Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć rezerwisty [RETRO]

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Eugeniusz M., jak większość młodych ludzi w tamtym czasie, w wieku 19 lat został powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej.

Eugeniusz M., jak większość młodych ludzi w tamtym czasie, w wieku 19 lat został powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej.

<!** Image 3 align=none alt="Image 226151" sub="Fot. Tadeusz Pawłowski">

Młodzieniec po tzw. szkółce w Grudziądzu trafił do służby w jednostce w Pruszczu Gdańskim. Tam z „kota” stał się „półrezerwistą”, a następnie „weteranem”.

<!** reklama>

Wczesną wiosną 1958 roku Eugeniusz zakończył służbę i został zwolniony do cywila. Starym zwyczajem rozstanie się z mundurem i kolegami obchodził z pełnym ceremoniałem. Była więc taśma, chusta i pożegnalna wódka z kolegami.

Nie mogli się rozstać

Grupa bydgoszczan zwolnionych wraz z Eugeniuszem M. przyjechała do naszego miasta popołudniowym pociągiem. Niedawni żołnierze napili się jeszcze piwa na dworcu i kolejno żegnali, udając się do swoich domów. Ostatni z dworca wyszli Eugeniusz i Henryk M. Ponieważ obydwaj mieszkali w Łęgnowie, drogę do tego osiedla postanowili odbyć wspólnie pieszo. By im się łatwiej szło, po drodze wstąpili do sklepu i kupili pół litra czystej, a potem zakup powtórzyli. Tak dotarli nad Brdę w samym centrum miasta, w okolicach ówczesnej komendy garnizonu miasta (dziś parking Opery Nova), gdzie rozsiedli się na brzegu i ucztowali.

Co wydarzyło się dalej, pozostało już na zawsze tajemnicą. Wiadomo jedynie, że około godz. 18.30 Henryk M. pojawił się w lokalu „Nowoczesna” na Kapuściskach. Był pijany. Swoim znajomym opowiadał wrażenia z wojska, wspomniał też o wspólnym powrocie z Eugeniuszem M. Nagle rozpłakał się i wyszedł.

Następnego dnia rano jeden z wędkarzy zauważył przy brzegu Brdy ciało mężczyzny. Policja ustaliła, że topielcem był Eugeniusz M. To, w jaki sposób mężczyzna utonął, stało się przedmiotem dochodzenia.

Przyjęto dwie wersje: w jednej z nich miało dojść do nieszczęśliwego wypadku, w drugiej - do zabójstwa, którego sprawcą miał być kolega ofiary. Oskarżenie opierało się na zeznaniach świadków, kolegów Henryka, którzy twierdzili, że mężczyzna podczas pobytu w „Nowoczesnej” wspomniał, że obydwaj rezerwiści po wybiciu resztki wódki poczęli przechadzać się brzegiem Brdy, a następnie Henryk dla żartu postanowił wepchnąć kolegę do wody. Tak też zrobił. Eugeniusz zniknął w nurcie Brdy, a oszołomiony Henryk zaczął go szukać, ale nie mógł znaleźć. Nikogo też nie było w pobliżu. Wystraszony mężczyzna, kiedy trochę ochłonął, szybko uciekł z miejsca zdarzenia i udał się do „Nowoczesnej”, żeby w towarzystwie kolegów upić się do końca i zapomnieć o całym wydarzeniu.

Jesienią 1958 roku Henryk M., oskarżony o nieumyślne dokonanie zabójstwa, stanął przed Sądem Wojewódzkim w Bydgoszczy.

Nie było dowodów

W trakcie rozprawy oskarżony nie przyznał się do zarzucanego mu czynu. Twierdził, że z Henrykiem rozstał się już w okolicach komendy garnizonu około godziny 15 i udał się prosto do domu, żeby się wyspać. Kiedy się obudził, postanowił pójść do lokalu na Kapuściskach, żeby tam spotkać się z dawno niewidzianymi kolegami.

Sąd, wysłuchawszy strony i świadków, zawyrokował o uniewinnieniu Henryka M. z braku bezpośrednich dowodów jego winy. Sędziowie uznali bowiem, że zeznania kolegów podsądnego, dotyczące okresu, kiedy pozostawali w stanie po spożyciu większej ilości alkoholu, nie mogą przesądzić o winie oskarżonego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!