Za tę specyficzną naukę biorą się najczęściej ludzie po przejściach. Ci, którzy spotkali się z prawdziwym rozbojem, poczuli gorzki smak bycia ofiarą.
<!** Image 3 align=none alt="Image 179265" >
- Ale nie tylko, na naszych kursach są także panie, które chcą się trochę poruszać, a przy okazji poznać podstawy samoobrony - mówi Janusz Paralusz, rzecznik prasowy toruńskiej Straży Miejskiej, która od lat cyklicznie przeprowadza takie kursy dla pań. - Poza zajęciami z instruktorem samoobrony, oferujemy im także zajęcia z psychologiem, chodzi oczywiście o przełamywanie strachu.
W samoobronie, tak jak w sztukach walki, wszystko zależy od trenera. Kursy Straży Miejskiej prowadzi funkcjonariusz Tomasz Świerczyński. Czego uczy?
Skuteczność to perfekcja
- Podejrzewam, że opiera się na podstawach aikido - zejściach, poruszaniu, najpewniej wprowadza też atemi, czyli uderzenia w czułe punkty, tyle można pokazać na dziesięciu treningach - mówi Janusz Górski z Aikido Kobayashi Dojo, posiadacz trzeciego dana i... nauczyciel Świerczyńskiego. - Tomek zna aikido na wysokim poziomie i na pewno sobie świetnie radzi. Ale...
Wątpliwość dotyczy czasu, w jaki adeptki samoobrony mają poświęcić na naukę. Mistrzowie aikido ćwiczą te same obroty, zejścia i uderzenia latami i dopiero wtedy mają pewność, że ta perfekcyjna sztuka walki jest skuteczna.
- Czego bym uczył na takim kursie? Po pierwsze, „uruchomiłbym” kursantów, by swobodnie się poruszali, nie truchleli. Po drugie nauczyłbym ich, by głośno krzyczeli, co przy realnym zagrożeniu, nie jest wcale proste. Wyższy etap, to cios, mówmy prościej, jakiekolwiek walniecie, poniżej pasa. I bezwzględnie ucieczka. Kurs taki ma otworzyć oczy. Zachęcić do ruchu i kontynuowania szkolenia. To taki pierwszy krok.
<!** reklama>Zgadza się z tym Jędrzej Przeniosło z bydgoskiej Global Krav Maga Academy, instruktor izraelskiej sztuki walki, posiadacz czarnego pasa (expert level).
- Wiele takich kursów to kompletna lipa. Szczególnie, gdy wmawia się kursantom, że już są nieźli - tłumaczy. - Jeśli ktoś wyobraża sobie, że po dziesięciu treningach obroni się na ulicy, jest w grubym błędzie. Podobnie nikt po dziesięciu lekcjach nie nauczy się angielskiego. Taki kurs ma jednak znaczenie. Uczy ruchu. Albo dokładniej: uczy nie bać się ruchu. Bo w sytuacji prawdziwego zagrożenia większość osób cierpi na „zamarznięte stopy”.
Zdaniem Jędrzeja Przeniosło, praktyka z trzydziestoletnim stażem, kursy samoobrony w Polsce mogłyby zawierać więcej elementów nauki posługiwania się przedmiotami służącymi właśnie do obrony.
Gaz sam nie obroni
- Chodzi o paralizatory i miotacze gazu. Niektórzy myślą, że samo posiadanie takiego przedmiotu ich obroni... - Jędrzej Przeniosło macha ręką. - Gaz jest najlepszy dla kobitki, ale nasze panie mają najczęściej taki bałagan w torebkach, że wyciągną z nich w stresie wszystko, ale nie gaz. Pojemnik z nim powinien być zawsze w określonej kieszonce. Należy ćwiczyć szybkość jego wyjęcia. To też jest sztuka i tak należy to traktować. Zaatakowana kobieta powinna być jak rewolwerowiec, dobywający broń z kabury. Jest co ćwiczyć? Chyba jest...
Czego nauczyciel krav maga uczyłby pań na kursie obejmującym zaledwie dziesięć treningów?
- Uciekania. A zacząłbym wręcz od nauki rozpoznawania zagrożenia, bo okazuje się, że wiele osób ma nawet z tym problemy - zapewnia instruktor. - Jeśli nie musisz koniecznie iść ciemną ulicą o złej sławie, to tam nie łaź. A gdy nawet, jakimś cudem, odważysz się uderzyć napastnika, to tylko raz - celnie - i uciekaj.