https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rok trzech rządów

Joanna J. Zakrzewska
Rozmowa z dr. MARKIEM MIGALSKIM, politologiem

„Gdyby wybory odbyły się na wiosnę, to jestem przekonany, że PO by się podzieliła, bo Jan Rokita zagrałby na siebie i utworzyłby własne ugrupowanie lub własny komitet wyborczy”.

Rozmowa z dr. MARKIEM MIGALSKIM, politologiem

Jaki był ten rok w polskiej polityce?

<!** Image 2 align=right alt="Image 41407" >W sensie politycznym to był bardzo ciężki rok. Prawie co dwa miesiące zastanawialiśmy się, czy będą wcześniejsze wybory, czy nie. Mieliśmy do czynienia właściwie z trzema rządami. Pierwszy - Kazimierza Marcinkiewicza, przy poparciu paktu stabilizacyjnego ze strony Samoobrony i LPR, drugi już przy zawartej koalicji z LPR i Samoobroną, i trzeci to rząd pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego. Liczba przesileń politycznych, była więc bardzo duża, jeśli dodamy do tego wybory samorządowe w listopadzie, to nam się uzbiera bardzo wyczerpujący rok.

Który z tych rządów, Pana zdaniem, był najbardziej spójny, funkcjonował najlepiej?

Powiedzmy sobie szczerze, że większość ministrów w rządzie Marcinkiewicza nie traktowała go jako swojego szefa. A kiedy do rządu weszli Andrzej Lepper i Roman Giertych, to dla nich partnerem, nie mówiąc o tym, że przełożonym, nie był przecież Kazimierz Marcinkiewicz. Oni traktowali go lekce, tak jak traktuje się kogoś do wykonania pewnego zadania. I to czuł Jarosław Kaczyński, który w istocie zdymisjonował Marcinkiewicza, wiedząc, że przeciwwagi dla Leppera i Giertycha nie może stanowić człowiek, który jeszcze przed rokiem był w drugiej lidze PiS-u. I w tym znaczeniu rząd pod przywództwem Kaczyńskiego jest najsilniejszy. Nastąpiła jakościowa zmiana. Widać to obserwując stosunek ministrów do szefa rządu. To widać również po przyspieszeniu prac rządowych.

Rok 2006 to rok afer. Te ostatnie i chyba największe to seksafera z politykami Samoobrony w roli głównej, imprezy z symbolami nazistowskimi, w których brali udział prominentni działacze LPR. Można powiedzieć, że tych afer, jeśli chodzi o kaliber, wystarczyłoby nie na rok, a całą kadencję...

Dorzuciłbym jeszcze tu Renatę Beger z taśmami, bo to jest ten sam kaliber - nie wiem nawet, czy nie większy. Ja bym powiedział tak: polityka bez afer nie istnieje. Po to jest opozycja, po to są wolne media, żeby rządzącym wyciągać rzeczy, które mogą ich kompromitować w oczach opinii publicznej. W tym znaczeniu można powiedzieć: afer nigdy dosyć. Myślę jednak, że będą kolejne. Pytanie, czy one będą większego, czy mniejszego kalibru.

Czy w 2007 roku mogą być wcześniejsze wybory, jak chciałaby PO?

W mijającym roku wielokrotnie powtarzałem, że wyborów nie będzie, ale prognoza na przyszły rok jest problematyczna. Jest tak duża liczba zmiennych, że trudno odpowiedzieć. Natomiast wcześniejsze wybory nie są do końca już na rękę Platformie. Gdyby one się odbyły na wiosnę, to jestem przekonany, że PO by się podzieliła, bo Jan Rokita zagrałby na siebie i utworzyłby własne ugrupowanie lub własny komitet wyborczy.

Dlaczego Pan tak uważa?

Gdyby dzisiaj Rokita stworzył własną partię, to ona uzyskałaby duże poparcie społeczne, ale to nie miałoby znaczenia, bo nie ma wyborów. Natomiast, gdyby te wybory były, to on ma dwie możliwości: pozostać w PO i nadal być wycinanym przez Tuska i Schetynę albo pograć na siebie. Proszę pamiętać, że jego popularność w społeczeństwie jest niewspółmierna do jego zmarginalizowanej pozycji w PO. Ta jego inicjatywa mogłaby w tych wyborach na wiosnę liczyć na kilkanaście procent poparcia społecznego. A to może oznaczać 40-60-70 posłów, a ci posłowie mogą być kluczem do sprawowania władzy. Ale kluczem do przyspieszonych wyborów jest decyzja PiS.

Czy może taka decyzja zapaść, gdyby Lepperowi postawiono zarzut w związku z seksaferą?

<!** reklama left>Lepper chyba jednak z tej afery wyjdzie obronną ręką. No, chyba, że będą kolejne afery, których bohaterami będą posłowie Samoobrony albo LPR i wtedy ruch z wcześniejszymi wyborami może się PiS-owi opłacać. Jeśli Jarosław Kaczyński wyrzuciłby Leppera i Giertycha z koalicji, paradoksalnie - stałby się uzdrowicielem polskiego życia publicznego. Wówczas może się okazać, że ta nowa inicjatywa Rokity i PiS zasilone„przystawkami” uzyskają większe poparcie niż Tuskowa PO, LiD i PSL. PiS mogłoby nadal rządzić. A nawet gdyby się okazało, że jednak ta inicjatywa Rokity i PiS nie ma większości, to zawsze można dokooptować PSL, tylko że wtedy Waldemar Pawlak grałby o premiera, bo tekę premiera oferowałby mu drugi układ, czyli PO i LiD. Ale nawet gdyby PiS musiało oddać władzę, to proszę zwrócić uwagę, jaka jest komfortowa sytuacja Kaczyńskiego - spełnienia się jego marzenie o budowie wielkiej prawicowej, cywilizowanej ludowo-narodowej partii, a po drugiej stronie ma dokładnie tych, których chciał tam wepchnąć, czyli postkomunistów, liberałów z PO i PSL Pawlaka. Ta wielka formacja PiS razem z Rokitą, okopana w ogromnej mierze w parlamencie, bo oni razem mogą mieć 180-200 posłów, w samorządach, w Pałacu Prezydenckim, w KRRiT, Trybunale Konstytucyjnym, NBP, w IPN - mogłaby trwać i czekać na 2009 i 2010 rok, żeby wygrać wybory parlamentarne i prezydenckie.

Czyli tegoroczny bilans dla Jarosława Kaczyńskiego jest dodatni?

Jakby popatrzeć na to, co się działo w ciągu roku, oczywiście bez tych emocji, które nam towarzyszyły, to PiS rządzi, rząd koalicyjny realizuje program PiS-u w sensie programowym i personalnym. PiS po roku rządzenia nie tyle może wygrało wybory samorządowe, ale na pewno ich nie przegrało. Przypomnę, że na PiS głosowało o 300 tysięcy ludzi więcej niż rok temu. To jest fenomen, bo SLD, ale i AWS po roku rządzenia miały kilkusettysięczne straty, a w wypadku SLD w grę wchodził chyba milion. Jeżeli na to popatrzeć, a do tego dołożyć w istocie pogłębiający się rozpad PO, to nie był to zły rok z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego.

A jakie perspektywy ma Kazimierz Marcinkiewicz, dobrze zrobił, że nie wszedł do rządu Jarosława Kaczyńskiego?

Z perspektywy PiS i premiera to zła wiadomość - udział Marcinkiewicza w rządzie skutkowałby poprawą notowań zarówno rządu, jak i PiS, i premiera. Lepiej byłoby też mieć go pod kontrolą, nadal „zadaniować”, i nie pozwolić mu na budowanie własnej pozycji politycznej. Jednak z perspektywy samego Marcinkiewicza to dobry ruch - dziś nie ma dla niego miejsca w polityce, a jego popularność nie przekłada się na siłę w samej partii i w kraju. Dziś w PiS jest tak zmarginalizowane jak Rokita w PO. Odchodząc do biznesu, znikając z „brudnej i brutalnej” polityki, rezerwuje sobie możliwość powrotu do aktywnego życia politycznego w bardziej odpowiedniej dla siebie chwili i przekucia swojej samotności na samodzielność. Odejście z polityki pozwala mu na zachowanie swojej największej siły - kapitału zaufania społecznego. Gdyby dziś przyjął stanowisko w rządzie, to marnotrawiłby go na korzyść PiS, dlatego podejrzewam, że on świadomie zażądał tak dużo, żeby zmusić Kaczyńskiego do odrzucenia jego żądań i zacząć grać na siebie.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski