https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sąsiadka z piekła rodem

Katarzyna Idczak
- „Dziwa” na nią mówili. W ostatnim tygodniu balowała non stop. Pijana groziła, że nas załatwi, że podpali dom. No i proszę, stało się - opowiada Piotr Ząbek, sąsiad z mieszkania piętro niżej.

- „Dziwa” na nią mówili. W ostatnim tygodniu balowała non stop. Pijana groziła, że nas załatwi, że podpali dom. No i proszę, stało się - opowiada Piotr Ząbek, sąsiad z mieszkania piętro niżej.

<!** Image 2 align=right alt="Image 136500" sub="Ewakuowano 28 osób. Trzy kobiety schodziły po drabinie przez okno z wysokości pierwszego piętra. Pięciu poszkodowanych potrzebowało pomocy lekarza, troje z nich lekko podtrutych dymem trafiło do szpitala. Fot. Radosław Sałaciński">W nocy z wtorku na środę bydgoscy strażacy przyjęli zgłoszenie o pożarze w kamienicy przy Pomorskiej 88 F. Paliło się mieszkanie na pierwszym piętrze, którego lokatorka - 50-letnia Maria S. od lat sprawiała problemy. Tragicznej nocy odbywała się tam kolejna libacja, ktoś najprawdopodobniej zaprószył ogień. Śpiący domownicy nie zauważyli dymu. Gdyby nie alarm kobiety, która około godziny 2 wracała z pracy, to nikt by się już nie obudził.

- Widziałam, jak kuchnia stała w płomieniach i dach zaczynał się palić. W całym domu było gęsto od dymu. Ludzie uciekali prosto z łóżek, niektórzy jeszcze w piżamach - relacjonuje Hanna Spyrka, która mieszka naprzeciwko.

Ewakuowano 28 osób. Trzy kobiety schodziły po drabinie przez okno z wysokości pierwszego piętra. Pięciu poszkodowanych potrzebowało pomocy lekarza, troje z nich lekko podtrutych dymem trafiło do szpitala. W mieszkaniu, gdzie rozpętało się piekło i w lokum obok znaleziono ciała mężczyzn. 39-letni Waldemar B. (uczestnik imprezy) i 31-letni Piotr K. (sąsiad) stracili życie najprawdopodobniej z powodu zaczadzenia.

<!** reklama>- W każdym mieszkaniu są meble i sprzęty, które kiedy się palą wydzielają toksyczne gazy. Kilkanaście łyków dymu może doprowadzić do omdlenia, później do śmierci - tłumaczy Jarosław Umiński, rzecznik prasowy bydgoskich strażaków.

Akcja ratunkowa trwała trzy godziny. Pogorzelcy mogli schronić się w autobusie MZK podstawionym przez miejski wydział zarządzania kryzysowego. Część z nich wyjechała do rodzin. Wstępnie straty wyceniono na 28 tys. złotych. Inspektor budowlany uznał, że stary dom nadaje się jeszcze do zamieszkania, dlatego wczesnym rankiem wszyscy wrócili do zasmolonych i zalanych pomieszczeń. Lokatorzy opłakują straty i mówią, że można było tego uniknąć. Probowali „pozbyć się” sąsiadki. Podobno interwencje policji, straży miejskiej i pomocy społecznej u Marii P. były na porządku dziennym. Kobieta jest alkoholiczką. Kiedy jej konkubent trafił do więzienia, do mieszkania sprowadziła swoją chorą na alzhaimera matkę, aby pobierać jej emeryturę. Nawet przekazany przez MOPS węgiel sprzedała, a pieniądze przepiła.

<!** Image 3 align=right alt="Image 136500" >- W takich przypadkach mamy poczucie bezsilności. Nasza podopieczna nieraz obiecywała poprawę. Ale to jest chora osoba i bez względu na to, co robi, zgodnie z prawem musimy jej pomagać. Może teraz otrzeźwieje - mówi Bogusława Bajgot, kierownik ROPS „Śródmieście”.

Bezsilni wobec zachowania Marii P. byli też pracownicy Administracji Domów Miejskich. W odpowiedzi na skargi domowników próbowali interweniować. Informowali ją o przepisach i konsekwencjach.

- Kobieta ma uprawnienia do lokalu socjalnego. Poza tym, nawet jeśli nie płaciła czynszu albo stwarzała kłopoty i zagrożenie, nie mogliśmy nic zrobić. Prawo zabrania eksmisji na bruk - kwituje Magdalena Wójcik, dyrektor ds. kontaktów z najemcami ADM. - Jeszcze dziś przeniosę ją do innego mieszkania.

Krążą pogłoski, że w chwili wybuchu pożaru Marii P. nie było w mieszkaniu. Tego wieczoru miała 1,5 promila alkoholu we krwi. Do wytrzeźwienia policja zatrzymała ją w areszcie. Prokuratura wszczeła śledztwo. Matka kobiety na najbliższe trzy miesiące znalazła opiekę w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski