https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rodzynek w galarecie

Mariusz Załuski
No i proszę, dostaliśmy prezent. W telewizorze. Niby to reklama, ale trafiona, bo masie ludzi zrobiło się pewnie milutko na sercu. Otóż pewien bank postanowił wykorzystać do promocji oferty dla emerytów jedną z największych gwiazd telewizji sprzed lat, Edytę Wojtczak.

<!** Image 1 align=left alt="Image 13288" >No i proszę, dostaliśmy prezent. W telewizorze. Niby to reklama, ale trafiona, bo masie ludzi zrobiło się pewnie milutko na sercu. Otóż pewien bank postanowił wykorzystać do promocji oferty dla emerytów jedną z największych gwiazd telewizji sprzed lat, Edytę Wojtczak. Pomysł przedni, bo pani Edyta kiedyś miała wdzięk sympatycznej sąsiadki, teraz zmieniła się w sympatyczną babcię. I na pewno lepiej poskromi emerycki „target” niż śmieszny do zanudzenia pan Kubuś czy jakaś pani Doda.

A przy okazji pewnie w niejednym domu wybuchła debata, co też się dzieje z gwiazdami naszej mass-kultury sprzed lat. Okres świątecznego rozbiegu zresztą sprzyja takim gdybaniom. Bo kultura masowa PRL była przaśna niesłychanie, ale w końcu swoje gwiazdy miała. Piosenkarzy, aktorów, sportowców. Ba, funkcjonowało tak mało kanałów TV, że jak już sława była, to potężna.

O tym, jak silnie są zakodowane w głowach ludzi postacie tamtej epoki świadczy ranking opublikowany w świątecznym „Wprost”. Okazuje się, że liderami pop-kultury są dla Polaków wciąż Kargul z Janosikiem, a nie nowomodne gwiazdy na czele z Kasią Cichopek - choć tabloidy rozpętały o nią wojnę stulecia.

Bank miał więc nosa z panią Edytą, ale to tylko smaczny rodzynek. Nasza pop-kultura ma problem ze starzejącymi się gwiazdami, a one mają problem z pop-kulturą. Tak jest zresztą na całym świecie, we współczesną kulturę masową wpisany jest przecież kult młodości. I chociaż w rankingach podajemy nazwiska herosów sprzed lat, to w dzisiejszej popowej galarecie miejsca dla nich nie widzimy.

Niewiele dawnych gwiazd świeci więc mocno, najjaśniej pewnie Maryla Rodowicz. Inne pozamykały się w domach, pałętają się po niszowych talk-showach, albo zniknęły na dobre. Wiele w dobrym stylu, akceptując to, że nie ma na nich pomysłu, choć z fizjologią nie najgorszej. Inne w stylu kiepskim. Andrzej Jaroszewicz, „Czerwony książę”, powrócił niedawno na zdjęciach - jako skuty kajdankami aresztant. A był największym palyboyem PRL, co to żył w świecie pięknych kobiet i jeszcze szybszych samochodów.

W każdym razie dopieszczający emerytów bank zrobił nam przyjemność na święta. Z panią „Edytką” wróciła przedtabloidalna epoka, kiedy to gwiazdy mass-kultury nie musiały być superprzebojowe. Wystarczało, że były sympatyczne.

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski