https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ściśle tajne pod strzechą

Jacek Kiełpiński
Fragmenty teczki osobowej arcybiskupa Stanisława Wielgusa dzięki Internetowi mogli poznać wszyscy. Ale czy umiemy czytać esbeckie dokumenty? Rozmawiamy o tym z historykiem prof. Wojciechem Polakiem.

Fragmenty teczki osobowej arcybiskupa Stanisława Wielgusa dzięki Internetowi mogli poznać wszyscy. Ale czy umiemy czytać esbeckie dokumenty? Rozmawiamy o tym z historykiem prof. Wojciechem Polakiem.

69 stron z teczki agenta o pseudonimach „Adam Wysocki” i „Grey” to dla wielu pierwszy kontakt z materiałami służb specjalnych PRL. Czym ta konkretna teczka różni się od innych przez Pana poznanych?

<!** Image 2 align=right alt="Image 43053" sub="Wojciech Polak, profesor Instytutu Politologii UMK w Toruniu">To wybrane fragmenty teczki osobowej agenta, która, oczywiście, musiała być pierwotnie o wiele grubsza. Przed jej zniszczeniem, co najpewniej spotkało także jeszcze ciekawszą teczkę pracy, w której znajdowały się donosy i raporty prowadzących agenta esbeków, najistotniejszą część dokumentów sfotografowano. I tak powstała tzw. mikrofisza, której strona tytułowa: „Karta kieszeniowa „Jacket” nr 7207” traktowana bywa obecnie jak pewnego rodzaju logo sprawy arcybiskupa. Społeczeństwu udostępniono ten mikrofilm.

I społeczeństwo czyta, m.in., o utrzymywaniu przez „Greya” intymnych kontaktów z kobietami.

Tu radziłbym zachować ostrożność. Wszelkie oceny dotyczące tajnych współpracowników mają wartość względną, niejednokrotnie się o tym przekonałem, badając tego typu dokumenty SB. Chodzi o tzw. „opracowanie”, czyli wstępne prześwietlenie kandydata na TW. Wbrew pozorom, SB nie była wszechwiedząca, a jej pracownicy chcieli się popisać przed przełożonymi. Chcieli błysnąć. Byli zarazem uczuleni na punkcie kontaktów ksiądz - kobieta. Zawsze widzieli w tym podtekst seksualny. Ale w tym przypadku, proszę zauważyć, wątek ten nie jest rozwijany.

Można jednak dojść do wniosku, że „chwytem”, który pozwalał zwerbować ks. Wielgusa mogły być sprawy damsko-męskie.

Wątpię. Sądzę, że zdecydowanie chodziło o możliwość realizowania kariery naukowej, wyjazdy zagraniczne. „Grey” uznał po prostu konieczność dziejową i to, że musi współpracować, by realizować swoje ambicje.

Wspominają o tym sami esbecy.

I tu bym im raczej wierzył. To częsta przyczyna współpracy. Jednak w tym przypadku mamy do czynienia z wyjątkowo poważną sprawą - próbą wprowadzenia agenta do redakcji radia „Wolna Europa”. Gdyby to się udało, SB odniosłaby ogromny sukces. „Grey” był naprawdę dla esbeków ważny.

Jak wynika z dokumentów, dawano mu upominki.

<!** reklama left>To powszechnie stosowany wówczas chwyt. Pieniądze kojarzyły się, niektórym osobom, źle. Co innego prezenty, a szczególnie te wręczane z okazji imienin i urodzin. SB takich okazji nie przepuszczała.

Nie dysponujemy jednak donosami „Adama”, a później „Greya”.

Niszczenie teczki pracy agenta w sutannie było normą. Jednak w teczce osobowej zachowały się informacje o donosach dotyczących pracowników KUL i o nagraniach. Mikrofilmowano szczególnie materiały dotyczące ludzi związanych z wywiadem. Arcybiskup wyraźnie tego nie przewidział i dlatego tak długo wszystkiemu zaprzeczał. Być może staranna kwerenda w materiałach związanych z KUL przyniesie jeszcze jakieś nowe materiały.

W materiałach esbecy wspominają, że „Adam”, a potem „Grey” jest: „świadomie związany z naszą służbą”. Co to znaczy?

Chociażby to, że podpisał sformułowaną indywidualnie umowę o współpracy. Ksiądz mógł być zarejestrowany jako TW bez swojej wiedzy i zgody - przykładem sprawa ojca Wołoszyna, jezuity, w którego teczce istnieje adnotacja, że nie został poinformowany o rejestracji. Bo też ojciec Władysław Wołoszyn TW nie był i nie udzielał SB żadnych istotnych informacji. W przypadku abp Wielgusa ujawnione dokumenty nie dają powodów do wątpliwości. Niestety.

Dobrze się stało, że teczka TW - dokument niegdyś ściśle tajny - trafiła pod strzechy?

Moim zdaniem, powinna trafić tam miesiąc wcześniej. Wówczas można by uniknąć niepotrzebnego zamieszania. Każdy myślący człowiek, czyli ten, który stara się zrozumieć świat, powinien mieć możliwość zapoznania się z tego typu ważnymi dokumentami i wyciągnięcia wniosków. Przyznaję, że nie wszystko dla każdego czytelnika będzie oczywiste, bo nie jest takie w pełni nawet dla badaczy tamtego okresu, ale każdy powinien mieć możliwość dotknięcia problemu. Utrudniać tego nikomu nie należy. Wierzyć należy w zdrowy rozsądek naszego społeczeństwa.

To brzmi jak reklama lustracji.

Bo lustracja jest potrzebna. Mądra lustracja. Także w Kościele. Gdyby została tam przeprowadzona, przypadku arcybiskupa Wielgusa by nie było. Nie doszłoby do skandalu. Sądzę, że przypadek ten będzie miał ogromny wpływ na podejście Kościoła do lustracji. Jestem pewien, że prawda o tamtych czasach wyjdzie na jaw. Im szybciej, tym lepiej. Zwłaszcza, że Kościół katolicki w Polsce w latach PRL był ostoją oporu przeciwko komunizmowi, ponosił wielkie ofiary. Fakt, że pewien odsetek księży podejmował współpracę, nie zmienia tego heroicznego obrazu. Poza tym lustracja może uratować przed zniesławieniem księży, którzy tak jak o. Wołoszyn zostali zarejestrowani bez swojej wiedzy i zgody.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski