https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Przed walkami modli się i śpiewa

Piotr Bednarczyk
„Pamiętam doskonale swój pierwszy turniej. Miałam dziewięć lat, byłam strasznie chuda i niska. Wygrałam zawody, stanęłam na najwyższym stopniu podium, ale... i tak byłam niższa od moich rywalek.”

„Pamiętam doskonale swój pierwszy turniej. Miałam dziewięć lat, byłam strasznie chuda i niska. Wygrałam zawody, stanęłam na najwyższym stopniu podium, ale... i tak byłam niższa od moich rywalek.”

Rozmowa z VALENTINĄ VEZZALI, znakomitą włoską florecistką, najlepszą zawodniczką w historii światowej szermierki.

<!** Image 2 align=right alt="Image 181271" sub="Valentina Vezzali /fot. Grzegorz Olkowski">Urodziła się Pani w walentynki. Stąd się wzięło Pani imię?

Rzeczywiście, urodziłam się 14 lutego i dlatego mam na imię Valentina. Okazałam się niespodzianką dla mamy, bo do samego końca myślała, że będzie miała syna. Nie było jeszcze wtedy tak dokładnej aparatury. Gdy mama zobaczyła, że znowu ma córkę, trochę się podłamała, bo nie była na to przygotowana. Wymyśliła więc szybko imię, a lekarze śmiali się, że narzeczony jej córki jednego dnia będzie musiał dawać mi trzy prezenty - urodzinowy, imieninowy i walentynkowy.

Zaczęła Pani trenować w wieku zaledwie sześciu lat. Jak to się stało, że trafiła Pani do sali szermierczej?

Rodzice mieli trzy córki. Moja starsza o pięć lat siostra zaczęła trenować szermierkę, bo bardzo chciał tego tata, wielki miłośnik sportu. Chodziła do klubu w Jesi. Czasami wpadałam na trening popatrzeć na innych. Gdy zobaczył mnie szkoleniowiec, to od razu powiedział mamie, że ja muszę zacząć trenować. Teoretycznie wniosek do klubu powinni wypełnić rodzice, ale to on wypełnił go za nich, byle tylko się nie rozmyślili.<!** reklama>

Pierwsze zwycięstwo odniosła Pani już w 1983 roku. Od tego czasu sukces goni sukces. Co trzeba zrobić, by przez tyle lat utrzymywać formę na najwyższym światowym poziomie?

Pamiętam doskonale swój pierwszy turniej. Miałam dziewięć lat, byłam strasznie chuda i niska. Wygrałam zawody, stanęłam na najwyższym stopniu podium, ale... i tak byłam niższa od rywalek. To było w czasie, kiedy mój trener, który wcześniej pracował w Afryce, przeniósł innowacyjne metody nauczania do Jesi. Zawsze powtarzał, że wciąż trzeba sobie stawiać nowe cele. I wkładać w to całe serce, duszę, siłę, wszystko to, co tylko możemy. A kiedy już osiągnie się ten cel, nie można osiąść na laurach, tylko wyznaczyć sobie kolejne zadanie. I dążyć do niego krok po kroku, pamiętając o tym, że przeciwnikowi należy się szacunek. Zresztą to, co mi zalecił trener, stosuję też w życiu prywatnym.

Siedem medali olimpijskich, w tym pięć złotych, 16 medali MŚ, 65 zwycięstw w Pucharze Świata - to musi robić wrażenie. Który sukces cieszył Panią najbardziej? Ten pierwszy czy ostatni? A może mistrzostwo świata w 2005 roku, zdobyte zaledwie cztery miesiące po urodzeniu syna?

W 1984 roku wygrałam mistrzostwa Włoch w najniższej kategorii wiekowej. Wtedy tata podbiegł do mnie i wysoko podrzucił w powietrze. Tata umarł, gdy miałam 15 lat. Szkoda, że nie zobaczył moich triumfów na igrzyskach, w mistrzostwach świata i Europy. Chociaż mam nadzieję, że patrzył na to gdzieś z góry i cieszył się razem ze mną. A tak w ogóle, to cieszę się z każdego sukcesu. Bo każdy medal, każdy dobry występ sprawiają, że staję się dojrzalszą kobietą, matką i zawodniczką. W tym roku sporo radości dało mi na przykład zdobycie mistrzostwa świata w Katanii, bo przez dwa lata miałam kłopoty z odnoszeniem zwycięstw. Gdy zdjęłam maskę po finałowej walce, to krzyczałam z radości i satysfakcji tak długo, że miałam wrażenie, iż trwa to dwa lata.

W 2006 roku odniosła Pani poważną kontuzję. Nie bała się Pani, że to koniec kariery?

Bardzo się bałam. Miałam operację kolana, nie wiadomo było, jak zareaguje na nią organizm. Na szczęście zabieg w pełni się udał. Kulałam jednak po nim przez siedem miesięcy. W końcu jednak doszłam w pełni do siebie, na dodatek wzmocniona psychicznie.

Podobno trenuje Pani od sześciu do ośmiu godzin dziennie. Nie przeszkodziło to jednak Pani odpowiednio się wykształcić i zdobyć dyplom z rachunkowości. Jak udało się pogodzić sport z nauką?

Jest dużo takich kobiet jak ja, które najpierw pracują albo się uczą, a potem zajmują się rodziną. Godzą jedno z drugim. Moim zdaniem, wynika to z tego, że jesteśmy lepiej zorganizowane od mężczyzn.

Czy po zakończeniu kariery widzi się Pani w pracy w księgowości, czy raczej myśli Pani o pozostaniu przy sporcie?

Właśnie kończę studiować drugi kierunek - prawo. To fajny zawód, ale serce raczej jest po stronie sportu. Być może będę działać w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim albo we włoskiej federacji, albo jako komentatorka. Pozostanę chyba przy sporcie.

Od wielu lat jest Pani człowiekiem instytucją. Gości Pani na pokazach mody w Mediolanie, festiwalach filmowych w Wenecji, wzięła udział w „Tańcu z gwiazdami”, udziela się w akcjach społecznych, przez jakiś czas była też Pani spikerem radiowym... Skąd siły na to wszystko?

To, że się udzielam w wielu dziedzinach, sprawia mi ogromną radość. A to, że dzięki temu mogłam rozpropagować szermierkę we Włoszech, dało mi satysfakcję. Udzielam się społecznie i charytatywnie, bo uważam, że każdy może dać coś od siebie, żeby innym żyło się lepiej. I cieszę się, gdy ludzie mnie rozpoznają, to bywa naprawdę miłe.

A nie miewa Pani kłopotów z tą popularnością?

Czasami paparazzi trochę mi uprzykrzali życie, ale generalnie jestem wdzięczna dziennikarzom, bo popularyzują szermierkę.

Jak mobilizuje się Pani przed walkami? Podobno modli się Pani i głośno śpiewa...

Jakiś czas temu ktoś mi zwrócił uwagę, że od dwóch lat nie śpiewam. Zastanowiłam się i na ostatnich mistrzostwach w Katanii znalazłam sobie miejsce, w którym nikomu nie przeszkadzałam, i sobie pośpiewałam. A potem, gdy stanęłam na planszy, widziałam tylko przeciwniczkę, byłam maksymalnie skoncentrowana.

Czy to prawda, że lubi Pani oglądać bajki w telewizji?

Jestem do tego zmuszona przez swojego syna, bo nie pozwala mi oglądać nic innego. Przekonałam się jednak, że nawet z bajek można czerpać życiowe nauki.

Jakimi innymi dyscyplinami się Pani interesuje? Podobno kibicuje Pani piłkarzom Interu Mediolan...

Jestem fanką Interu, bo mam to w genach. Wielkimi miłośnikami tego klubu byli dziadkowie i babcie - zarówno ze strony mojego taty, jak i mamy. I tak to pozostało. W ostatnich latach Inter dawał mi dużo radości, bo osiągnął najwyższą światową klasę. Mój mąż przez kilkanaście lat grał w piłkę nożną. Twierdzi jednak, że to ja lepiej znam się na futbolu.

Kiedyś określiła się Pani trzema przymiotnikami: twarda, uparta i naiwna. Skąd się wzięła ta naiwność?

To moja mama tak stwierdziła kilka lat temu, gdy angielska telewizja przygotowywała reportaż o mnie. Mama powiedziała, że poza planszą jestem delikatna, uczuciowa, wrażliwa i trochę pesymistycznie nastawiona do życia. Taki był mój tata. Ale kiedy wchodzę na planszę, to jestem agresywna, górę bierze chęć zwyciężania. I to akurat mam po niej.

Mówi się w Polsce, że nasza najlepsza zawodniczka, Sylwia Gruchała, ma na Pani punkcie kompleks. Bilans walk z nią ma Pani zdecydowanie lepszy...

Przegrałam z nią kilka razy w zawodach drużynowych. Ogromnie szanuję Sylwię za to, że nawet jak przegra, to zawsze przyjdzie podziękować za walkę, pogratulować. Zachowuje się z klasą. Poza tym jest zawsze uśmiechnięta i nie można mieć z nią złego kontaktu.

Czy poza zawodami szermierze przyjaźnią się, tworzycie zgraną paczkę?

Spędzamy z sobą mnóstwo czasu na zgrupowaniach, wyjazdach na zawody, więc oczywiście, że tak się dzieje. A ja ostatnio mam też sporo nowych znajomości, ale z ludźmi spoza sportu. Jest to związane z tym, że urodziłam syna i poznałam rodziców jego kolegów.


Teczka osobowa

Mistrzyni nad mistrzyniami

Valentina Vezzali urodziła się 14 lutego 1974 roku w Jesi.

Najważniejsze sukcesy w jej karierze: •trzykrotne mistrzostwo i jedno wicemistrzostwo igrzysk olimpijskich indywidualnie oraz dwukrotne mistrzostwo i jeden brąz drużynowo •trzynastokrotne mistrzostwo świata (w tym sześć razy indywidualnie) •dziesięciokrotne mistrzostwo Europy (w tym pięć razy indywidualnie) •65 zwycięstw (rekord) w zawodach Pucharu Świata.

Lubi: Britney Spears, Johnny’ego Deepa, Julię Roberts, Michelle Pfeiffer, amerykańskie filmy, futbol, tenis i żeglarstwo.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski