https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przepióreczka ucieka przed przepiórem

Grażyna Ostropolska
Karnawał to znakomity czas dla wodzirejów. Tych najlepszych rezerwuje się rok przed imprezą.

Karnawał to znakomity czas dla wodzirejów. Tych najlepszych rezerwuje się rok przed imprezą.

<!** Image 2 alt="Image 163745" sub="Wodzirej Marcin Chmielak z Torunia prowadzi zabawę. Fot. Archiwum
">Doświadczony organizator balu wie, że jego sukces i zadowolenie gości w dużej mierze zależą od prowadzącego. Dobry wodzirej musi mieć takt, kulturę osobistą i wyczucie sytuacji. Klapą zakończy się bal z konferansjerem, opowiadającym stare dowcipy i narzucającym uczestnikom zabawy, które już tylko jego bawią.

- Jak zmienia się rola i wymagania wobec wodzireja? - pytamy tych, którzy prowadzili bale w ubiegłym stuleciu i tych, którzy w tej roli debiutują.

Zdzisław Pruss, znakomity bydgoski satyryk był jednym z najlepszych wodzirejów w regionie. W latach 70. prowadził słynne bale karnawałowe w hotelu „Pod Orłem” oraz na zamku w Golubiu-Dobrzyniu. Dowcip, utrzymana w dobrym tonie konferansjerka, niebanalne konkursy... Z tego słynął. Miał też Pruss swoje zasady. - Nie dyrygowałem balem, nie zmuszałem gości do wspólnych tańców. Jako uczestnik takich imprez nie lubiłem nachalności prowadzącego, więc na tych, które sam prowadziłem dawałem ludziom wolność - mówi. Które z tych wielkich balów sprzed 30-40 lat zapadły mu w pamięć?

- Wspaniałe były bale dziennikarskie i bale medyków w hotelu „Pod Orłem” - uważa. - Niektóre panie doktorowe wynajmowały w hotelu pokój i co dwie godziny szły się przebierać. To, ile strojów każda na balu pokazała, stawało się potem atrakcją towarzyską. Opowiadano o tych przebierankach przez cały karnawał.

<!** reklama>

Zdzisław Pruss pamięta zmiany w nagradzaniu zwycięzców konkursów. - W latach 70. organizatorzy ekskluzywnych balów karnawałowych przesadzali z atrakcyjnością nagród. Zdarzało się, że był nią... żywy prosiak. Dla obdarowanego było to kłopotliwe, ale budziło wesołość u patrzących na jego zafrasowaną minę - wspomina. Za to jeden z pierwszych balów wczesnego polskiego kapitalizmu wprowadził wodzireja w zażenowanie. - Organizator balu w Brzozie obiecywał wspaniałe nagrody dla zwycięzców konkursu, ja zachęcałem balowiczów do udziału, a potem okazało się, że te supernagrody to długopisy i znaczki firmowe. To było poniżej godności, ale na to konferansjer nie ma wpływu - zauważa.

Dzisiejsi wodzireje wydają mu się zbyt nachalni. - Przenoszą z telewizji taki... rozkrzyczany luz. Przypominają didżejów, traktują publiczność infantylnie, trochę jak przedszkolaków - ocenia.

Podobną opinię ma Teresa Wądzińska, aktorka od lat prowadząca bale i imprezy.- W tradycji polskiej kultury wodzirej był kimś ważnym. Nadawał klasę, dobry ton, zarządzał balem od początku do końca - zauważa.

Pani Teresa najmilej wspomina sylwestrowe zabawy w dawnej kawiarni „Muzycznej” (przy Dworcowej). - Do północy nie dawało się gościom odpoczynku między posiłkami. Mobilizowałam ich do zabawy i konkursów. Potem było pół godziny przerwy na życzenia noworoczne i bal przy orkiestrze do białego rana. Tradycją były też kotyliony i aukcja - wspomina.

- Kotyliony? - Marcin Chmielak, współczesny wodzirej z Torunia nie zna tej tradycji. - Chodzi o serpentynę? - pyta. Prowadzi imprezy karnawałowe dopiero trzeci sezon. Wraz z kolegą, który puszcza muzykę z płyt. - Wymagania rosną, goście oczekują od nas wymyślnych zabaw na odpowiednim poziomie. Nie bawi ich już przekładanie jajka przez nogawki, nie chcą zabaw opartych na erotyzmie - twierdzi.

- Jak tych wymagających zabawia?

- Inicjujemy ruch, taniec. Jest na przykład taki taniec „przepióreczka”. Goście stają w rzędach, tworzą tunele, w których przepiór, czyli mężczyzna, goni kobietę - przepióreczkę - odpowiada.

W tym roku pan Marcin poprowadzi bal sylwestrowy w Gietrzwałdzie.

- Przygotowałem dwie zabawy. Jedna to kartki z pytaniami w nadmuchanych balonikach, druga to wrzucanie piłeczki do dziury w chuście. Trzymają ją goście i tak manewrują, by piłka trafiła w cel - zdradza najnowsze pomysły.

Wspominając najlepszych w regionie wodzirejów nie sposób pominąć zmarłego przed kilku laty dziennikarza Lecha Lutogniewskiego. - On czuł się na scenie jak ryba w wodzie - zgodnie przyznają starsi wodzireje. 

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski