Kontrolą biletów w pojazdach bydgoskiej komunikacji publicznej zajmuje się sopocka Renoma. Umowa, którą podpisał z nią Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej zakłada, że w latach 2013-2017 pracownicy firmy dokonywać muszą co najmniej 15 tysięcy kontroli w miesiącu. Za jazdę bez ważnego biletu grozi nam opłata dodatkowa - tak nazywa się kara, nakładana przez kontrolerów, nazywana też mandatem.
[break]
- Podpisana przez nas z Renomą umowa nakłada na firmę obowiązek dokonywania kontroli oraz windykacji należności - mówi Krzysztof Kosiedowski, rzecznik ZDMiKP. - Kontrolerzy mają prawo nakładania i pobierania opłat dodatkowych za brak ważnego biletu lub dokumentu uprawniającego do przejazdu bezpłatnego lub ulgowego. Dodatkowe opłaty grożą też za naruszenie przepisów o przewozie bagażu lub za nieuzasadnione zatrzymanie pojazdu.
W 2013 roku w Bydgoszczy obowiązywały dwie wysokości opłat. W pierwszym kwartale było to jeszcze 160 złotych. Na 9 tysięcy ukaranych osób należność zapłaciło 3900, niemal 45 procent. Od 1 kwietnia ub.r. opłata dodatkowa wzrosła do 256 złotych. Drastycznie - niemal o jedną trzecią - spadł wtedy odsetek płacących - należności do końca roku uregulowało 32 procent gapowiczów.
Ta sytuacja wzbudziła niepokój niektórych radnych. Stefan Pastuszewski, po zapoznaniu się z danymi za 2013 rok, był pełen pesymizmu. - Widać wyraźnie, że zarówno ceny biletów na autobusy i tramwaje jak i wysokości opłat dodatkowych są za wysokie - mówi „Expressowi”. - Spora część bydgoszczan przesiadła się do samochodów. Wielu z tych, którzy nadal korzystają z komunikacji miejskiej, zwyczajnie nie stać na bilety, o zapłaceniu kar nie mówiąc. Oczywiście, można stwierdzić, że powinni chodzić pieszo, ale proszę to powiedzieć matkom z małymi dziećmi.
W bieżącym roku ściągalność wzrosła. Od stycznia do kwietnia na 14,5 tysiąca gapowiczów opłatę dodatkową zapłaciło niespełna 5,8 tys. - niemal 40 procent.