Obok radości z wprowadzenia systemu Bydgoskiego Roweru Aglomeracyjnego, w miarę upływu czasu coraz powszechniejsze było narzekanie na stan techniczny pojazdów.
Najbardziej widoczne były awarie oświetlenia czy zamontowanych koszy, jednak zdarzały się też poważniejsze. Po pierwszych miesiącach użytkowania skończyło się nawet na interwencji prezydenta Rafała Bruskiego i karach za zbyt małą, w stosunku do założonej, liczbę sprawnych pojazdów w systemie.
Wiele rowerów niszczonych było złośliwie. Byłoby miło, gdyby użytkownicy wykazali się czasem dojrzałością. - Marcin Jeż
Jedna z najbardziej widowiskowych, choć jednocześnie grożących nieobliczalnymi konsekwencjami, historii przydarzyła się naszemu Czytelnikowi.
- Dość często korzystam z miejskich rowerów i różne awarie już widziałem - opowiada pan Dawid. - Przed tygodniem wypożyczałem go na stacji u zbiegu Solskiego i Ugorów. Nie zdążyłem ujechać dwóch metrów, kiedy... odpadło przednie koło. Na szczęście, było to jeszcze na chodniku, a ja utrzymałem się na nogach. Gdyby zdarzyło się to na ulicy, przy jadących samochodach, strach pomyśleć o konsekwencjach.
Jedną z najczęściej wskazywanych bolączek było też nieumiejętne wypinanie i wpinanie jednośladów do stacji dokujących. To ostatnie skutkowało niekiedy naliczaniem niesłusznych opłat. Z problemów doskonale zdaje sobie sprawę Marcin Jeż z firmy BikeU, operatora bydgoskiego systemu: - Powodzenie bydgoskiego roweru przeszło najśmielsze oczekiwania, stąd problemy z czasem, który mogliśmy przeznaczać na serwisowanie pojazdów.
Oprócz usterek typowo eksploatacyjnych, pojawiały się i inne. Wiele rowerów uszkodzono podczas wjeżdżania z dużą prędkością na wysokie krawężniki. Inne były złośliwie niszczone, nawet za pomocą narzędzi. Wszystkim nam byłoby milej, gdyby część użytkowników wykazała się większą dojrzałością. Przecież po zakończeniu naszego kontraktu z miastem w 2017 roku, te rowery zostaną w Bydgoszczy i nadal służyć będą mieszkańcom.