Jadwiga Jelinek, dyrektorka Miejskiej i Powiatowej Biblioteki w Żninie, kieruje się w życiu zasadą: „Najlepiej za mnie i o mnie, opowiedzą moje czyny”.
<!** Image 2 align=right alt="Image 146423" sub="- Wiele łez wylałam nad „Anią z Zielonego Wzgórza”, ale pierwszą książką jaką pamiętam była „Złota studzienka” - mówi Jadwiga Jelinek / Fot. Maria Warda">Kiedy patrzę na Panią, mam przed oczyma grzeczną dziewczynkę pochyloną nad baśniami...
Rzeczywiście byłam posłusznym dzieckiem. Mama kazała mi być grzeczną, więc byłam. Jako jedyna córka (miałam starszych braci) musiałam pomagać w domu, a w wolnych chwilach czytałam książki. Wiele łez wylałam nad „Anią z Zielonego Wzgórza”, ale pierwszą książką jaką pamiętam była „Złota studzienka” Wandy Dobaczewskiej.
Czy synów także wychowywała Pani czytając im książki?
Wspólne czytanie i śpiewanie było w łóżku. Moi synowie najbardziej lubili, kiedy opowiadało im się bajki. Od tego był tata, ja czytałam. Po latach zrozumiałam, że ważniejsze od książki i opowiadań było to, że rodzice obcowali z dziećmi, tworzyła się między nami szczególna więź, ale także rozwijała się wyobraźnia dzieci.
<!** reklama>Czy praca w bibliotece to przypadek, czy powołanie?
I to i to. Zaczynałam pracę w Urzędzie Miejskim w Żninie, w wydziale do spraw kultury. Na emeryturę odeszła długoletnia dyrektorka Elżbieta Żurawska. Miała ją zastępować Czesława Żygulska, ale zrezygnowała. Zrobił się wakat, więc oddelegowano mnie do biblioteki. To było 15 listopada 1983 roku. Biblioteka znajdowała się przy ulicy Śniadeckich. Lokal był zawilgocony, ciasny i ponury. Warunki straszne. W 1997 roku dostaliśmy budynek, w którym dzisiaj urzędujemy. Sporo się napracowaliśmy. Do dziś czuję na plecach worki z książkami, które przenosiliśmy.
Czy w bibliotece zdarzały się lata tłuste i chude?
Kiedy zaczynałam było więcej pracowników, mieliśmy więcej filii. W latach 90. przeszliśmy pod samorządy i wtedy filie zaczęły padać. Najtrudniej było w 2002 roku. Od 2004 roku sytuacja zaczynała się poprawiać. W tym roku, niestety, mamy mniej pieniędzy na nowości. Na szczęście, w bibliotece pracują ludzie z doświadczeniem i wielkim sercem.
Czy książki można podzielić na kobiece i męskie?
Oczywiście, że istnieje podział. Przecież kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. Tego nie da się ukryć. Panie lubią sentymentalne opowieści o miłości. Powodzeniem cieszą się romanse historyczne, mężczyźni lubią coś mocniejszego, na przykład kryminał. Zdarzają się wyjątki, jak to w życiu.
Wśród licznych autorów zgromadzonych książek, od niedawna pojawiło się Pani nazwisko. Trudno było napisać książkę o mężczyźnie?
Mówi Pani o książce „Słyszę kolorem, widzę dźwiękiem”. Pisać o Tadeuszu Małachowskim nie było łatwo. Pracowałam nad nią rok. To była wielka przygoda, bo rozmawiałam o naszym żnińskim malarzu, z takimi sławami jak: profesor Gustaw Zemła, Tadeusz Malak, Kazimierz Hoffmann.
Co jest dla Pani najważniejsze?
Pasja. Wszak nie samym chlebem żyje człowiek. Jednak trzeba cieszyć się każdą przeżytą chwilą. Sama nie lubię mówić o tym co robię, bo uważam, że moje czyny powinny mówić o mnie i za mnie.
Teczka personalna
Jadwiga Jelinek, mieszkanka Żnina
Od 15 listopada 1983 roku kieruje żnińską biblioteką. Z jej inicjatywy w placówce działa aktywnie Klub Podróżnika. Jest autorką biografii „Słyszę kolorem, widzę dźwiękiem”, o Tadeuszu Małachowskim, cenionym w Europie malarzu, którego największą miłością był Żnin.