Afera wokół domowych występ(k)ów radnego Rafała Piaseckiego przypomniała, jak trudno pozbyć się czarnej owcy z samorządowego stada. Otóż jeśli sama czarna owca nie zechce usunąć się poza kierdel, to choćby była podejrzana czy oskarżona nie tylko o domową tyranię, lecz niczym Hannibal Lecter o seryjne morderstwa połączone z kanibalizmem, to mandatu nie straci. Ba, nie straci go także po zapadnięciu wyroku, dopóki wyrok się nie uprawomocni. A znając tempo pracy sądowej machiny, można iść o zakład, że czyny Rafała P., jeśli w ogóle zostaną prawomocnie osądzone, to nie wcześniej niż za półtora roku. I gdyby Piasecki nie uległ społecznej presji i nie zrzekł się wczoraj mandatu, to do końca kadencji na sesje pewnie by chadzał i diety inkasował, psując humor i opinię całej radzie.
Dla poprawy samopoczucia bydgoszczanom warto dodać, że powody do wstydu mają także inne samorządy, w których większe szyszki niż szeregowy radny trwają na świeczniku mimo toczących się procesów, np. o łapownictwo czy spowodowanie wypadku po pijanemu. Rozumiem, że przepisy chroniące mandat radnego, wójta, burmistrza czy prezydenta miasta wymyślono po to, by ich uzbroić przeciwko politycznym spiskom. Mam jednak wrażenie, że o takich spiskach trąbi się znacznie rzadziej niż o sobiepaństwie i lekceważeniu prawa przez kacyków.
Najbardziej dziwne wszak wydaje mi się to, że radnym czy szefem gminy może pozostać przestępca z prawomocnym wyrokiem, nawet przestępca skazany za czyn umyślny, jeśli czyn nie jest ścigany z oskarżenia publicznego. Nie wdając się w prawne niuanse, do takich występków należy m.in. zniesławienie za pomocą środków masowego przekazu. Za takie świństwo wyrządzone bliźniemu, owszem, można iść na rok za kraty, lecz i za kratami mandat się zachowa.
Tak by się właśnie stało, gdyby prezydent Bruski wygrał proces (karny, nie cywilny, jaki się naprawdę toczy) z radnym Dzakanowskim, rozgłaszającym na konferencji prasowej, że do działki należącej do byłego zastępcy Bruskiego po znajomości podciągnięto wodę i wyrównano ulicę. W tym procesie również zapowiada się wiele rozpraw, a w wypadku przegranej Bogdana Dzakanowskiego apelacja wydaje się pewna. Ostatecznego wyroku spodziewać się więc należy dopiero po kolejnej kampanii wyborczej. Ale gdyby zapadł wcześniej, to jaki by nie był, i tak nie pozbawi Dzakanowskiego mandatu i diety radnego.
Bogdan Dzakanowski kontra prezydent [sąd]
Czy można więc się dziwić, że radny Dzakanowski, niewiele sobie robiąc z procesu z Bruskim, na przedostatniej sesji wezwał do ratusza policję, by zbadała, czy prezydent jest trzeźwy? Powie ktoś, że zniesławianie to nie to samo, co dręczenie żony. Zgoda. Jednak w stosunku do przedstawicieli niektórych zawodów zniesławianie może przynieść jeszcze dłużej gojące się rany. Dotyczy to tak polityka, jak i dziennikarza. Nie da się tych zawodów uprawiać z łatką kłamcy czy łapówkarza. A jakże trudno się przed taką łatką obronić.
Na temat sprawowania samorządowych funkcji zza kratek nie mam już tak jednoznacznie negatywnej opinii. Niektóre decyzje radnych sprawiają wrażenie przegłosowanych w pośpiechu, jakby chcieli czym prędzej wrócić do lepiej płatnych zajęć. Radny zamknięty w celi na cztery spusty miałby zdecydowanie więcej czasu, by swój głos przemyśleć i wyważyć.
Polub nas na Facebooku