Tomasz P. ma 20 lat. Jest oskarżony o rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia – owego noża, z którym wyszedł z krzaków we wrześniu ubiegłego roku. Prokuratura chce dla niego czterech lat więzienia i trzech lat pozbawienia praw publicznych. Obrońca prosił o nadzwyczajne złagodzenie kary. Bo nawet najniższa kara jaką prawo przewiduje za rozbój z nożem, byłaby drakońska – przekonywał.
A wszystko przez prywatne śledztwo Tomasza P. „Któregoś dnia” - relacjonował dziś sądowi Tomasz P. - od jakichś nieznanych sobie mężczyzn - „pijaczków”, dowiedział się o pobitej Weronice. Kim jest owa Weronika? Nie wiadomo. Nigdy jej nie widział i w ogóle nie wiadomo czy istnieje. Ale „pijaczkowie” mówili, że umówiła się na randkę przez internet. Z jakimś facetem – łysy, dobrze zbudowany, wzrost około 190 cm. Ten człowiek ją pobił.
Tomasz postanowił się zemścić. Nie jest do końca jasne co mu chciał zrobić. Raz mówił, że chciał oddać w ręce policji, innym razem - że pobić. Dziś w sądzie powiedział, że prywatne śledztwo prowadził z kolegami, ale kim są nie zdradził. Wszyscy mieli zakładać fałszywe konta.
- To ilu was było, tych Robin Hoodów – dopytywał sędzia Zbigniew Moska.
- Z 5 – 6 – odpowiedział oskarżony.
- Ile kont założyliście?
- Nie wiem. Na portalu randkowym są zdjęcia mężczyzn. Myśleliśmy, że będziemy się spotykać z podobnymi.
- Chcieliście bić każdego łysego, metr dziewięćdziesiąt? - zdziwił się sędzia.
- Nie każdego. Chcieliśmy zapytać o zaistniałą sytuację.
Oskarżony dodał, że jakby znalazł się jakiś co by wiedział o zdarzeniu z Weroniką, zostałby „obity jak ta dziewczyna”.
Tomasz podawał się więc w sieci za kobiety. Miał nawet ich zdjęcia. Brał je z internetu m.in. z Instagrama – wyjaśnił w śledztwie. Prokuratura wciąż prowadzi postępowanie, w którym szuka kobiet, których zdjęcia wykorzystał oskarżony. Jest ich kilkadziesiąt. Z iloma mężczyznami się spotkał? W śledztwie przekonywał, że było ich ośmiu. Na jego widok uciekali wołając o pomoc. Niektórzy rzucali na ulicę pieniądze, jakie mieli przygotowane dla dziewczyny.
Dziś w sądzie odwołał tę część wyjaśnień. Dlaczego wcześniej inaczej mówił? Bo policjanci go zastraszyli, więc plótł głupoty.
Z zaatakowanym na osiedlu Pawłem pierwszy raz spotkał się pod koniec 2017 roku. Wtedy nie było przemocy. Paweł usłyszał od Tomasza, że nie będzie spotkania z dziewczyną, że to jest akcja policji, poszukują człowieka, ale nie o niego chodzi. Odszedł więc.
Po jakimś czasie Paweł zaczął korespondować z kolejną dziewczyną. Tak mu się wtedy wydawało. Pisała, że jest 23-latką. Pech chciał, że to był kolejny fałszywy profil Tomasza P. Umówili się na spotkanie. Miał się stawić na niedaleko ul. Borowskiej. Za seks miał zapłacić 400 złotych. Przywiózł też wino. Wtedy właśnie z krzaków wyszedł Tomasz P.
Zdaniem Pawła, miał nóż. Tomasz zarzeka się, że nie. Twierdzi, że go nie potrzebował. - Jestem dobrze zbudowany. Przyszedłbym, strzelił raz i byłoby po zabawie – przekonywał. Po prostu przestraszył Pawła i zażądał pieniędzy. Oskarżony dziś w sądzie przeprosił pokrzywdzonego. Obiecał, że odda 300 złotych. - Nie byłem, nie jestem i nie będę bandytą – zapewnił sąd. W piątek poznamy wyrok.
Zobacz też:
Nowe zamiatarki we Wrocławiu
