Zobacz wideo: Nowa siedziba IPN w Bydgoszczy
Wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku zapadł 7 lipca. Uznano, że profesor Roman Leppert, szef Katedry Pegagogiki Ogólnej i Porównawczej UKW fakt współpracy z SB.
- Nie miałem nigdy problemu, żeby o tym, co wydarzyło się w okresie grudzień 1985 - wiosna 1987, mówić swoim przełożonym. Gdy przyszło mi, jako nauczycielowi akademickiemu, w 2007 roku po raz pierwszy składać oświadczenie lustracyjne, długo rozmawiam ze swoją ówczesną szefową o tym, co wydarzyło się w latach 80. Wspólnie uznajemy, że to co miało miejsce, trudno nazwać "tajną i świadomą współpracą z organami bezpieczeństwa państwa". Składam oświadczenie, że takim współpracownikiem nie byłem - wyjaśnia prof. Leppert.
Wspomina rok 2008, kiedy proponowano mu objęcie stanowiska prodziekana. I wtedy powiedział o tym, o czym wcześniej rozmawiał ze swoją szefową. Kolejne oświadczenie złożył w 2012 roku zostając prorektorem. Sam zaznacza, że było "takie samo".
W czerwcu 2020 biuro lustracyjne IPN w Gdańsku poinformowało o wątpliwościach, co do zgodności z prawdą jego oświadczenia. Złożył wyjaśnienia, które - jak podkreśla - stały się później "najważniejszym dowodem w sprawie, swego rodzaju "samooskarżeniem". Z pisma prokuratura do sądu dowiedział się, że został zarejestrowany przez Wydział III WUSW już w 1984 roku.
To Cię może też zainteresować
Prokurator pisała, iż "prawdopodobnie" w styczniu 1986 r. został przekwalifikowany na KO (kontakt operacyjny), zaś 04.09.1986 r. na TW ps. 'Bogdan'. Z sieci operacyjnej został wyeliminowany w 1989 r. Ostatecznie teczka została zniszczona (...) w 1990, ze względu na "znikomą wartość operacyjną".
Podczas sprawy w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy profesorowie zeznający jako świadkowie potwierdzili relację Romana Lepperta. Przesłuchiwani funkcjonariusze SB zeznali, że "niczego nie wiedzą, niczego nie pamiętają, nie rozpoznają".
Wyrok zapadł w lutym 2021. Z uzasadnienia: "Sąd miał na uwadze krótki okres historyczny potwierdzonej współpracy (1985-1987), a zatem jej nie znaczną długość oraz znikomą intensywność wyrażającą się w kilku spotkaniach, przy czym przekazywane informacje miały charakter ogólny, bezosobowy, odnoszący się do okoliczności powszechnie znanych". Sąd apelacyjny podtrzymał wyrok.
"Nigdy żadnych nazwisk"
- Mógłbym wystąpić z wnioskiem o kasację do Sądu Najwyższego. Przyznam, że po roku nie mam już sił - stwierdza Roman Leppert. Nie chce komentować sprawy, odsyła do swojego oświadczenia.
Czytamy w nim: "Grudzień 1985 roku, jestem na trzecim roku studiów. Otrzymuję wezwanie do WUSW w Bydgoszczy. W wezwaniu nie określono powodu, dla którego mam się stawić, widnieje na nim jednak pouczenie, co mi grozi w przypadku, gdy tego nie uczynię".
Był pytany o działalność ZSMP. "Nie mam nic do powiedzenia. Funkcjonariusz pyta, czy może mi w czymś pomóc? Grzecznie dziękuję. Odbiera ode mnie wezwanie i prosi o napisanie oświadczenia, że zachowam to spotkanie w tajemnicy. Piszę takowe i je podpisuję, po czym opuszczam budynek."
O rozmowie z SB powiedział dziekanowi swojego wydziału. Ten radził: nigdy żadnych nazwisk, odpowiadać językiem oficjalnie ukazujących się gazet.
W maju 1986 roku Romana Lepperta pytano o nastroje po awarii w Czarnobylu. Odpowiadał wymijająco, że "SB doskonale wie, jakie nastroje panują". Na trzecim spotkaniu też nie padły żadne nazwiska. Udziału w czwartym odmówił.
