Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes IPN Karol Nawrocki: powinniśmy zająć się przede wszystkim procesami, które mają wpływ na higienę życia publicznego w Polsce

Hanka Sowińska
Hanka Sowińska
dr. Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej
dr. Karol Nawrocki, prezes Instytutu Pamięci Narodowej nadesłane
Z dr. Karolem Nawrockim, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej rozmawia Hanna Sowińska.

Przez ostatnie cztery lata kierował pan Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. Choć sukcesów nie brakowało – przypomnę, że z sądowego procesu o zmiany w wystawie głównej wyszedł pan z tarczą - zdecydował się pan kandydować na prezesa IPN.

Są propozycje, których nie można nie przyjąć. Kilka osób widziało we mnie przyszłego prezesa Instytutu Pamięci Narodowej i złożyło mi taką propozycję. Uznałem, że dla historyka jest to najwyższe urzędnicze, podkreślam – urzędnicze, nie naukowe - stanowisko w tym kraju. Zdecydowałem się także dlatego, że w ciągu minionych czterech lat udało mi się stworzyć zespół i dochować - nie chcę powiedzieć wychować - zastępcy, który z całą pewnością dokończy budowę Muzeum Westerplatte i Wojny 1939. Więc z jednej strony propozycja nie do odrzucenia, z drugiej gotowy zespół do tego, aby realizować projekt, który jest bliski mojemu sercu.

Znając układ sił politycznych wierzył pan, że się uda?

Szczerze? To było „mission impossible” (misja niewykonalna, niemożliwa). Wierzyłem, że zdołam przekonać Kolegium IPN. Tak się stało. Miałem też nadzieję, że uda mi się skonsolidować zjednoczoną prawicę wokół mojej kandydatury, jak również poszerzyć krąg osób mnie wspierających. W rezultacie zyskałem poparcie całej zjednoczonej prawicy, także Konfederacji, części ludowców i posłów niezrzeszonych. Jeśli chodzi o Senat - do końca nie miałem pewności. Jednak się udało, także dzięki głosowi senatora z Torunia Antoniego Mężydły i głosom senatorów niezależnych.

Pierwsze dziesięć lat istnienia IPN to okres licznych tąpnięć – przypomnę choćby „listę Wildsteina” czy książkę-dynamit Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza „SB a Lech Wałęsa”. W tym czasie wyrosło pokolenie, któremu te wydarzenia nic nie mówią. Instytut też się zmienił. Dekadę temu ówczesny prezes dr Łukasz Kamiński narzekał, że „stał się zbyt zbiurokratyzowaną i ciężko sterowalną instytucją”. A jak pan postrzega IPN w 21. roku istnienia? Co jest jego słabością, co siłą?

Niewątpliwie słabością pozostaje komunikacja ze światem zewnętrznym, także w przestrzeni międzynarodowej. Mam wrażenie, że IPN, mimo istnienia pionu edukacyjnego, nie za bardzo zorien tował się w tym, co dzieje się wokół. Ważne jest również to, o czym pani wspomniała - wyrosło pokolenie Polaków, którzy nie byli członkami partii komunistycznej, nie należeli do opozycji antykomunistycznej, których nie dotyczy lustracja i ściganie zbrodni przeciwko narodowi polskiemu. I którzy nie są na tyle zainteresowani historią, żeby czytać obszerne naukowe publikacje. Ich nie możemy wyłączyć z procesu edukacji historycznej. Dlatego powołałem Biuro Nowych Technologii.

Czyli kolejny, ósmy już pion w strukturze IPN…

Nie tyle ustawowy pion, co biuro, zajmujące się poszukiwaniem nowych technologii do opowiedzenia historii, która w Instytucie została naukowo opracowana. IPN wydał ponad 3000 publikacji, prowadzi wiele projektów naukowych, dysponuje ogromem wiedzy, którą trzeba upowszechniać wśród młodego pokolenia. Musimy z nim znaleźć wspólny język. Tyle o słabościach.
Co do siły Instytutu - z pewnością są to działania naukowe, jak również archiwum i zgromadzone w nim dokumenty. Także wyspecjalizowana komórka poszukiwawczo-ekshumacyjna i tysiące upamiętnień w całej Polsce. To są te zadania, które Instytut dobrze realizuje.

Mówi pan, że słabością pozostaje komunikacja ze światem zewnętrznym. Za prezesury prof. Leona Kieresa, także pana poprzednika, dr. Jarosława Szarka Instytut podpisywał umowy o współpracy ze szkołami wyższymi, m.in. z UMK w Toruniu i UKW w Bydgoszczy. I mimo tego w środowiskach akademickich IPN też jest nieobecny?

IPN współpracuje z wieloma instytucjami, w tym z muzeami i archiwami na całym świecie. O tym się nie mówi, bo to nie są sprawy, które interesują opinię publiczną. Nie wiem, o którym porozumieniu pani mówi, jednak współpraca naukowo-badawcza i archiwalna trwa. Mówię o recepcji osiągnięć IPN w sferze edukacyjnej, popularno-naukowej, także publicznej czy nawet geopolitycznej. To jest problem, który bardzo trudno rozwiązać, lecz jestem przekonany, że nie wszystko do tej pory zrobiliśmy.

Widzi pan jakieś tabu w polskich naukach historycznych? Pytam o to w kontekście postulatów badawczych IPN za pana prezesury.

Jestem przekonany, że priorytetem powinno być badanie i opisywanie zbrodni niemieckiego nazizmu i sowieckiego komunizmu. Co do tabu w historii XX wieku - jest symptomatyczne przemówienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wygłoszone na Westerplatte 1 września 2009 roku, w obecności Putina i Merkel. To wtedy profesor Kaczyński powiedział, że jesteśmy narodem, który jest w stanie wziąć odpowiedzialność za złe decyzje odnośnie Zaolzia, ale nie weźmiemy odpowiedzialności za wybuch drugiej wojny światowej! Dla mnie to swoiste motto. Uważam, że postawa Polaków w czasie II wojny i po roku 1945 będzie bardziej zrozumiała, gdy odniesiemy się też do tego, co było narodowym błędem, i co nie powinno być tabu w badaniach naukowych.

A co z badaniami dotyczącymi dwudziestolecia międzywojennego, np. zamachu majowego z 1926 r. czy niesławnego procesu brzeskiego?

II Rzeczpospolita i obowiązek badania tego okresu wynikają z ustawy o IPN. Jest to jednak nowa materia, nowa w kontekście dwudziestu lat działania Instytutu - po nowelizacji ustawy w 2016 roku zmieniono cezurę, wyznaczając dolną granicę na listopad 1917 r. Przypomnę, że w Instytucie naukowo i publicystycznie II Rzeczpospolitą zajmuje się m.in. profesor Włodzimierz Suleja. Instytut powinien zająć się przede wszystkim tymi procesami, które mają wpływ na higienę życia publicznego w dzisiejszej Polsce. Myślę o latach 80., o transformacji ustrojowej, ściganiu zbrodni przeciwko narodowi polskiemu, w tym zbrodni sądowych.

Czy w polityce wydawniczej zamierza pan wprowadzić jakąś korektę? Podpisałby się pan pod wszystkim, co się do tej pory ukazało?

Nie, bo nie wszystko, co Instytut wydał, znam. Wiele publikacji czytałem i bardzo cenię. Dotyczą one protoplastów dzisiejszych środowisk politycznych, choćby ludowców i antykomunistycznych socjalistów, narodowców i państwowców, także różnych nurtów myśli politycznej i historycznej w Polsce. Na pewno niektóre publikacje mają zbyt wysokie nakłady, za są szczegółowe i nie są w stanie zainteresować czytelników. Mogą natomiast posunąć badania naukowe, ale nie wciągnąć w wir zainteresowania historią. Korekty z całą pewnością wymaga dystrybucja wydawnictw IPN, a sam kierunek pluralizmu wydawniczego i tematów, którymi się zajmujemy, uznaję za właściwy.

Publikacje Instytutu powinny opowiadać naszą historię światu. Aby tak się stało, muszą być tłumaczone na języki obce.

No właśnie, z jednej strony muszą być pisane w innym języku, z drugiej w nieco innym stylu, bardziej syntetycznym i popularnym…

… takim jak podręcznik od „Niepodległości do Niepodległości”.

Uznaję, że jest to jedna z najlepszych książek popularnonaukowych Instytutu. Z całą pewnością wprowadzę - bo widzę tu pewną lukę – tłumaczenia na język polski klasyki międzynarodowej, dotyczącej systemów totalitarnych. Chodzi o pokazanie nieco szerszego kontekstu np. funkcjonowania agentów sowieckich w Stanach Zjednoczonych czy w Europie Zachodniej, które nie jest do końca znane w Polsce. Mam na myśli publikacje Johna Earla Haynesa, który bada Komunistyczną Partię USA, „Projekt Venona” i wszystkie kwestie infiltracji Stanów Zjednoczonych przez agenturę sowiecką.

Wiele razy wypowiadał się pan na temat dyplomacji historycznej i polityki pamięci. Zastanawiam się jak bronić wielkości dokonań autorów największego sukcesu polskiego wywiadu, jeśli przez 30 lat istnienia III RP pogromca Enigmy Marian Rejewski i jego dwaj współpracownicy - Jerzy Różycki i Henryk Zygalski nie doczekali się uznania, na jakie zasługują. W 2019 r. „Gazeta Pomorska” i Stowarzyszenie „Chełminiacy 1982” wystąpiły o nadanie naszym matematyczno-kryptologicznym geniuszom Orderu Orła Białego. Do dziś Kapituła OOB nie odpowiedziała. Czy w tej sprawie możemy mieć w panu sojusznika?

Nie znam sprawy, tak pod względem formalnym, jak i prawnym. Nie wiem, z czym to jest związane, więc nie mogę tego skomentować. Na pewno Rejewski, Różycki i Zygalski sprawili, iż II wojna została skrócona o kilka lat. Polska szkoła kryptologiczna, począwszy od Jana Kowalewskiego, który złamał szyfry bolszewickie jest tym, czym musimy się chwalić. Ostatnio recenzowałem film dotyczący Enigmy, Rejewskiego, Zygalskiego i Różyckiego. To wielcy polscy naukowcy i popieram, aby zostali godnie uhonorowani. Dodam jeszcze, że będąc dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej zdecydowałem, by postać Mariana Rejewskiego na wys tawie głównej została lepiej wyeksponowana.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera