Mariusz, Anna, Emil i Ala. Spokój ich rodzinnego życia zburzył wyrok sądu: eksmisja. - Nie mamy zadłużeń, więc jakim prawem? - pyta zrozpaczona głowa rodziny.
Okazuje się, że to właśnie prawo nakazuje im opuścić ich dom.
Mariusz i Anna to rodzice 8-letniego Emila i 5-letniej Ali. Mieszkają przy ul. Dunikowskiego. Mimo że od półtora roku nie powinno ich tam być. - Dostaliśmy nakaz eksmisji, wyrok sądowy. Jestem zameldowany w tym mieszkaniu od 1979 roku, dlaczego teraz mam się z rodziną stąd wyprowadzać? - pyta pan Mariusz, szczupły mężczyzna, nieco nerwowy. - Bo już nie daję z tym wszystkim rady - mówi.
<!** reklama>
Nie ma stałej pracy, podobnie jak żona, która jest cudzoziemką. - Od dziewięciu lat staramy się o pobyt stały dla żony. Zawsze coś jest nie tak lub o trzy dni za późno. Ma pobyt czasowy - mówi bydgoszczanin.
Mimo że od trzydziestu lat zameldowany jest w lokalu na Wyżynach, nie jest jego głównym najemcą. Jest nim jego matka, od lat przebywająca za granicą. Sam też jakiś czas był na obczyźnie, gdzie zresztą poznał małżonkę. Dziewięć lat temu przyjechali do Bydgoszczy, do domu na Dunikowskiego.
- Pewnie ktoś czai się na to mieszkanie i doniósł, że matka tu nie mieszka. Ale dlaczego nas się stąd wyrzuca? Przecież uregulowane są wszystkie opłaty - zastanawia się.
<!** Image 2 alt="Image 173295" sub="Lokatorzy, mimo że nie mają na swoim sumieniu mieszkaniowych przewinień, zostali postawieni pod ścianą
Fot. Tadeusz Pawłowski">
Gdy zapadł wyrok o eksmisji, Administracja Domów Miejskich, która zarządza lokalem, wskazała rodzinie lokal zastępczy.
- Gdy go zobaczyłem, prawie się rozpłakałem. Slamsy. Brud. Wspólna kuchnia, łazienka, wc. Jak dziecku się zachce w nocy pić, strach będzie iść do kuchni. Syn ma słabe zdrowie, astmę, alergie. Tyłek ma tak pokłuty od zastrzyków, że ja tyle ich nie dostałem w życiu co on w osiem lat! Jak mamy żyć z dziećmi w takich warunkach? - mówi załamany bydgoszczanin, który w całej sprawie wietrzy spisek. - Gdy zobaczyłem stan baraków socjalnych, które wskazała ADM, poprosiłem sanepid o kontrolę, by sprawdzono, czy w takich warunkach można mieszkać. Sanepid nie mógł zjawić się bez wiedzy i zgodny ADM. Niemal dzień po terminie, w którym miano ustalić wizytę, doszło tam do pożaru. Właśnie tam, gdzie mieliśmy mieszkać! - opowiada. A pożar przy ul. Łukasiewicza 10 wybuchł w zeszły czwartek, informowaliśmy o nim także na łamach „Expressu”. - Spaleniu uległo kilka boksów w piwnicy. Spaliła się instalacja elektryczna. Wytłuczone zostały szyby na klatkach schodowych, bowiem okien nie było można otwierać, były przybite - mówi st. bryg. Tomasz Płaczkowski, z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej. Przyczyny pożaru nie są jeszcze znane. Nieoficjalnie mówi się o zaprószeniu ognia w piwnicy.
- Głównym najemcą lokalu była matka tego pana. Z tytułu niezamieszkiwania w lokalu nastąpiło wypowiedzenie umowy najmu - mówi Magdalena Marszałek, rzeczniczka ADM. - W trakcie rozprawy ten pan złożył wniosek o przyznanie tytułu prawnego do tego lokalu, ale wtedy było już za późno, matka nie była już najemcą - wyjaśnia pani rzecznik, dodając, że lokator zwrócił się do administracji z prośbą o wskazanie innego lokalu socjalnego. - Ustosunkowaliśmy się przychylnie do tej prośby i będziemy szukali dla rodziny samodzielnego lokalu socjalnego - dodaje Magdalena Marszałek.
Imiona bohaterów zostały zmienione.