Poszły na luzaka - chciałoby się powiedzieć, ale nie do końca byłaby to prawda. Po pierwsze, „luzak”, to w żargonie jeździeckim jeden z członków dwuosobowej załogi bryczki, a po drugie, zwierzęta na tych zawodach wcale nie są przesadnie wyluzowane. Widać, jak napięte mają karki, jak precyzyjnie starają się stąpać i ile nerwów kosztuje je niewłaściwy ruch...<!** Image 2 align=none alt="Image 180595" >
Czarny koń w czerwonych skarpetkach i czerwonych nausznikach wzbudził wielkie zainteresowanie widzów, podobnie jak ten biały z misternie trefioną grzywą. Ludzie wstrzymywali oddech, gdy cztery kopyta ciągnące powóz nie chciały skapitulować przed wąskim gardłem toru przeszkód. <!** reklama>
Czy podobnie emocje odczuwali widzowie na rzymskich lub greckich hipodromach? Bo przecież rodowodu tego sportu szukać należy w starożytności właśnie, w wyścigach rydwanów.
Bydgoszczanin Mariusz Machnik razem z pięcioletnim Kadetem zdobył w Myślęcinku brązowy medal w konkursie zaprzęgów jednokonnych. - Jest kilka etapów zawodów w powożeniu - wyjaśnia utytułowany zawodnik. - Pierwszy, czyli ujeżdżenie (nie mylić z ujeżdżaniem, które jest jednorazowym zabiegiem ujarzmiającym konia) polega na precyzyjnym wytrenowaniu zwierzęcia. Przypomina nieco szkolenie łyżwiarza. Koń ma robić wolty, ósemki w różnych chodach: w stępie, w kłusie, w galopie. Następny etap tomaraton cross - koń musi wykazać się odwagą, szybkością i elastycznością w pokonywaniu przeszkód. A powożenie? Kierujący bryczką sportową najeżdża w zakręty z precyzją do 10 cm! Gdy ręka mu zadrży, koń może wykonać nagły ruch i będzie zrzutka. Druga osoba na bryczce, tzw. luzak (stoi z tyłu) balansuje ciałem na zakrętach i dociąża bryczkę. Nie może jednak być za ciężki (do 70 kg), zwłaszcza na powozach jednokonnych. W tej roli są więc mile widziane panie...
Zobacz galerię: Poszły konie po hipodromie