Instytut z Małopolski przygotował strategię rozwoju Torunia z uwzględnieniem stanu kultury. Gród Kopernika porównany został, m.in., z Bydgoszczą. Przegrywamy prawie na każdym polu.
A jaka jest rzeczywistość? Badacze wykorzystali dane GUS z 2011 roku, mówiące, między innymi, o tym, jak wysokie są wydatki miasta na kulturę, ile pieniędzy przypada na jednego mieszkańca, jaka jest frekwencja w instytucjach kultury w dziewięciu największych miastach Polski. Czego z tej publikacji dowie się bydgoszczanin? Że za wydatki na kulturę, wydatki majątkowe na kulturę, a także wydatki na kulturę w przeliczeniu na jednego mieszkańca przyznano nam 16 punktów, a tym samym uplasowaliśmy się na siódmym miejscu (Toruń jest na piątym). Byliśmy jednak lepsi od sąsiadów zza miedzy w kilku dziedzinach - na przykład ogółem wydaliśmy więcej na kulturę i mamy więcej wydatków majątkowych na kulturę.
<!** reklama>
Teraz mniej przyjemny fragment raportu. Pod względem nasycenia instytucjami kultury jesteśmy ostatni z 11 punktami. Lider, Kraków, ma ich 45, a Toruń 35. W dół ciągnie nas zbyt mało punktów za liczbę muzeów, domów i ośrodków kultury, galerii, salonów sztuki, teatrów i kin...
Bydzia na łopatkach
Kolejna porażka to uczestnictwo w kulturze. W kinach mieliśmy o połowę mniej widzów niż Gdańsk (Bydgoszcz: 860 tys.). Tylko czy to powinno dziwić, zważywszy na wielkość obu miast? Z obliczeń wynika, że statystyczny torunianin w 2011 roku był w kinie 3 razy. Najgorzej wypadła Bydgoszcz (2,4) i Lublin (2,2). A muzea? W Bydgoszczy przewinęło się przez nie 100 tys. osób. W Toruniu więcej, bo 271,2 tys. zwiedzających. Galerie też kiepsko się mają. Najmniej zwiedzających przypada znowu na Bydgoszcz. Statystyczny wskaźnik wynosi u nas 0,1 wizyty na osobę.
Domy kultury odwiedziło w Krakowie milion osób. W Bydgoszczy zaledwie 122 tys. osób, a w Toruniu około 100 tys. osób.
Kolejny punkt - uczestnictwo w kulturze. Przeanalizowano frekwencję w muzeach, kinach, bibliotekach, galeriach, teatrach. Ogółem Bydgoszcz otrzymała 10 punktów, Toruń - 30, a Kraków - 46. Nie wiadomo, czy w danych tych są uwzględnione wyniki Opery Nova i Filharmonii Pomorskiej, instytucji kulturalnych, wiodących w naszym mieście i w regionie. Idźmy dalej. Badacze doliczyli się, że nie mamy za grosz potencjału kulturowego (tylko 2 punkty, Toruń - 11, Kraków - 18).
Nasz sukces
Jeśli chodzi o dynamikę wzrostu wydatków na kulturę, to bijemy na głowę konkurencję z Krakowa, Poznania, Wrocławia. Wzrost w tej dziedzinie zanotowaliśmy na poziomie 221 procent. Twórcy opracowania przyznali nam 29 punktów, co daje drugie miejsce na liście razem z Lublinem i tuż za Gdańskiem i Poznaniem.
- Z Bydgoskim Biurem Kultury przeanalizowaliśmy ten raport. Będzie niepełny, jeśli nie uwzględni jednych z naszych najcenniejszych instytucji, czyli Filharmonii Pomorskiej i Opery Nova - mówi Piotr Kurek, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Bydgoszczy. - Trudno zaakceptować wizerunek miasta z raportu, który przecież pójdzie w świat, skoro dzwonią do nas samorządowcy z innych dużych miast w Polsce, na przykład z Poznania, i są zainteresowani naszym patentem na zarządzanie kulturą. Wydatki na kulturę w Bydgoszczy stale wzrastają, ale o tym statystyki nie informują.
Bez muzyki
- W analizie ujęto teatry operowe, nie ujęto jednak instytucji muzycznych, ale przyglądając się wynikom Bydgoszczy, nawet jej czołowa pozycja pod względem uczestnictwa w wydarzeniach muzycznych nie wpłynęłaby znacząco na syntetyczny wskaźnik porównawczy - mówi Piotr Modrzewski, koordynator Centrum Analiz Strategicznych Małopolskiego Instytutu Samorządu Terytorialnego i Administracji. - Kultura w mieście to jednak coś więcej niż wskaźniki czy ilość wydarzeń. To także aktywność stowarzyszeń i organizacji pozarządowych. Nie można zapominać o twórcach, o mieszkańcach i turystach, którzy decydują, jakie działania będą dla nich atrakcyjne, a także o klimacie miasta. Z uwagi na zakres opracowania ten jakościowy aspekt stanu kultury zbadaliśmy wyłącznie w Toruniu.
<!** Image 3 align=left alt="Image 194295" >Opinia
Czytając raport trzeba pogratulować z całego serca Toruniowi, wszak wychodzi na to, że jest w istocie najważniejszym ośrodkiem kulturalnym w kraju i te nieznaczne przewagi, jakie uzyskuje Gdańsk czy Kraków w niektórych dziedzinach są przypadkowe, a postawa Torunia – zważając na różnice w finansowaniu – doprawdy, heroiczna. Co za szczęście, że mamy takiego giganta za miedzą.
Dlaczego więc, zapytam rytualnie, jest tak źle, skoro jest tak dobrze? Po pierwsze dlatego, że statystyka mówi niewiele i nie bez powodu jest nazywana kurtyzaną nauk. Po drugie, dlatego, że raport dzięki statystycznej metodzie ukrywa pewną tragiczną prawdę: kultura Torunia w małym tylko stopniu służy mieszkańcom miasta i w jeszcze mniejszym stopniu jej pozytywy są zasługą władz miasta. Toruń – szczególnie to dobrze widać w sferze kultury – nie jest miastem obywatelskim i to na żadnym poziomie: od podejmowania decyzji (władze ostatnio dopiero poznały słowo partycypacja i póki co pozorują tylko partycypacyjne procesy) po strukturę odbiorców (trzeba zapytać, ilu z odbiorców kulturalnej oferty Torunia to torunianie, a ilu jest turystów, a także na ile imprez – i jakie to są wydarzenia – uczestnicy korzystają z dobrodziejstwa wstępu wolnego).
Dla mnie najważniejszymi stronami raportu są strony 90-93. Tam właśnie zaprezentowane zostały opinie dyrektorów miejskich i wojewódzkich instytucji kultury, radnych oraz młodzieży. Kilka wniosków. Tylko w jednym przypadku pozytywów jest więcej niż negatywów (to, jak łatwo zgadnąć, radni). W jednym przypadku pozytywy i negatywy są w równowadze (dyrektorzy wojewódzkich instytucji kultury; czyżby element bydgoski w ich działalności ratował sprawę, pytam tylko trochę żartując). Rzuca się w oczy ponad dwukrotnie dłuższa lista negatywów niż pozytywów w ankiecie wśród studentów i uczniów. A zarzuty są poważne: złe działanie Toruńskiej Agendy Kulturalnej (niejasne zasady funkcjonowania, brak działań animacyjnych, krytykują ją nawet radni), brak integracji działań, brak demokracji kulturowej (oferta kulturalna skupiona w centrum miasta), krytyka urzędników (zbyt duża biurokracja, brak dialogu władzy ze środowiskami twórców, niejasna sytuacja przyznawania dofinansowań).
Jeśli władze Torunia będą się po tym raporcie czuły dobrze, to gratuluję im jeszcze mocniej. Pokazuje on jednak jedno w sposób niezbity: kultura Torunia osiąga ten poziom wysiłkiem animatorów, nie dzięki, ale wbrew miejskiej polityce kulturalnej. I ten potencjał trzeba doceniać i im najmocniej gratulować. Zagrożenie jest jasne: władze Torunia są zamknięte na mieszkańców. Jako sąsiedzi, którzy mają w przyszłości tworzyć z tym organizmem miejskim metropolię, powinniśmy być zaniepokojeni i już teraz zastanowić się nad pomocą, jaką możemy udzielić toruńskiemu ruchowi obywatelskiemu.
Na koniec jeszcze zauważę, że raport w dziedzinie, która jest mi najbliższa, w literaturze, podkreśla niewielki potencjał miasta. Gdyby był aktualniejszy musiałby poinformować, że ten potencjał ubożeje – Majowy Buum Poetycki, na który autorzy raportu się powołują, w tym roku już zdążył zniknąć z mapy toruńskiej kultury.
Michał Tabaczyński,
redaktor naczelny „Bydgoskiego Informatora Kulturalnego”
