Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeź bydgoska według Michulca

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
W kodeksie karnym mamy wpisane kłamstwo oświęcimskie. Podobnie znanym zwrotem jest kłamstwo katyńskie. Czy - w kontekście tragicznych wydarzeń z września 1939 roku - będziemy również mówić o kłamstwie bydgoskim?

W kodeksie karnym mamy wpisane kłamstwo oświęcimskie. Podobnie znanym zwrotem jest kłamstwo katyńskie. Czy - w kontekście tragicznych wydarzeń z września 1939 roku - będziemy również mówić o kłamstwie bydgoskim?

<!** Image 2 align=right alt="Image 148756" sub="Takie zdjęcia jak to we wrześniu 1939 roku obiegły Niemcy. Nie bacząc na swoje masowe zbrodnie dokonywane w całej Polsce, hitlerowska propaganda głęboko ubolewała nad ofiarami „rzezi bydgoskiej”. / Fot. Archiwum">„Zbrojne ramię sanacji” to tytuł drugiego tomu bardzo obszernej, liczą cej ok. 1700 stron książki gdyńskiego wydawcy, szefa „Armagedon Books”, Roberta Michulca, zatytułowanej „Ku wrześniowi 1939”. Autor wcześniej opublikował kilka prac dotyczących poszczególnych rodzajów broni używanych podczas wojen. Główną tezą jego nowego dzieła jest... odpowiedzialność Polski za wywołanie II wojny światowej.

Zdaniem Michulca wskutek imperialnych ambicji „Polski mocarstwowej od morza do morza” sanacyjne „niedojdy”, kierowane przez Rydza-Śmigłego, ośmieliły się wejść na drogę konfrontacji z Hitlerem. Apogeum agresywnej polityki ze strony Polski miał stać się plan zaatakowania Niemiec w marcu 1939 roku. Trwająca przez kolejne miesiące wroga demonstracja w postaci zmobilizowanych dywizji WP, nieustanna wroga propaganda zmusiły Adolfa Hitlera (próbującego ratować światowy pokój) do prewencyjnego uderzenia na Polskę.

<!** reklama>Kto zaczął wojnę?

Oto kilka innych cytatów: „Podsumowując: Polska w 1939 roku nie miała obronnego planu wojny z Niemcami i przygotowywała się do ataku na III Rzeszę. Należy tu na wszelki wypadek silnie podkreślić, że powyższe ustalenia nie są rozważaniami alternatywnymi czy rechotem historii. To samo sedno sprawy...”. Zamiar polski był więc oczywisty: „Można powiedzieć, że strona polska po prostu wykorzystała chwilową słabość swego sąsiada i zaczęła szykować się do ataku na niego poprzez otwarte granice”. „Patrząc na rzeczywisty bieg wydarzeń w 1939 roku, nie da się uciec od stwierdzenia, że to strona polska podjęła pierwsze wojenne kroki wobec Niemiec, a nie na odwrót”. „Tak właśnie wyglądały wydarzenia prowadzące bezpośrednio do rozpoczęcia wojny, którą - zgodnie z wolą Rydza-Śmigłego - udało się przekształcić w długą rzeź”.

Na jednym z forów internetowych można przeczytać: „Po lekturze tej książki nie bardzo wiem, kto tę wojnę zaczął i kto na kogo napadł”. Na innym: „To jest po prostu piąta kolumna niemiecka! Całość kwalifikuje się na doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Ta publikacja niczego nie przewraca. Świadczy tylko o niekompetencji jej autora”.

Podobnych komentarzy są dziesiątki.

Zazdrość Goebbelsa?

Rozdział XIV Robert Michulec poświęcił wydarzeniom w Bydgoszczy w dniach 3 i 4 września 1939 roku. Jego ocena tych wydarzeń nie ma precedensu w polskiej literaturze i historiografii. Michulec jednoznacznie obwinia Polaków o dokonanie „rzezi miejscowych Niemców”, a następnie - w celach propagandowych - zbudowanie wersji o rzekomej niemieckiej dywersji, co miało być przykrywką dla polskich zbrodni. Ta propagandowa akcja została tak udanie przeprowadzona, że umiejętności mógłby jej twórcom zazdrościć sam Goebbels, zwany wszak mistrzem kłamstwa.

„W Bydgoszczy w pierwszych dniach września 1939 roku doszło do szalonego polowania na Niemców - pisze Michulec. - W trakcie dzikich zajść Polacy, dając upust patriotycznym uniesieniom, intensywnie hodowanym przez cały 1939 rok, zgotowali tam swym niemieckim sąsiadom krwawą łaźnię”.

Zdaniem autora tłum, podjudzony i częściowo kierowany przez lokalną inteligencję, dziennikarzy, aktywistów i urzędników, władze państwowe i Kościół katolicki, w dniach 2-5 września zamordował w Bydgoszczy i okolicach niewinnych i bezbronnych 600-700 osób narodowości niemieckiej, w tym 40 dzieci i ponad 100 osób w podeszłym wieku.

Polska historiografia - twierdzi Michulec - nigdy nie przyjęła oczywistego wyjaśnienia tych wydarzeń, że stało się to na skutek panującego chaosu i antyniemieckiej psychozy, po czym stworzyła mit o niemieckiej dywersji. Natychmiast po zakończeniu wojny zabrano się za rozprawę z niemieckimi twierdzeniami. Pierwszą publikacją była „Prawda o tzw. krwawej niedzieli bydgoskiej” autorstwa Józefa Kołodziejczyka, który sam, według autora, mógł być jednym ze sprawców rzezi, jako współtwórca Straży Obywatelskiej, która „stworzyła specjalną komisję zajmującą się wyszukiwaniem bydgoskich Niemców i ich mordowaniem”. Książka, jak i późniejsze śledztwo prokuratora Kazimierza Garszyńskiego były potrzebne dla upowszechnienia tezy o polskiej niewinności i żeby uniknąć odszkodowań. Nie było dyskusji merytorycznej, oparto się na założeniu: ponieważ o rzezi mówił Goebbels, więc było to kłamstwo. W PRL-u przyjęto to za swoją wersję, co przyniosło ogromny sukces. Dziś właściwie na świecie nie akceptuje się niemieckiej wersji, wiarygodna jest polska. Goebbels musi przewracać się w grobie z zazdrości. Obarczono winą Niemców, aby w ten sposób uwolnić się od odpowiedzialności za ofiary. Teraz Polska dalej uparcie broni tych tez, bo nie ma jak wyjść z kłamstwa z twarzą i bez obciążeń.

Polowanie z kryminalistami

Jak było w rzeczywistości w wersji Roberta Michulca? Jeszcze przed wybuchem wojny, licząc się z koniecznością opuszczenia „korytarza” i Pomorza, przygotowano cywilne oddziały o nazwie „Grunwald”, które miały zająć się dywersją po wkroczeniu Niemców. Kampania nienawiści przeciwko Niemcom, rozpętana w ostatnich miesiącach pokoju, kierowana, m.in., przez starostę bydgoskiego Juliana Suskiego, późniejszego komendanta Straży Obywatelskiej Stanisława Pałaszewskiego i komendanta placu Wojciecha Albrychta oraz dowódcę Armii „Pomorze” gen. Stanisława Bortnowskiego, dziennikarzy i księży, spowodowała napiętą sytuację. 3 września przez miasto przeciągał tłum dezerterów i maruderów. Doszło do paniki i wzajemnego ostrzelania się, co sprowokowało fanatyczny tłum do polowania na miejscowych Niemców, ale także i Żydów. W polowaniu wzięli udział kryminaliści powypuszczani z więzień 1 września. Nie tylko mordowano, ale mszczono się również na ciałach zabitych poprzez ich okaleczanie, dokonywano gwałtów i rabunków.

Nie sposób odmówić autorowi „Zbrojnego ramienia sanacji” umiejętnie postawionych pytań, na które nikt do tej pory nie znalazł odpowiedzi. Polacy mieli rzekomo dywersantom odebrać wielką ilość broni, ale nigdzie nie podano, co to była za broń i co się z nią stało. Gdyby dywersanci używali, jak twierdzili polscy świadkowie, karabinów maszynowych i strzelali z wież kościelnych w centrum miasta, w ciągu pierwszych kilku godzin strzelaniny doszłoby do prawdziwej masakry. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Na ulicach widziano kilkunastu, może kilkudziesięciu zabitych. Tyle też pochowano wówczas w Bydgoszczy i okolicy. Nie mogło też być tak, by polski wywiad i kontrwywiad nie wykryły przygotowań do dywersji na tak wielką skalę.

Niestety, Robert Michulec zdaje się być nie na bieżąco z dyskusją na temat wydarzeń bydgoskich i poświęconymi im publikacjami. Według niego, ostatnia istotna publikacja w tej sprawie wyszła w 1988 roku, a była to książka prof. Włodzimierza Jastrzębskiego „Dywersja czy masakra?”, w której bydgoski historyk stawiał jeszcze tezę o niemieckiej dywersji. O książce Gunthera Schuberta „Śmierć legendy” pisze, że jest ona prymitywnym panegirykiem niewytrzymującym najprostszej krytyki i porażającym brakiem elementarnej wiedzy. Nie do pomyślenia jest, by twórca tak poważnego i obszernego dzieła nie zauważył wielkiego IPN-owskiego studium z 2008 roku, poświęconego wnikliwej analizie wydarzeń z września 1939 roku. W pracy Michulca czytelnika z Bydgoszczy razić musi również nieznajomość realiów i topografii miasta.

Robert Michulec na skierowaną do niego prośbę o kontakt i rozmowę na temat swoich tez nie odpowiedział.

Opinia prof. Aleksander Lasik

Polemizmować nie zamierzam...

<!** Image 3 align=right alt="Image 148756" >Prof. dr hab. Aleksander Lasik, historyk i socjolog z Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy:

- Polemizowanie z tezami zawartymi w książce Roberta Michulca nie jest możliwe - potrzebne byłoby wydanie czegoś w rodzaju „antyksiążki”. W moim odczuciu jest to kuriozalne wydawnictwo. Demokracja charakteryzuje się tym, że wolno w niej niemal wszystko - wszystkim. Powinniśmy być tym samym przygotowani na tego typu publikacje. Dla mnie motywem napisania takiej książki mogła być chęć zaistnienia na rynku. Nie znam wcześniejszego dorobku Roberta Michulca, ale nie wydaje mi się, by był szerzej znanym autorem. Książką „Zbrojne ramię sanacji” wpisuje się w pewną ekscentryczność typu poglądów grupy ludzi, którzy do tej pory uważają, że Ziemia jest płaska. Publikacje podobnego rodzaju pojawiały się w przeszłości, pojawiać się będą i w przyszłości. Negowano już właściwie wszystko, łącznie z holokaustem.

Polemizować z tezami zawartymi w książce nie zamierzam. Nie chcę przydawać autorowi popularności. Potraktujmy tę pozycję jako swoistą osobliwość i przejdźmy obok niej, wzruszając ramionami.

Opinia prof. Włodzimierz Jastrzębski

Ciekawe hipotezy i ważne pytania

<!** Image 4 align=right alt="Image 148756" >Prof. dr hab. Włodziemierz Jastrzębski, historyk z UKW, jedyny z polskich naukowców kwestionujących fakt niemieckiej dywersji w Bygoszczy:

- Robert Michulec, abstrahując od całości tez stawianych w książce, pokazał w tej publikacji, jak może wyglądać świeże spojrzenie na bydgoskie wydarzenia z 3 i 4 września 1939 roku okiem człowieka z zewnątrz. Wysuwa wiele ciekawych hipotez, stawia ważne pytania. Bardzo słusznie krytykuje Józefa Kołodziejczyka, autora „Prawdy o tzw. krwawej niedzieli bydgoskiej”, zarówno za jego postawę we wrześniu, jak i książkę. Co nie znaczy, że podzielam poglądy Michulca. Uważam ponadto, że trudny do zaakceptowania jest jego język, typowo publicystyczny, z dużym zacięciem. Praca jest napisana w tonie absolutnej pewności siebie, krytyczna wobec ustaleń wszystkich badaczy, łącznie ze mną, a niekiedy nawet obraźliwa. Pewne jest natomiast, że autor w pisanie książki włożył bardzo dużo pracy, co nie przeszkodziło mu w pominięciu wielu istotnych wątków, jak choćby działalności hallerczyków. Trudne do wytłumaczenia jest także pominięcie przez Michulca wyników pięcioletnich badań specjalnej komisji Instytutu Pamięci Narodowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!