Wczoraj biegły analizował połączenia telefonu komórkowego Czesława S., z których, zdaniem obrony, miało wynikać, że nie mógł on przekazać łapówki Maciejowi O.
Śledztwo przeciwko Maciejowi O. rozpoczęło się po zatrzymaniu Jacka i Renaty S., właścicieli toruńskiego Tormięsu. Oskarżono ich, między innymi, o wyłudzenie mienia oraz fałszowanie dokumentów.
Wręczenie łapówki Maciejowi O., który był wówczas wojewódzkim konserwatorem zabytków, jest jednym z wątków tej sprawy.
Miał on przyjąć gotówkę w zamian za odmowę wpisu toruńskiej rzeźni do rejestru zabytków. O tym, że Jacek S. dał 50 tys. zł na łapówkę, zeznał na jednej z poprzednich rozpraw Czesław S., który miał te pieniądze osobiście przekazać Maciejowi O.
W dniach, w których miało to tego dojść, wszystkie logowania telefonu Czesława S. do stacji przekaźnikowej wykonano w obrębie Bydgoszczy. Wczoraj obrońcy starali się wykazać, że pomiędzy każdym z połączeń nie było takiej przerwy, aby Czesław S. mógł pojechać do Torunia na spotkanie z Maciejem O. W sprawie wypowiadał się biegły.
- Stacja nie może dokładnie wskazać miejsca pobytu telefonu komórkowego. Jej zasięg wynosi20-30 km. Dana osoba mogła odbyć podróż z Bydgoszczy do Toruniu nie wykonując żadnego połączenia- twierdził biegły. - Nie można wykluczyć, że osoba telefonowałaz Bydgoszczy, a była w 1/3 odległości do Torunia. W ciągu 40 minut można przejechać około 100 km. Wszystko zależy od kierowcy i jego sprawności.
Zdaniem biegłego, w dniach wskazanych przez Czesława S. jako termin spotkań z Maciejem O. mógł on przejechać w pierwszym dniu do Torunia w ciągu godziny w obie strony, a w przypadku drugiego dniaw ciągu 43 min lub 3 godzini 11 min. Tyle wynoszą najdłuższe przerwy pomiędzy logowaniami jego telefonu komórkowego w stacji przekaźnikowej.
