"Po wielu latach samorządowej aktywności żegnam się z Państwem oraz samorządem. Dziękuję Państwu za życzliwość, wsparcie oraz poparcie w samorządowych bojach" - napisał Roman Jasiakiewicz w mediach społecznościowych. "Z pokorą przyjmuję słowa krytyki. Życzę Państwu zdrowia i codziennych radości. Życzę Bydgoszczy dobrych pomysłów dla rozwoju oraz prawdziwej samorządowej wspólnoty. Życzę wreszcie, by Bydgoszcz zajęła należne jej miejsce w wojewódzkim samorządzie".
Wpis zamieścił 22 lutego, po południu. Wcześniej tego samego dnia nie odpowiadał na telefony. I teraz, kiedy już minęło nieco czasu od opublikowania oświadczenia, nie chce komentować swojego wycofania z polityki w regionie i Bydgoszczy.
Roman Jasiakiewicz - prezydent i radny
- Wszystko, co miałem do powiedzenia, napisałem - to jedyny komentarz byłego prezydenta Bydgoszczy.
Jasiakiewicz ukończył studia prawnicze na UMK, z wykształcenia jest adwokatem. W 1993 roku został prezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Bydgoszczy. Od 1997 roku działał w Radzie Miasta Bydgoszczy. W 1998 roku wybrany na prezydenta Bydgoszczy, jeszcze w warunkach poprzedniej ordynacji. Prezydencki mandat zdobył głosami bydgoskich radnych.
Za jego czasów, jako prezydenta Bydgoszczy w mieście powstała między innymi hala "Łuczniczki" (obecnie Hala Immobile Łuczniczka), miejsce widowisk sportowych, na które mieszkańcy czekali przedtem dekadami. Zrealizowano też wiele inwestycji drogowych. Dzięki porozumieniu z PKP można było przystąpić do realizacji jednego z najważniejszych zadań w tamtym czasie, czyli bodowy tzw. Węzła Zachodniego. Oponenci, w tym Konstanty Dombrowicz, który zwyciężył z Jasiakiewiczem w drugiej turze wyborów na prezydenta Bydgoszczy w 2002 roku, zarzucali mu, że zadłużył miasto.
Na początku swojej kariery był związany z SLD. Gdy nie powiodła mu się walka o drugą kadencję jako prezydenta Bydgoszczy, zasiadał dalej w radzie miasta. W 2006 po raz kolejny stanął w szranki z Dombrowiczem, ale już startując z własnego komitetu. Przegrał. Rok później kandydował, również bez powodzenia, ale tym razem do Sejmu i to z listy Polskiego Stronnictwa Ludowego. W 2010 zdobył mandat radnego miasta, jednak już jako kandydat Platformy Obywatelskiej. Był przewodniczącym RM.
Polityczna wierność to nie domena Jasiakiewicza
W 2014 z wrócił na listę lewicy, a dokładniej SLD Lewicy Razem, tym razem w wyborach do sejmiku wojewódzkiego. Już rok później zdecydował, że jako radny wojewódzki nie będzie dalej reprezentował SLD. W 2018 roku ponownie został radnym, ale jako kandydat KO.
- Na pewno nie był wierny partiom politycznym. Wydaje mi się, że nawet kiedyś podkreślał, że jest "z partii bydgoskiej" po prostu - mówi Michał Krzemkowski (PiS), radny wojewódzki z Bydgoszczy.
W mijającej kadencji Jasiakiewicz faktycznie wielokrotnie upominał się o sprawy bydgoskie. Lobbował ideę budowy czwartek kręgu Opery Nova. To też dzięki jego staraniom przedłużono prace nad audytem krajobrazowym dla Kujawsko-Pomorskiego. Chodziło o korektę przepisów, by umożliwić budowę portu intermodalnego w Bydgoszczy-Emilianowie.
Co przeważyło, że już nie będzie kandydował? Na początku lutego, podobno władze PO miały zaproponować mu ostatnie miejsce na liście kandydatów do sejmiku.
- To człowiek upominający się o bydgoskie interesy w różnych gremiach - dodaje Krzemkowski. - Kiedy miałem jakąś inicjatywę probydgoską, to zawsze mogłem liczyć na jego poparcie. I wzajemnie, jeżeli on poruszał jakiś bydgoski temat na arenie sejmiku, to zawsze to poparcie z naszej strony uzyskiwał.
- Roman Jasiakiewicz to człowiek, który na samorządzie zjadł zęby. Z pewnością na naszej lokalnej scenie jest politykiem cenionym - mówi z kolei Łukasz Krupa, do niedawna radny wojewódzki z listy KO, a obecnie zastępca prezydenta Bydgoszczy. - Polityka ma to do siebie, że kiedy przez lata pełni się różne funkcje, to nabywa się doświadczenia, które jest unikatowe. Na każdym stanowisku, które się pełni, zdobywa się szereg umiejętności i wiedzę, poznaje się strukturę miejską, wojewódzką, czy samorządu województwa. To buduje się latami. Zresztą, polityka ma to do siebie, że zastępowalność pokoleniowa trwa bardzo długo, bo często dopiero w dojrzałym wieku ma się swoje najlepsze dokonania.
