytwarza się coraz większa obojętność na zdarzenia, które powinny bulwersować. Mamy taką właściwość, że w miarę powtarzania bodźca poszukujemy coraz silniejszych doznań. Dziecko tyle się tego naogląda, że w końcu zacznie je to nudzić i zapragnie zobaczyć śmierć na żywo.

<!** reklama>Pan mówi o scenariuszu filmowym.

Nie, ja mówię o zdarzeniach, które potwierdzają współczesna teoria i praktyka. Poziom okrucieństwa, który kiedyś zarezerwowany był dla dorosłych, dzisiaj obejmuje świat dziecięcy. Badania amerykańskie dowiodły, że uczeń szkoły podstawowej w trakcie swojej edukacji jest w stanie obejrzeć 100 tysięcy scen przemocy, natomiast 18-latek ma za sobą obejrzenie 18 tysięcy zabójstw. Obrońcy mediów mówią, że w ten sposób przeżywa się swoiste katharsis, ale to część prawdy. Człowiek, zwłaszcza młody, oswaja się ze złem i gdy znajdzie się w autentycznej sytuacji, w którymś momencie skorzysta z modelu, który zakodował się w jego pamięci. Potem się dziwimy, taki porządny chłopak... Każdy psycholog potwierdzi, że te obrazy działają jak bomba z opóźnionym zapłonem.

Jest Pan badaczem systemów resocjalizacyjnych, a jednocześnie praktykiem od lat wiernym Zakładowi Poprawczemu w Raciborzu. Jaki był Pański podopieczny 30 lat temu?

Kiedyś pośród ewidentnie zdemoralizowanych ludzi znajdowali się i tacy, dzięki którym można było budować korzystny klimat zakładu. Często byli to nieletni trafiający do nas pomyłkowo, np. za kradzież worka żyta z pegeeru. Oni stawali się liderami społeczności. Dzisiaj trudniej o wychowanków, za sprawą których można budować trwałe pozytywne postawy i zachowania. Przychodzi do nas młodzież z syndromem wrogiego świata, z nastawieniem, że przeciwnikowi trzeba dać w zęby. Tak zostali wyuczeni przez literaturę, filmy i gry komputerowe.

Ciągle te media. A wpływ środowiska, rodziny?

Ale przecież to środowisko skądś czerpie wzorce. Właśnie z mediów. Dzisiaj podziwia się tego, kto się szybko dorobi, nieważne jak.

Wobec tego, czym odciągnąć od zła?

Powiem za Hartinghiem: „W każdym człowieku tkwi jakaś uśpiona dobra struna, która zadrga pod odpowiednim dotknięciem”. Nie jest to naiwne stwierdzenie psychologów humanistycznych. Naprawdę nie spotkałem w swoim życiu człowieka, którego można by w całości przekreślić. Trzeba odkryć tę strunę i nią drgać, żeby sam zobaczył, że to jest ten wartościowy obszar jego osobowości, w który należy zainwestować.

Jeden przykład czułej struny.

Chłopiec pochodził ze środowiska kryminogennego. Uciekł z zakładu poprawczego. Dużo w niego zainwestowaliśmy, miał wysoki poziom inteligencji.

Wysłaliście za nim policję?

Po wychowanków, którzy chwilowo zboczyli z drogi, jadę czasem osobiście. W naszym środowisku nawet się żartuje, że jak Szecówka pojedzie, to na pewno z chłopcem wróci. I nie chodzi o moje ambicje. Była inwestycja, są dobre prognozy, a zadziałał na dzieciaka impuls, no to warto go doprowadzić i to natychmiast.

Dlaczego pośpiech jest tak ważny?

Bo rozładuje się akumulator, który naładowaliśmy pozytywnymi wartościami.

No i pojechał Pan.

Czesaliśmy podwórka, strychy, piwnice, kanały ciepłownicze. Wreszcie dotarliśmy. Wchodzę. Siedzi kilkanaście dorosłych osób, niemal cały świat przestępczy, a w środku to biedne 16-letnie dziecko.

I co Pan mówi?

Zaczynam od krótkiej resocjalizacji całej tej zbiorowości. Słuchajcie, mówię, to jest człowiek, który doszedł już do gimnazjum, wkrótce ukończy zawodówkę i będzie miał najwyższe wykształcenie w rodzinie. Może da wam pracę. Będzie miał pełne uprawnienia do otwarcia zakładu. Ma u nas znakomite warunki. I zaczynam go przy wszystkich szczegółowo przepytywać, jak wyglądał jego wczorajszy dzień, co miał na śniadanie, co na obiad, a jak zgłodniał, czy mógł pójść do kuchni i coś sobie wziąć. Pytam, czy ktoś go kiedykolwiek skrzywdził w tym zakładzie.

Jaka była reakcja tych ludzi?

Byli zaskoczeni. W końcu wstał wujek recydywista i mówi: „Daruś, to ty jedź z tym panem”.

Ile ma Pan za sobą takich doprowadzeń?

Blisko sto. Nigdy nie używałem środków przymusu. Wychowanek, o którym mowa, ukończył szkołę, pracuje, myśli o prywatnym biznesie.

Jak często ponosicie porażkę?

W połowie przypadków. Jeśli nie ma dobrej opieki następczej, człowiek pozostawiony na łasce losu w końcu się załamuje. Nie ma pracy i perspektyw, więc wraca do kolegów, którzy mu pożyczą pieniądze i podpowiedzą, jak zarobić. W Belgii na wychowanka zwolnionego z zakładu czeka pracownik socjalny z mieszkaniem i miejscem pracy.

Dlaczego u nas to nie działa?

Mamy fachowców, ale brakuje piniędzy, żeby ich zatrudnić. Ludzie pytają: „Dlaczego ten przestępca ma mieć lepiej niż mój syn?”. Ale takie myślenie obraca się przeciwko społeczeństwu. Lepiej zainwestować w proces readaptacji niż potem opłacać utrzymanie tego człowieka w zakładzie karnym.

Które z metod najlepiej się dzisiaj sprawdzają?

W swojej naukowej mentalności i praktyce zatoczyłem koło. Mogę stwierdzić, że największe osiągnięcia ma terapia behawioralna, czyli nieustanne przekonywanie, wskazywanie przykładów. To jest prosty model, oparty na wzorcu żywych ludzi. Na przykład wychowankowie na obozie archeologicznym ze studentami poznają inne środowisko, widzą, że można się bawić nie robiąc nikomu krzywdy, a za zarobione grosze spędzić wakacje, nie włócząc się po melinach. Oczywiście każdy ma dzisiaj indywidualny program, gdzie jest zapisane, kto i co z tym podopiecznym ma robić. Tak się szuka czułych strun.

A co z karaniem?

Jestem zwolennikiem pedagogiki serca, ale i rozumu. Są takie dzieci, które - jak mówili Jedlewski i Czapów - kiedy dasz im cukierek, ugryzą cię w palec. Dlatego wobec niektórych trzeba postępować ostrzej. Uważam jednak, że należy bazować na pozytywnych emocjach. W naszym zakładzie stosunek nagród do kar jest jak 10 do 1.

Mówi się, że resocjalizacja to fikcja.

Mówią to często ludzie, którzy niewiele o niej wiedzą. Odpowiadam im: idź do zakładu poprawczego i spróbuj kogoś wychować, potem porozmawiamy.

Chce Pan bronić naszego systemu?

Gościom z zagranicy bardzo się on podoba. Na pewno warto zachować, z niezbędnymi modyfikacjami, obecny makrosystem. Mamy 10 typów placówek, dzięki czemu jest oferta dla skrajnie zdemoralizowanego, który wszystko odrzuca, ale i dla tego, który chce nad sobą pracować.

W Raciborzu, w ramach wymiany, prowadzicie zajęcia dla wychowanków z niemieckich zakładów poprawczych. Jaka jest ta młodzież?

Tam dziecko niemal o wszystkim decyduje. Nie wolno na nie krzyknąć czy nawet złej miny zrobić, bo się znerwicuje. Dziecku natomiast wolno wszystko, bo ono jest społecznie niedostosowane. To jest zła tendencja.

Panuje przekonanie, że w poprawczaku czy ośrodku wychowawczym można się zdemoralizować.

Niektórzy młodzi tak mówią, a dorośli się na to nabierają. Ale faktem jest, że czasem konstelacja ludzi kierowanych do placówki bywa fatalna. Strasznym błędem jest kierowanie wychowanków przed 21 rokiem życia z aresztów śledczych do zakładów poprawczych. Z aresztu wraca do nas ktoś z gruntu zdemoralizowany, kto dodatkowo nabrał destruktywnej wysokiej pozycji w więzieniu. Taki ktoś przynosi do nas ideę, że tu się siedzi, a nie uczy czy pracuje. Proszę zauważyć, kim są prowokatorzy buntów w ośrodkach. Karygodne jest wtórne kierowanie ich po pobycie w areszcie z powrotem do tego samego zakładu.

Ukończył Pan niedawno badania całej populacji wychowanków zakładów poprawczych w Polsce. Co wyszło?

46 proc. wychowanków zakładów poprawczych powraca do przestępczości. Pozostali co najmniej przez 5 lat utrzymują się na wolności. Najlepsze wyniki mają zakłady dla dziewcząt. Wśród nich wyróżnia się zakład w Koronowie.

Teczka osobowa

Adam Szecówka

  • Adam Szecówka o niedostosowaniu społecznym i resocjalizacji wie chyba wszystko. Zajmuje się tym od ponad 40 lat, jako nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Wrocławskim i w Wyższej Szkole Zawodowej w Raciborzu oraz jako wychowawca młodzieży w tamtejszym zakładzie poprawczym. Jest także ekspertem ministerialnym, twórcą koncepcji i raportów na temat reformy systemu resocjalizacji w Polsce. Autor ponad 160 publikacji. Senator w latach 2002-2007, członek Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego i Krajowego Komitetu Wychowania Resocjalizującego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!