https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rourke bez makijażu

Jarosław Reszka
Gdy słyszę nazwisko Mickey Rourke, nie przypomina mi się jego demoniczna rola w „Dziewięć i pół tygodnia”, lecz o rok późniejszy film - „Ćma barowa”. Starsi kinomani powinni go pamiętać, bo to była kreacja stworzona pod tego aktora - oryginał, lump, denerwujący, choć chwilami sympatyczny typ, który marnuję życie rozrabiając za błyszczącą ladą.

<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Gdy słyszę nazwisko Mickey Rourke, nie przypomina mi się jego demoniczna rola w „Dziewięć i pół tygodnia”, lecz o rok późniejszy film - „Ćma barowa”. Starsi kinomani powinni go pamiętać, bo to była kreacja stworzona pod tego aktora - oryginał, lump, denerwujący, choć chwilami sympatyczny typ, który marnuję życie rozrabiając za błyszczącą ladą. Po raczej bezbarwnych latach dziewięćdziesiątych Rourke znów doczekał się roli jakby napisanej dla siebie. To starzejący się gwiazdor wrestlingu, czyli amerykańskich zapasów, z których Polacy śmieją się pogardliwie w kułak. Bo przecież nawet dziecko zauważy, że walki są wyreżyserowane i ucharakteryzowane na bohaterów komiksów czy kreskówek mięśniaki skaczące po ringu tylko udają, że się okładają i pokładają.

<!** reklama>Tymczasem w „Zapaśniku” jest taka fascynująca scena, w której Rourke i jego rywal umawiają się na numer z biurowymi zszywaczami. Podczas walki kaleczą się nimi okrutnie, przyszywając sobie karki do różnych części ciała. W szatni trzeba je potem wyrywać z ciała. Jaka więc jest prawda o wrestlingu? Nie wiem. Film każe nam wierzyć, że nie jest to radosne show, przynajmniej dla zawodników. I mimo tłumów na walkach gwiazd, niekoniecznie jest to droga do bogactwa. Randy „The Ram” Robinson, w którego postać wcielił się Rourke, okres chwały przeżywał w latach osiemdziesiątych. Teraz walczy dla dzieciaków w salach gimnastycznych, mieszka w przyczepie campingowej, jego ciało to wielki kłąb bólu, który zagłusza garściami prochów. Uciekł od rodziny, córka nim gardzi i tylko również nie najmłodsza tancerka go-go (świetna w tej roli Marisa Tomei) od czasu do czasu okazuje mu nieco współczucia. „The Rama” jeszcze bardziej boli świadomość, że zmarnował życie. A z drugiej strony, zdaje sobie sprawę, że jedynym zajęciem, przy którym czuje, że jest coś wart, pozostał wrestling. Walczy więc, na przekór zdrowemu rozsądkowi i przestrogom lekarzy.

Wrestling od kuchni, w wydaniu prowincjonalnym, swoiste braterstwo olbrzymów nim się zajmujących, to ważny wątek tego filmu. A zarazem pretekst do opowieści o samotności i rozpaczliwym poszukiwaniu bratniej duszy. „The Ram” nie jest złym człowiekiem, potrafi być lojalny, potrafi kochać i poświęcać się dla uczucia. Jego słabość to brak silnej woli i talent do niefrasobliwego niszczenia szans na życiową stabilizację. Ma duszę koczownika, żyje z dnia na dzień. Rourke, mężczyzna nadal przystojny, lecz z twarzą pooraną zmarszczkami niczym u starca, nie musiał się przed wejściem na plan mocno charakteryzować. Natomiast odegranie huśtawki nastrojów, którym ulega jego bohater, było znacznie trudniejszym wyzwaniem. Poradził sobie z tym bez zarzutu. Warto też zwrócić uwagę na reżysera tego obsypanego nagrodami filmu. Darren Aronofsky nie kręci często, ale jak już coś wyreżyseruje, to film pamięta się przez lata. Jak „Requiem dla snu”.

Ocena: 3/3

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski