Setki tysięcy złotych kosztują przejazdy pracowników samorządowych miejską komunikacją

To nie jest żart. Miejskie instytucje kupują bilety na autobusy i tramwaje dla swoich pracowników, bo muszą im zapewnić transport do miejsc wykonywania zadań. To taki ekwiwalent samochodowej kilometrówki. Bilety dostarcza jeden dystrybutor - Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej.
[break]

Rekordzistą w wydawaniu pieniędzy na bilety jest bydgoski Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. W grudniu ub. roku rozstrzygnął przetarg z wolnej ręki na bilety jednorazowe i wieloprzejazdowe. Kwota, którą wyda w tym roku sięga ponad 146 tysięcy złotych! Inaczej nie jest np. z finansowanym przez ratusz Bydgoskim Ośrodkiem Rozwiązywania Problemów Alkoholowych „BORPA”, który wyda na bilety 12 tys. zł. Powiatowy Urząd Pracy odda swoim pracownikom bilety warte 23 tys zł. Podobnie jest w miejskich szkołach, tyle że podstawówki, gimnazja czy przedszkola akurat na bilety wydają najmniej - bo kilkaset złotych rocznie. Tyle samo wydaje na bilety kupowane od siebie ZDMiKP. Na liście miejskich instytucji kupujących przejazdy pracownikom są 53 pozycje. Do tego trzeba doliczyć ratusz. - Miesięcznie Urząd Miasta kupuje u nas bilety za 3,5 tys zł - mówi Krzysztof Kosiedowski, rzecznik ZDMiKP. To daje rocznie ok. 42 tys. zł. - Bilety przysługują pracownikom wydziału gospodarki komunalnej oraz inspektorom, którzy zajmują się gospodarką odpadami - mówi Marta Stachowiak, rzecznik prezydenta miasta.
- To przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej - mówi Jacek Bukowski, szef klubu radnych SLD. - Przy okazji pasiemy podatkiem skarb państwa.

Jest tak dlatego, ponieważ w cenę biletu jest wliczony 8-procentowy VAT, który miasto oddaje państwu. Piotr Tomaszewski, skarbnik miasta, podkreśla, że podatek i tak wraca do miejskiej kasy w ramach rozliczeń ze skarbem państwa. Jakie to są kwoty, wczoraj nikt nie potrafił powiedzieć.
Piotr Tomaszewski przyznaje jednak, że ZDMiKP zwrotu VAT-u nie dostaje, pieniądze trafiają do budżetu miasta. Głosy o konieczności uproszczenia procedur biletowych pojawiały się nawet z ust radnych PO na posiedzeniach Komisji Gospodarki Komunalnej Rady Miasta Bydgoszczy. Z kolei Piotr Król, szef klubu radnych PiS, przypomina, że podatek VAT płaci ten, kto coś kupuje, a jego odzyskanie zawsze trwa. - W ramach badania przez Komisję Rewizyjną Rady Miasta postępowań odkryliśmy też, że miejskie instytucje ogłaszają na bilety przetargi, które i tak wiadomo, kto wygra - mówi. - Są w to zaangażowani kolejni urzędnicy, zaraz po tych, którzy zajmują się wydawaniem biletów i prowadzeniem dokumentacji dotyczącej tego, który pracownik dokąd jechał. To absurd. Ten problem wymaga rozwiązań systemowych, które leżą po stronie prezydenta.

- Dyrektor MOPS-u bardzo by się ucieszyła, gdyby dostała na działalność te 8 procent VAT-u wydawanego na bilety - mówi Jacek Bukowski.
W innych miastach regionu działa podobny mechanizm. Toruński ratusz w ub. roku na bilety dla urzędników wydał ponad 36 tys. zł. - W Urzędzie Wojewódzkim także działa tego rodzaju zasada, inspektor jadący na kontrolę, pobiera bilet - przyznaje Bartłomiej Michałek, rzecznik wojewody.

Na problem wyciekających z miasta pieniędzy zwracali uwagę związkowcy z Miejskich Zakładów Komunikacyjnych.
- Wystarczy jedno zarządzenie prezydenta miasta albo uchwała radnych, która rozwiązałaby ten problem - mówi Bogdan Dzakanowski, lider Bydgoskiej Bramy Porozumienia, który składał projekt uchwały, przywracającej darmowe przejazdy, m.in., emerytom. - Z opłat za przejazdy zwalniano przecież uczestników ostatniej olimpiady dla młodzieży, a w Żorach komunikacja już jest za darmo.