Z informacji Polskiej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych wynika, że po zmianie prawa, prawie dziesięć procent samorządów w kraju zdecydowało się na wprowadzenie nocnego ograniczenia sprzedaży alkoholu. To efekt nowelizacji ustawy sprzed mniej więcej półtora roku, która dawała gminom możliwość decydowania nawet o tym, w jakich miejscach, na jakich osiedlach czy w jakich dzielnicach - ile może działać całodobowych sklepów z alkoholem.
Jedni uznali, że to pomysł dobry - inni, że fatalny i niewiele da. W tle oczywiście pojawiał się wątek powrotu i rozkwitu melin z gorzałą niewiadomego pochodzenia.
To robota dla radnych
Niektórzy w mieście także myśleli o sprawdzeniu takiego przepisu. Na początku 2018 roku wiceprzewodniczący rady Miasta Jan Szopiński (SLD) wystąpił do prezydenta miasta Rafała Bruskiego z interpelacją o zorganizowanie konsultacji społecznych w sprawie w ogóle zasadności wprowadzenia zakazu sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych - w rozumieniu ustawy - między godz. 22 a 6.
- Chodziło także o to, żeby mieszkańcy określili, w jakich godzinach nocna sprzedaż ma być prowadzona, a także na jakim osiedlu - ile ma takich punktów być - mówi „Expressowi” Jan Szopiński.
Szopiński zwracał też uwagę, czy nowe regulacje nie spowodują m.in. kłopotów finansowych małych sklepów.
Odpowiedź prezydenta była uprzejma. Bruski zwracał uwagę także na to, że z podobna sugestią wystąpiła komisja polityki zdrowotnej bydgoskiej Rady Miasta, ale... najlepiej jakby to radni zdecydowali o konsultacjach i liczbie punktów sprzedaży alkoholu.
Od tego czasu nic się nie zmieniło. - Mój wniosek został jakby zapomniany, konsultacji nie było - mówi Jan Szopiński.
Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta miasta mówi wprost: - Rada Miasta Bydgoszczy nie podjęła uchwały o ograniczeniu godzin sprzedaży. Mieszkańcy Bydgoszczy ani przedstawiciele Rad Osiedli nie występowali do Urzędu Miasta o ograniczenie godzin sprzedaży napojów alkoholowych.
Powód, dla których gminy lubią sklepy monopolowe, to pieniądze. Część z ich podatków idzie bowiem na urzędową walkę z alkoholizmem. Dlatego po jakimś czasie, część samorządów wycofuje się ze stosowania lokalnych ograniczeń. Jak argumentują, nocna prohibicja nie przynosiła skutków. Okazuje się jednak, że dotyczy to jedynie małych ośrodków. W dużych miastach albo jest lepiej, albo przynajmniej tak, jak było.
Na całą Bydgoszcz przypadają w tej chwili 563 sklepy ze sprzedażą gorzały, w tym 34 to stacje benzynowe. - Nie jesteśmy w stanie określić, ile placówek prowadzi nocną sprzedaż napojów alkoholowych - mówi Marta Stachowiak. - W ostatnich latach nie było skarg na działalność sklepów, które prowadzą sprzedaż napojów alkoholowych. W ubiegłych latach takie skargi na działalność placówek gastronomicznych, w których jest prowadzona sprzedaż alkoholu, się zdarzały.
Liczby przerażają
Otwarte pozostaje pytanie, co z bezpieczeństwem i jak całodobowe sklepy z alkoholem na nie wpływają. Policja nie ukrywa, że to zawsze czynnik nieco na bezpieczeństwo wpływający. - Nasze siły w nocy są ograniczone na podstawie umowy z policją, oni przejmują większość interwencji - mówi Arkadiusz Bereszyński, rzecznik bydgoskiej Straży Miejskiej. Mimo takiego układu dane o interwencjach SM o piciu alkoholu na ulicach mogą przerazić. Tylko od początku sierpnia strażnicy udzielili 45 pouczeń i wlepili 145 mandatów na kwotę ponad 13 tys. zł. Samych zgłoszonych przez bydgoszczan interwencji było 82.
Flash Info odcinek 29 - najważniejsze informacje z Kujaw i Pomorza
