Nie jest chorobą. Nie można się nią zarazić w pracy, szkole czy w szpitalu. Gdy się jednak już pojawi, oznacza poważne problemy. Lekarze mówią wprost: sepsa zabijała, zabija i będzie zabijać.
<!** Image 3 align=right alt="Image 26523" >Czasem nie wystarcza najnowocześniejszy sprzęt monitorujący wszystkie funkcje życiowe. Nie pomogą też lekarstwa, których stosowanie przez trzy dni kosztuje 30 tysięcy złotych. Bezradni bywają też lekarze, nawet ci z najdłuższym stażem. Sepsa, zwana inaczej posocznicą, choć zabija miliony ludzi na całym świecie, nadal stanowi jedno z największych wyzwań współczesnej medycyny. Nikt jednak nie łudzi się, że kiedykolwiek uda się ją wyplenić. Sepsa zabijała, zabija i będzie zabijać.
Może zacząć się od oparzenia
Jej pojawienie się media obwieszczają jako śmiertelne zagrożenie dla otoczenia. Wśród lekarzy ta panika wywołuje niesmak. Wszystkie oddziały intensywnej opieki medycznej z sepsą spotykają się regularnie. Choć lekarze umieją ją rozpoznawać i wiedzą, w jaki sposób trzeba z nią walczyć, nie zawsze udaje im się ją pokonać.
<!** reklama>Sepsa nie jest chorobą. Nie można się nią zarazić w pracy, szkole czy w szpitalu. Jest zespołem zmian chorobowych, wywołanych przez drobnoustroje żyjące w ciele człowieka. Zazwyczaj jest gwałtowną odpowiedzią organizmu na infekcje wywołane operacją lub na przykład zapaleniem płuc. Zdarza się, że posocznicę wywołać może oparzenie. Początkowe objawy sepsy to gorączka i szybka akcja serca, potem zaburzenia świadomości, dezorientacja, drżenie, uczucie zimna, wymioty i biegunka. Później jest znacznie gorzej.
- Umieralność na sepsę jest naprawdę duża i w przypadku dorosłych osób sięga nawet 60 procent - mówi dr Władysław Sinica, ordynator Oddziału Intensywnej Terapii w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym w Toruniu. - Więcej szans na przeżycie mają dzieci, u których umieralność po wykryciu sepsy sięga niecałych 20 procent. Jednak jeśli na oddział trafi dziecko ze wstrząsem septycznym, jego szanse na przeżycie to zaledwie 50 procent. Zapaść na posocznicę może każdy, bez względu na wiek i wcześniej przebyte choroby.
Lekarze wyróżniają trzy fazy sepsy. Pierwsza, charakteryzująca się ogólnym zapaleniem organizmu i zakażeniem, wcześnie wykryta i odpowiednio leczona, rzadko kończy się zgonem pacjenta. Lekarze przyznają jednak, że precyzyjne stwierdzenie wystąpienia posocznicy wcale nie jest łatwe. Czasem doświadczonemu anestezjologowi seria precyzyjnych badań biochemicznych pozwala tylko stwierdzić, że obserwowane o chorego zakażenie „wygląda na sepsę”. Temperatura ciała nie rośnie drastycznie (sięga około 38 stopni), tętno wynosi 90 uderzeń na minutę, oddech robi się coraz płytszy.
Ciężkiej sepsy nie sposób przeoczyć. Łączy się z nią ciężka niewydolność narządowa, wymagająca agresywnego leczenia antybiotykami. Gdy zakażenie przybiera postać wstrząsu septycznego, szanse na ratunek gwałtownie maleją. Narządy przestają pracować jak należy. Nerki nie oczyszczają organizmu, płuca nie pompują powietrza, krew powoli przestaje krążyć w żyłach. Funkcje życiowe przejąć musi aparatura medyczna. Respirator oddycha, krew oczyszczana jest nie przez nerki, ale przez sztuczną nerkę, praca serca wspomagana jest bardzo silnymi lekami.
- Nasz syn przez cztery miesiące walczył z zakażeniem po operacji wycięcia wyrostka robaczkowego - mówi Katarzyna Andraszak z Torunia. - Zapewniano nas, że taki zabieg nie jest niczym nadzwyczajnym i na pewno dziecku nic nie będzie. Tymczasem zamiast wychodzić z choroby, dziecko gasło w oczach. Kiedy zostało przewiezione na intensywną terapię, pojawiły się najczarniejsze myśli. Doktor Sinica nie ukrywał zresztą, że zagrożenie jest bardzo poważne. Kiedy użył słowa „sepsa”, ugięły się pode mną nogi. Zabrzmiało to jak wyrok śmierci.
Z danych statystycznych wynika, że wstrząs septyczny częściej występuje u noworodków i niemowląt oraz u osób w podeszłym wieku. Prawdopodobieństwo jego wystąpienie zwiększają cukrzyca, niewydolność nerek i wątroby oraz nowotwory. Także stosowanie niektórych leków - na przykład podnoszących współczynnik pH treści żołądkowej.
Terapia za grube tysiące
- Najbrudniejszym pod względem bakteriologicznym miejscem w każdym mieście jest szpital, a w nim „najbrudniejszy” jest oddział intensywnej terapii - dodaje dr Władysław Sinica. - To tu przecież trafiają ludzie chorzy, którzy oddychają, plują, kaszlą, wydalają, pocą się. A to wszystko wiąże się z uwalnianiem drobnoustrojów. Dlatego kiedy na mój oddział przychodzą w odwiedziny rodziny pacjentów, do łóżka dopuszczam tylko rodziców, ponieważ oni mają podobną florę bakteryjną co dziecko. Nie chodzi o moje widzimisię, ale właśnie o przywleczenie na oddział nowych bakterii.
Na temat posocznicy krąży wiele legend. W Internecie znaleźć można dziesiątki opisów śmiertelnych przypadków. Ich autorzy winą za śmierć obarczają lekarzy, którzy nie byli w stanie rozpoznać posocznicy i leczyli chorych na przykład na zapalenie opon mózgowych.
<!** Image 2 align=left alt="Image 26522" >- Właściwej sepsy nie sposób przeoczyć - zapewnia dr Władysław Sinica. - Objawy, w zestawieniu z precyzyjnymi badaniami, dają jasną odpowiedź, z czym mamy do czynienia. Nie oznacza to, że zawsze jesteśmy w stanie precyzyjnie określić rodzaj drobnoustroju, z którym przychodzi nam walczyć. Poza tym, sepsa dla nas to chleb powszedni. Rocznie leczymy na naszym oddziale przynajmniej kilkanaście przypadków posocznicy.
Jedynym skutecznym lekarstwem na sepsę jest białko C. Jego działanie polega na niszczeniu i usuwaniu czynnika zapalnego. Niestety, koszty jego stosowania są ogromne. Trzydniowa terapia kosztuje około 30 tysięcy złotych. Nierzadko wyleczenie jednego chorego kosztuje grubo ponad 100 tysięcy złotych.
- Wiem, że rachunek za leczenie sepsy jest dla szpitala bardzo poważnym obciążeniem - przyznaje dr Władysław Sinica. - Ale ja o tym nie mogę myśleć. Jestem lekarzem i moje zadanie polega na ratowaniu ludzkiego życia. Lecząc chorego z sepsą skupić się muszę na zwalczeniu zakażenia, które jeśli zaatakuje cały organizm, jest niezwykle trudne do przezwyciężenia.
Chory gaśnie powoli
Śmierć z powodu sepsy polega na nieodwracalnym uszkodzeniu najważniejszych dla życia narządów, które w końcu przestają funkcjonować. Chory powoli gaśnie.
- Rodzinom pacjentów z posocznicą, którzy trafiają na nasz oddział, zawsze mówię prawdę, choć staram się to robić delikatnie - dodaje dr Władysław Sinica. - A jest ona bardzo bolesna. Bo nie mogę dać gwarancji, że będę mógł wkrótce chorego wypisać na inny oddział.