Jeden z wychowanków, Oliwier, słuchał muzyki reggae, przypomniał sobie przy tym o Łukaszu i zapytał mnie: Kiedy wujek wróci? - wychowawczyni Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych zeznawała w Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy.
Świadek była jedną z kilku osób, które składały wczoraj wyjaśnienia w sprawie 31-letniego Łukasza T.
Wystawiał dzieci na mróz?
Jest on oskarżony o to, że - będąc wychowawcą w domu małego dziecka przy ulicy Stolarskiej w Bydgoszczy - wystawiał podopiecznych na mróz w „ubiorze nieodpowiednim do warunków atmosferycznych”, straszył zamknięciem w pomieszczeniu ze szczurami, urządzał zimny prysznic. Ponadto, według oskarżającej go prokuratury, miał bić dzieci mokrym ręcznikiem.
Zarzuty zostały przedstawione T. w lutym 2015 roku ubiegłego roku, jego proces rozpoczął się we wrześniu.
Już nie pracuje w domu dziecka w Bydgoszczy; został zwolniony od razu, kiedy padł na niego cień podejrzeń.
T. nie przyznaje się i twierdzi, że jest niewinny.
O tym, że zarzuty są chybione, jest przekonana też wychowawczyni, która w sądzie mówiła o tęskniącym za Łukaszem T. wychowanku.
- Według mnie, to mogły być rozgrywki personalne między dyrekcją placówki a oskarżonym.
- Zapytałam Oliwiera, czy czegoś się boi. Odpowiedział, że niczego, tylko wielkiego pająka - wspominała świadek.
Z kolei Katarzyna B., inna pracownica tej samej placówki, podkreślała wczoraj: - Łukasz T. miał świetne podejście do dzieci. Miał z nimi wspaniały kontakt. Nigdy nie było na niego żadnych skarg. Kiedy wymienialiśmy się dyżurami, dzieci przychodziły do mnie i mówiły, że było fajnie, że były zadowolone.
Dzieci czasami zmyślają
Mecenas Edmund Dobecki, obrońca T., pytał wczoraj, czy wychowawczynie widziały w placówce szczury. Wszystkie zaprzeczały, dodają jednak, że co jakiś czas słychać było niepokojące odgłosy.
- Kiedy pełniłam nocne dyżury na pierwszym piętrze, słychać było chrobotanie w przewodach wentylacyjnych - wyjaśniła Katarzyna B.
Mecenas zapytał, czy dzieci przebywające w domu przy ulicy Stolarskiej były zdolne do zmyślania czy też do mówienia kłamstw.
- Zdarzały się przypadki konfabulacji - mówiła świadek. - Jeden z wychowanków powiedział, że chodził po dachu z ciocią Jolą, pracownikiem administracyjnym.
Świadek dodała: - Według mnie to mogły być rozgrywki personalne między dyrekcją placówki a oskarżonym. Jest on osobą, która to co myślała, to mówiła. To się nie podobało.
Naręcze cukierków
Świadek zaznaczyła, że krótko przed tym, kiedy została poinformowana o zarzutach wobec T., widziała dzieci wychodzące z pokoju dyrektora z „naręczami cukierków”.
Wczoraj ta sama świadek mówiła o Łukaszu T., że świetnie radził sobie z dziećmi - mniejsze sam przewijał, a ze starszymi grał na gitarze, urządzał im wycieczki, spacery.
Świadek Kamila P.: - Dzieci pytały o niego, chciały się z nim bawić (...) T. to dorosły mężczyzna, który zachował w sobie dziecko. On puszczał im muzykę, organizował czas. Dzieci bardzo go lubiły.
W grudniu 2016 roku wzrosło bezrobocie. Najbardziej w województwie kujawsko-pomorskim
Polub "Express" na Facebooku