Lekarz pogotowia z Brodnicy nie zabrał do szpitala kobiety z zawałem serca, zapaleniem płuc, niewydolnością nerek i krążenia. Podobała mu się za to działka konającej od dwóch dni staruszki.
<!** Image 2 align=right alt="Image 68463" sub="Rys. Łukasz Ciaciuch">Genowefie Ciechowskiej, prawie 80-letniej mieszkance Zbiczna pod Brodnicą, udało się przeżyć wizytę pogotowia ratunkowego z Brodnicy. Przeżyła tylko dlatego, że jej krewni zawieźli ją własnym samochodem do szpitala w Toruniu. Stanisław Bartoszewicz, lekarz pogotowia z Brodnicy nie zdecydował o przewiezieniu jej do szpitala. Staruszka tymczasem od dwóch dni leżała półprzytomna w swoim domu i nie była w stanie wezwać pomocy. Była odwodniona i konająca. Lekarze ze Szpitala Miejskiego w Toruniu stwierdzili, że pod opiekę medyków trafiła w ostatniej chwili.
Na pomoc
Ostatni raz w pełni sił Genowefa Ciechowska widziana była 1 listopada wczesnym popołudniem. Krewni z Torunia odwiedzili ją w drodze na cmentarz. Nikt nie przeczuwał, że za kilka godzin staruszka, wychodząc z domowej kotłowni, straci przytomność. Przez prawie dwie doby próbowała się podnieść, wezwać jakąkolwiek pomoc. Nie była jednak w stanie wstać ani utrzymać równowagi. Próbowała podnieść się przy stole - ściągnęła obrus. Na szafce leżał telefon, ale zanim się do niego dowlokła, przestał działać - rozładowała się bateria.
Wizyta pogotowia
- Mieliśmy przeczucie, że coś musi być nie tak, bo do cioci rzadko kiedy nie udawało się dodzwonić - mówi Ryszard Kwiatkowski, mieszkaniec Torunia, który pochodzi z okolic Brodnicy. - Dzwoniliśmy w sobotę, ale telefon był wyłączony. Nie było wyjścia, trzeba było jechać sprawdzić...
Genowefa Ciechowska nie ma dzieci. Od kilku lat odwiedzają ją tylko krewni z Torunia. Sąsiedzi znają ją jako typową starszą panią z wieloma przywarami jej wieku. W Zbicznie ludzie wiedzą tylko, że zachorowała i rodzina wywiozła ją ze wsi.
- Pani Gienia najbardziej obawiała się kradzieży i napaści - mówią sąsiedzi ze Zbiczna. - Parę razy chyba rzeczywiście ktoś kręcił się po jej podwórku, ale z drugiej strony, nie było tam chyba czego ukraść.
3 listopada około południa krewni Genowefy Ciechowskiej zapukali do jej drzwi. Nikt nie odpowiedział. Zadzwonili na policję. Dyżurny poradził im wyważyć drzwi, jeśli podejrzewają, że kobiecie coś mogło się stać. Do pomocy dołączył jeden z sąsiadów i po kilku minutach drzwi ustąpiły.
Staruszka leżała na podłodze. Ciężko oddychała. W domu unosił się nieprzyjemny zapach, bowiem kobieta od dwóch dni nie była w stanie skorzystać z łazienki. Krwawiła z ust. Na ramieniu, biodrze i udzie miała krwawiące rany. Z trudem rozpoznała znajome twarze.
- Nie ma co udawać, że widok był przyjemny - dodaje Ryszard Kwiatkowski. - Chcieliśmy jakoś ciocię umyć, ale kiedy próbowałem ją podnieść, to strasznie cierpiała. Nie wiedziałem, co się stało. Myślałem, że może coś z kręgosłupem, więc tylko położyłem ją na wersalkę. No i od razu zadzwoniłem po pogotowie.
Karetka z Brodnicy przyjechała po dziesięciu minutach. Już przy wejściu do domu staruszki, ratownicy mieli kwaśne miny. Lekarz szybko przyłożył chorej stetoskop do piersi. Zmierzono jej ciśnienie. I to był koniec badania.
<!** reklama>- Mówiliśmy, że ciocia prawdopodobnie od dwóch dni tak leży - relacjonuje wizytę pogotowia Ryszard Kwiatkowski. - Ale pan doktor jakby tego nie słyszał. Kilka razy za to powtórzył, że ciocia jest bardzo zaniedbana i jako rodzina powinniśmy się nią zająć. I że dom jest zaniedbany i to też jest nasz obowiązek, żeby tak nie wyglądał. A jeśli nie mamy czasu, żeby tu częściej przyjeżdżać, to powinniśmy oddać ciocię do domu opieki społecznej. W sumie pogotowie było w domu może pięć, sześć minut i przez większość tego czasu trwała rozmowa z lekarzem. Kiedy ratownicy wychodzili, myślałem, że idą po nosze. A oni odjechali.
Wychodząc doktor Stanisław Bartoszewicz miał rozejrzeć się po okolicy i powiedzieć do sanitariusza: „Ale działeczka tu jest piękna, nie?” Zbiczno jest w istocie malowniczą miejscowością, położoną nad jeziorem, mnóstwo tu pensjonatów.
- Tak, rzeczywiście podobała mi się ta działka, bo tam jest naprawdę bardzo ładnie - potwierdza Stanisław Bartoszewicz. - Nie zrobiłem niczego złego, te słowa nie padły przy ludziach, tylko przy sanitariuszu. Mamy przecież demokrację i ludzie chyba mogą mówić to, co myślą. Czy czułem obrzydzenie, widząc tę panią w takim stanie? Nawet jeśli tak było, to na pewno nie dałem tego po sobie poznać.
Kiedy karetka pogotowia odjechała, krewni Genowefy Ciechowskiej przenieśli staruszkę do własnego samochodu i pojechali do Torunia. Gdy przyjechali do domu, wezwali toruńskie pogotowie.
- To była zupełnie inna pomoc - mówi Ryszard Kwiatkowski. - Po pierwsze, lekarz natychmiast kazał opatrzeć rany na ramieniu i biodrze. To było żywe mięso... Dodał, że na pewno ciocia jest też skrajnie odwodniona i trzeba ją natychmiast zabrać do szpitala. On naprawdę chciał pomóc. I jemu, i lekarzom ze szpitala miejskiego naprawdę jest za co dziękować.
Kiedy Genowefa Ciechowska trafiła do Szpitala Miejskiego w Toruniu, okazało się, że przebyła zawał serca. Lekarze stwierdzili też u niej zaostrzoną niewydolność nerek i krążenia, zapalenie płuc oraz infekcję dróg moczowych. Jej stan określono jako poważny.
Bardzo dobry lekarz?
- Proponowałem rodzinie tej pani, że mogę zabrać ją do szpitala - twierdzi Stanisław Bartoszewicz. - Nie pozostawiłem jej tam bez opieki. Sugerowałem, że chora powinna jak najszybciej zostać zbadana przez lekarza. Poza tym, ja zawału stwierdzić nie mogłem, podobnie jak tych pozostałych dolegliwości, które wykryto w szpitalu. Pogotowie nie robi specjalistycznych badań.
Postawą Stanisława Bartoszewicza zaskoczony jest szef brodnickiego pogotowia. Jego zdaniem, to bardzo dobry lekarz, na którego nigdy nie było żadnej skargi.
- Nigdy wcześniej nie zetknąłem się z podobnym przypadkiem - mówi Sebastian Kuc, kierownik pogotowia ratunkowego w Brodnicy. - Nikt nam jeszcze nie zarzucał, że zostawiliśmy bez opieki człowieka z zawałem...
Pod opieką krewnych
Stan zdrowia Genowefy Ciechowskiej nadal jest poważny. Została wprawdzie wypisana ze szpitala, jednak zapewne już nigdy nie wróci do Zbiczna. Pozostanie pod opieką krewnych z Torunia.
- Nikogo, zwłaszcza człowieka starego, nie powinno się tak traktować - uważa Ryszard Kwiatkowski. - Tylko dlatego, że śmierdziała i była stara, to można było jej pozwolić umrzeć? Temu lekarzowi powinno być wstyd.