Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Popularni bydgoszczanie przekazali dzieciom prezenty oraz szacunek dla innych ludzi

Hanna Walenczykowska
Hanna Walenczykowska
Jędrzej Giziński, prowadzi rodzinną firmę tak dobrze, że Czytelnicy „Expressu” postanowili wyróżnić Centrum Medyczne Gizińscy w plebiscycie „Złoty Stetoskop’2013”
Jędrzej Giziński, prowadzi rodzinną firmę tak dobrze, że Czytelnicy „Expressu” postanowili wyróżnić Centrum Medyczne Gizińscy w plebiscycie „Złoty Stetoskop’2013” Dariusz Bloch
Dzieci idą w ślady rodziców najczęściej wtedy, kiedy czują, że dorośli są zadowoleni z tego, co robią. Rodziny takie często współpracują z sobą.

Łukasz Ratajczak, syn Małgorzaty i Janusza Ratajczaków, śpiewaków bydgoskiej Opery Nova, pedagogów, w tym roku kończy trzeci rok nauki w Katedrze Wokalistyki Akademii Muzycznej w Łodzi. Śpiewa, tak jak tata, tenorem. - To dopiero licencjat, nie wiem, czy już go można nazwać śpiewakiem - mówi z uśmiechem o synu mama, Małgorzata Ratajczak. Zdradza, że nie spodziewała się, że jeden z bliźniaków pójdzie w ślady rodziców (ten drugi, Dawid, jest „normalny”, wybrał informatykę).
[break]
Dopiero kiedy Łukasz był w pierwszej klasie liceum wyznał, że muzyka jest jego pasją. Zaczęliśmy więc wspólnie z mężem przygotowywać go do egzaminu na studia wokalne. Teraz Łukasz studiuje w Akademii Muzycznej w Łodzi, a jego profesorem od śpiewu jest jego własny tata.

Nazwisko zobowiązuje

Czy to dobrze? - Uważam, że tak - mówi Małgorzata Ratajczak
- zwłaszcza że nie polegamy tylko na sobie. Konsultujemy się z profesorami, którzy są dla nas autorytetami, prosimy, żeby posłuchali Łukasza, by coś cennego podpowiedzieli. Dobrze jest, jak jest. Kij ma jednak dwa końce. Z jednej strony „z nazwiskiem”, przy rodzinie jest łatwiej, a z drugiej, trudniej. Łukasz musi bardzo dużo pracować, chyba więcej niż inni, nie może sobie pozwolić na bylejakość, na słabość, ciąży na nim odpowiedzialność.

Na bylejakość nie mogły pozwolić sobie także córki Waldemara Matuszaka, biznesmena, sędziego hokejowego i właściciela statku „Jantar”. Zapewne dlatego tata jest z obu pań niezwykle dumny.

- Jestem ogromnie szczęśliwy, bo udało się nam utrzymać świetny kontakt - zdradza Waldemar Matuszak. - Zawsze pozwalaliśmy im samodzielnie podejmować decyzje. Mogą w życiu robić to, co lubią. Daliśmy im szczególny prezent; wzajemną miłość, która przetrwała do dziś i dla mnie jest najważniejsza.

O obdarowywaniu dzieci miłością oraz naturalnym uczeniu ich szacunku do innych ludzi mówią także nasi kolejni rozmówcy.

Z trojga rodzeństwa, dzieci państwa Gizińskich, tylko najmłodszy Lech poszedł w ślady rodziców i został lekarzem.

- Kiedy rodzice są zadowoleni z tego, co robią i szanują swój zawód, dzieci często idą w ich ślady - uważa Włodzisław Giziński i dodaje, że córka Anna jest prawnikiem, a syn Jędrzej finansistą.

- Wybierali zawód wtedy, kiedy nasze Centrum Medyczne jeszcze nie istniało - podkreśla Włodzisław Giziński. - Nie mogli więc przewidzieć, że kiedyś będą pracować w rodzinnej firmie. Podejmowali decyzje z pełną odpowiedzialnością za siebie. Jestem z nich dumny, podobnie jak z mojego wnuka, który właśnie kończy szkołę muzyczną.
Warto wyjaśnić, że pani Anna najpierw chciała zostać lekarzem. Rodzice po to, by jej ułatwić start zgodzili się na to, by zamieszkała z dziadkami i uczyła się w prestiżowym toruńskim liceum. Jednak po dwóch latach córka państwa Gizińskich postanowiła wrócić do Bydgoszczy i skończyć „jedynkę”. Po roku zdecydowała o tym, że zostanie prawnikiem.

Maciej Prywiński, syn Stanisława Prywińskiego, chirurga i prezesa Bydgoskiej Izby Lekarskiej, chciał zostać weterynarzem.
- Pochodzę z rodziny inżynierskiej - mówi Stanisław Prywiński. - Ojciec chciał, żebym był architektem. Zostałem chirurgiem. Maciej chciał być weterynarzem, ale wtedy bardzo mało zarabiałem i nie stać mnie było na to, żeby mógł studiować w Olsztynie. Dostał się na weterynarię dopiero za trzecim razem, ale studiował też analitykę medyczną. Nie chciałem, żeby został chirurgiem ogólnym i pracował w mojej klinice. Wiedziałem jednak, że ma ogromną wiedzę z anatomii i fizjologii. Dlatego właśnie zrobił rezydenturę na neurochirurgii. Zakochał się w niej wręcz szaleńczo...
Stanisław Prywiński pomagał synowi m.in. sponsorując zagraniczne wyjazdy. Pan Maciej uczył się, pracował i szlifował język np. w Stanach Zjednoczonych.
- Może byłem trochę apodyktyczny - wyznaje Stanisław Prywiński - ale syn chyba nie ma do mnie o to pretensji.

Jacek Soliński, współwłaściciel Galerii Autorskiej, także postanowił dać swoim trzem synom pełną swobodę w wyborze drogi życiowej. Żaden z nich nie poszedł w ślady taty, uznanego grafika, co nie znaczy, że nie związał się w jakiś sposób z kulturą.

Artystyczna atmosfera

Atmosfera Galerii Autorskiej robi swoje. Synowie nią przesiąkli. Mateusz właśnie pisze doktorat z twórczości brytyjskiego malarza Luciana Freuda, wnuka Zygmunta Freuda. Joachim studiuje na IV roku polonistyki i interesuje się literaturą. Kajetan ukończył politologię i kilka innych kierunków. Bardziej interesuje go działanie w sferze koordynacji projektów kulturalnych - mówi Jacek Soliński.

Synowie Jana Kai, współzałożyciela Galerii Autorskiej, zostali artystami plastykami.
- Nie musiałem ich namawiać i w jakiś specjalny sposób wspierać - twierdzi Jan Kaja. - Od dzieciństwa mieli kontakt ze sztuką, bo galeria działała w naszym domu.
Swojej drogi nie wybrała jeszcze córka Zuzanna.

- Szuka swojego celu - oświadcza Jan Kaja. - chciała nawet zostać policjantką, ale się nie udało.

Jan Kaja przyznaje, że nieco dziwnym, ale bardzo przydatnym do dziś wspólnym prezentem, jaki ofiarował swoim dzieciom, była... sztanga z ciężarkami.
- Dzięki niej są wysportowani - cieszy się Jan Kaja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!