Spawacz, ślusarz, lekarka, informatyk - każdy może wkroczyć na drogę miecza. Może mistrzem świata od razu nie zostanie, ale ma szansę na poprawę koordynacji i refleksu. W Polsce kendo obecne jest od 40 lat.
Kendo, tłumaczone dosłownie, oznacza drogę miecza. Jako dyscyplina sportowa uprawiane jest od XIX wieku, najpierw w Japonii, gdzie weszło nawet do programu nauczania szkół podstawowych i średnich, a dzisiaj już na całym świecie.
Szacuje się, że drogą miecza kroczy ok. 5 milionów ludzi. W Polsce to grupka ok. 800 zapaleńców, trenujących w kilkunastu klubach.
<!** reklama>
Shinai zastąpił katanę
Kendo wywodzi się z prawdziwej szermierki bojowej (kenjutsu), praktykowanej w Kraju Kwitnącej Wiśni od XI wieku. Zamiast miecza samurajskiego (katana) używa się dziś miecza bambusowego (shinai) z oznaczoną symbolicznie za pomocą żyłki (tsuru) krawędzią tępą.
Dawna zbroja została zastąpiona ochraniaczami z tworzywa (lub bambusu) i maską osłaniającą głowę, krtań oraz ramiona. Podczas zawodów walczy się do dwóch trafień, pojedynek trwa najwyżej 5 minut. Nie ma podziału na kategorie wagowe i stopień zaawansowania, dopuszczalne są pojedynki mężczyzn z kobietami. Aby wygrać, nie wystarczy trafić w jedno z określonych regulaminem pól, ale w momencie zadawania ciosu trzeba je nazwać głośnym okrzykiem, by dowieść, że cios nie był przypadkowy.
W minionym tygodniu kilkudziesięciu zawodników kendo zjechało z całego kraju do Bydgoszczy, by zmierzyć się w walce w ramach istniejącej formalnie od roku Ligi Północno-Wschodniej, w której, oprócz Torunia i Bydgoszczy, są, m.in., kluby z Olsztyna, Morąga, Gdyni, Sopotu i Warszawy.
- Kiedyś polscy zawodnicy byli chłopcami do bicia. Teraz przywozimy medale z mistrzostw Europy i międzynarodowych zawodów dużej rangi - 45-letni instruktor kendo Janusz Stępowski rozmowę rozpoczyna od kurtuazyjnego ukłonu. Trenuje od 7 lat. Mówi, że wiek nie ma tu znaczenia.
- Wiele naszych ćwiczeń treningowych można stosować w rehabilitacji narządów ruchu. Kendo mogą uprawiać osoby niepełnosprawne i w podeszłym wieku - zapewnia. Jako przykład podaje koreańskich kendoków na wózkach inwalidzkich i japońskich szermierzy, walczących jedną ręką.
To, że nie liczy się tutaj siła, lecz spryt i zwinność najlepiej udowadniają drobne, delikatne kobiety, potrafiące cięciami i pchnięciami obezwładnić na planszy wyższego i silniejszego mężczyznę.
Walka toczy się w głowie
- Nie wygrałam, ale mało brakowało. Jednego trafienia sędziowie mi nie zaliczyli, bo po udanym ataku nie przyjęłam pozycji gotowości do walki - mówi, próbując wyrównać oddech, Aleksandra Trentowska z Sopotu, studentka trzeciego roku psychologii. Na bydgoskich zawodach jest najdrobniejszym kendoką, co nie znaczy - najgorszym.
Cierpliwie tłumaczy, że to, co dla niewtajemniczonego obserwatora wygląda jak okładanie się kijami z bambusa, w rzeczywistości jest skomplikowaną grą, w której wygrywa silniejszy psychicznie.
- Szukasz słabych punktów u przeciwnika. Patrzysz, jak trzyma miecz, jak wysoko go podnosi. I przyjmujesz odpowiednią taktykę - mówi zawodniczka.
Do Polski kendo przywieźli w 1973 roku japońscy wolontariusze, którzy cierpliwie tworzyli grunt dla tej dyscypliny w naszym kraju. Pierwszym miastem kendoków była Łódź. W Bydgoszczy kendo obecne jest od dziesięciu lat, a w Toruniu od pięciu. 1 czerwca odbędą się w Bydgoszczy Mistrzostwa Polski Juniorów i Młodzieży.
Zobacz galerię: Samuraj zaczyna od ukłonu