Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Premiera Netflix: “Pele” – dokument o tym, czy piłkarski magik może zmienić swój kraj

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Fot. Netflix
Jak twierdził kiedyś pewien poeta: jednostka niczym. Nieprzesadnie było to mądre, bo masy masami, ale jednostki robią różnice. Tyle, że jak się tak przyjrzeć tym wszystkim jednostkom pomnikowym, to zwykle są to wodzowie, wojacy, ewentualnie politycy czy ideolodzy. Ale piłkarz? Cóż, okazuje się, że i piłkarz potrafi. Tyle, że trzeba być takim magikiem, jak Pele. I trafić w historii swego kraju na taki czas, na jaki on trafił.

Premierą w Netfliksie był dokument, co zdarza się z rzadka, warto więc go przyuważyć. I jak wyszło? „Pele”, ballada o piłkarzu sprzed paru dekad – ale być może najcudniejszym graczu w historii futbolu – uczucia budzi z lekka mieszane. Bo to film i udany, i jakby nieco nieudany zarazem. I bardzo standardowy formalnie – dostajemy masę uroczych archiwaliów i rozmowy z bohaterami tamtej epoki – i jednocześnie mocno niestandardowy, bo sfokusowany nie tyle na Pelem, co na relacji Pele-Brazylia-świat.

Tak więc poznajemy pana Edsona Arantesa de Nascimento jako chłopię biedne, ale szczęśliwe. Młodzian szybko zaczyna karierę zawodowego piłkarza, już w wielu 17 lat prowadzi Brazylię do zwycięstwa w mistrzostwach świata. A my wraz z nim suniemy przez cztery kolejne mistrzostwa, które dla filmu są kamieniami milowymi. Suniemy znacznie bardziej zajmując się ówczesną Brazylią i tym, co zrobił dla niej Pele, niż samym Pelem. Amatorzy biograficznych cudów - nieślubnych dzieci, porzuconych kochanic, rozwodów i afer - będą więc srodze rozczarowani.

Bo kiedy Pele zaczyna swoją magiczną grę, Brazylia jest – jak to się powtarza w filmie - prowincjonalnym krajem-kundlem. Nie liczącym się, nieznanym, pełnym kompleksów. I nagle brazylijska ekipa okazuje się najlepsza na świecie w najpopularniejszej rozrywce tegoż świata. I czy może być lepsze lekarstwo na kompleksy niż uśmiechnięta buźka czarnego chłopaka, przed którym świat pada na kolana? Pele staje się symbolem zmiany. I Brazylia się zmienia.

Ta gra w skali makro - Pele-Brazylia - to najmocniejszy atut filmu. Gra nie zawsze czysta, bo kiedy przychodzi czas dyktatury, ta postanawia Pelego wykorzystać. Ten motyw zresztą – czy Pele zrobił wszystko, żeby generałowie nie grzali się w jego ciepełku – jest w filmie mocno ogrywany, ale bez przesadnej napinki, co pewnie paru pięknoduchów zirytuje. Ale naprawdę trudno z perspektywy roku 2020 oceniać zachowania w Ameryce Południowej lat 60-tych. Za chwilę zdarzy się tam przecież makabra dyktatur w Chile i Argentynie.

Długo można by oczywiście wymieniać, czego w tym filmie jest za mało. Trochę żal, że nie poznajemy Pele jako człowieka. Jasne, sporo odkrywamy, choćby kiedy Pele rozmawia z kumplami z boiska – bo to wciąż prawdziwi kumple, a nie gwiazda i giermkowie. To zresztą niejedyny moment, kiedy z tego filmu – między słowami i obrazami - wychodzi coś więcej. Cóż, zwykle zachwycamy się dokumentami, które burzą pomniki. Tu serducho nam rośnie, choć pomnik przetrwał, jedynie z paroma rysami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Premiera Netflix: “Pele” – dokument o tym, czy piłkarski magik może zmienić swój kraj - Nowości Dziennik Toruński