https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pomarańcz na biało i czerwono

Ryszard Warta, Mariusz Załuski
Co się podoba Polakom w Holandii? Wbrew pozorom, nie tylko to, że dość łatwo można tu znaleźć pracę, a zarobki pozwalają żyć na przyzwoitym poziomie. Być może bardziej liczy się poczucie, że żyje się w kraju dobrze urządzonym.

Co się podoba Polakom w Holandii? Wbrew pozorom, nie tylko to, że dość łatwo można tu znaleźć pracę, a zarobki pozwalają żyć na przyzwoitym poziomie. Być może bardziej liczy się poczucie, że żyje się w kraju dobrze urządzonym.

<!** Image 2 align=none alt="Image 154365" sub="Rowery w Holandii można spotkać wszędzie - na ulicach, przy kanałach, nad kanałami... w kanałach także / Zdjęcia: Ryszard Warta">Ilu Polaków mieszka dziś w Holandii? - To trudne pytanie, Holendrzy sami chcieliby wiedzieć - uśmiecha się Małgorzata Bos-Karczewska, redaktor naczelna portalu www.polonia.nl, ekspert jeśli chodzi o relacje polsko-holenderskie. - Szacunki to mniej więcej 150 tysięcy. Są, oczywiście, twarde dane statystyczne, ale przy ich tworzeniu bierze się pod uwagę Polaków zarejestrowanych w gminach. Polacy nie mają zaś obowiązku się rejestrować, jeśli przyjeżdżają na mniej niż cztery miesiące. Później zresztą część też się nie rejestruje. Przyjeżdża na krótkie kontrakty, potem wraca do kraju, znowu przyjeżdża... Tworzy się coś w rodzaju takiej szarej strefy.

<!** reklama>Pani Małgorzata mieszka w pięknym domu w spokojnym miasteczku Zoetermeer, sypialni pobliskiej Hagi. Na ścianie biblioteka w kilku językach. Obok książek holenderskich, tytuły najnowszych polskich bestsellerów, tak jakby za rogiem była dobra polska księgarnia. To taka Polonia, która robi wrażenie - odnalazła swoje miejsce w holenderskiej klasie średniej. Jednak przeciętni Polacy w Holandii to dziś

zupełnie inna półka

- Holendrzy nie chcą wynajmować mieszkań Polakom i ja się nie dziwię - mówi nam dziewczyna spod Krakowa, pracująca w restauracji - to znaczy pośrednicy chcą, ale jak się dowie właściciel mieszkania, że chodzi o naszych, to się często wycofuje. Ale tu przyjeżdża na przykład młodzież, która wyrwała się z domów w jakichś małych miejscowościach i po prostu chce poszaleć. Miałam kiedyś takich sąsiadów z Polski, co drugi dzień była u nich policja. Sami mieliśmy dosyć, a Holendrzy?

<!** Image 3 align=none alt="Image 154365" sub="- Nie nie wie, ilu dziś Polaków żyje w Holandii - mówi Małgorzata Bos-Karczewska, szefowa portalu www.polonia.nl">W knajpce rozmawiamy z miejscowymi o ostatnich wyborach i rosnących w siłę skrajnych prawicowcach Geerta Wildersa, którzy mówią wprost to, co wielu politycznie poprawnych Holendrów woli zachować dla siebie, albo ujawnia dopiero po dwóch piwach. W końcu rozmowa robi się gorętsza. Pojawia się motyw zapakowania na statki Marokańczyków czy innych przybyszów z Południa, a potem wywiezienia ich z kraju na wieki wieków.

- A następni będą Polacy, co? - pytamy. - Zamiast statków wystarczą kontenery.

- O nie, wy jedyni przyjeżdżacie tu pracować, a to co innego - zarzekają się Holendrzy.

Na lądzie Królestwo Niderlandów graniczy tylko z dwoma krajami. Na wschodzie są Niemcy, które czeka końska terapia ratowania finansów publicznych, od zachodu i południa Belgia, najwyraźniej śmiertelnie chora, rozpadająca się na dwie części, zamieszkałe przez niepotrafiące się dogadać społeczności francuskojęzycznych Walonów i mówiących po niderlandzku Flamandów. Na tym tle Holandia wydaje się oazą spokoju, ale jej obywatele mają długą listę tematów do narzekań: zbyt wysokie podatki, zbyt niski wzrost gospodarczy, za dużo biurokracji, za mało korzyści z finansowania Unii Europejskiej i jeszcze ta kompletna klapa programu asymilacji imigrantów, tych spoza Europy.

W niedawnych czerwcowych wyborach populistyczna Partia Wolności Wildersa zajęła dobre, trzecie miejsce i podwoiła liczbę swych posłów. Jeszcze kilka lat temu taki sukces polityka, który Koran porównał do „Mein Kampf”, byłby nie do pomyślenia w kraju słynącym z tolerancji. Tak jednak było kiedyś.

<!** Image 4 align=none alt="Image 154365" sub="Ser to jeden z eksportowych hitów Holandii. Na zdjęciu jeden z serowych sklepików w Goudzie.">- Ten kraj bardzo się zmienił po śmierci Pima Fortuyna - mówi Małgorzata Bos-Karczewska.

Fortuyn, polityk, który otwarcie mówił o niechęci do odmawiających asymilacji imigrantów i islamu, zginął w maju 2002 roku, zastrzelony przez radykalnego obrońcę praw zwierząt.

Etos ciężkiej pracy

i życiowej zaradności zbudował kiedyś potęgę Holandii, którą dosłownie ludzie wydarli morzu. Dzisiaj to dalej powód do szacunku.

- Ale z młodymi Holendrami jest inaczej. Oni też się zmieniają - irytuje się nasza rodaczka z restauracji. - Dziewczyny zatrudniają się u nas jako kelnerki. Od razu widać, która jest rodowitą Holenderką, a która nie. Tej pierwszej zdecydowanie nie chce się ciężko pracować, trzeba robić za nią. I to jest reguła, a nie wyjątek.

Generalnie można odnieść wrażenie, że Polaków w Holandii jest dzisiaj mniej niż dwa lat temu, gdy Kraj Wiatraków i Tulipanów przyjął pierwszą falę współczesnej emigracji zarobkowej. Kryzys część skłonił do wyjazdu, część nie przyjechała, wystraszona, że gospodarka holenderska się kurczy i nie ma pracy. Kiedyś trudno było wejść do tańszej knajpki czy pubu, żeby z jakiegoś kąta nie usłyszeć języka polskiego. Dziś słyszy się go głównie w soboty, kiedy pracujący na farmach zjeżdżają do miast i miasteczek na zakupy.

Jak podkreśla Małgorzata Bos -Karczewska w miejscowych mediach również jest nas mniej. - Tak naprawdę jest cisza - dodaje. - Nawet w ostatniej kampanii wyborczej nie było wątku polskiego. Tematem był kryzys gospodarczy - zadłużenie, wzrost deficytu, cięcia budżetowe. Ogólnie w centralnych mediach holenderskich kwestia Polaków przestała się pojawiać. Jedynie prasa lokalna w tych miejscowościach, gdzie są Polacy, zamieszcza co jakiś czas artykuły o tym, że na przykład Polacy łowią ryby, ale zamiast po złowieniu wrzucać je z powrotem do wody, tak jak to robią Holendrzy, zjadają je. Inna typowa informacja to notka o pijanym Polaku, który jechał pod prąd autostradą.

„Pijani Polacy” to ciągły motyw w lokalnych mediach, mimo że w samej Polsce wyraźnie zmieniają się alkoholowe obyczaje.

- W Holandii po prostu inaczej się pije, choć konsumpcja alkoholu jest tu całkiem spora - dodaje pani Małgorzata. - Ale nie ma pijanych na ulicach. Ostatnio byłam na dworcu, patrzę dwóch facetów kiwa się na peronie z piwem w ręku. Podchodzę - oczywiście Polacy. Innych narodowości jakoś nie widać w takim stanie.

Kilka fal emigracyjnych docierało tu z Polski. Pierwsza to górnicy, którzy przyjeżdżali na początku XX wieku do kopalń węgla na południu Holandii. Druga fala to, oczywiście, II wojna światowa i żołnierze generała Maczka, którzy wyzwalali ten kraj. Potem 1968 rok, fala z lat 80. W latach 90. coraz więcej ludzi zaczyna tu pracować. 1 maja 2007, w związku z otwarciem rynku pracy, mała Holandia zostaje zalana przez Polaków.

Czy między starą Polonią a nową są jakieś relacje? - Nie mamy raczej kontaktu. - twierdzi Małgorzata Bos-Karczewska. - Nowa Polonia jest po prostu zajęta pracą i zarabianiem pieniędzy, mieszka w dużej części na prowincji, na jakichś kempingach. Tak naprawdę nie jest ona zainteresowana kontaktami ze starą emigracją.

Do momentu, kiedy nie zaczynają się problemy... Bo wtedy okazuje się, że „nowi” nie są w stanie załatwić podstawowych rzeczy, nie znają języka.

Także w ramach jednej fali emigracyjnej kiepsko z tą polsko-polską komunikacją. Potrzebujesz pomocy? Nie licz na rodaka! Holenderscy Polacy przyznają, że to jest problem.

- To boli, gdy okazuje się, że nie możesz liczyć na pomoc. Inne nacje wspierają się, pomagają jedni drugim. Tymczasem nasz rodak w drugim Polaku widzi tylko konkurenta do lepszej pracy, zasiłku, do lepszego mieszkania od gminny. To bez sensu, ale tak już jest - mówi jedna z Polek, od kilku lat osiadłych w Lejdzie.

Często można też usłyszeć żale na stosunki z innymi nacjami imigrantów. - Mój chłopak rozwozi motorem jedzenie na telefon. W dzielnicy marokańskiej już trzy razy ukradli mu motor - mówi młoda Polka, pracująca w pizzerii. - I nie mógł nawet nic zrobić, bo nagle na ulicy pojawiało sie ze stu tamtych.

Co się podoba

Polakom w tym kraju? Wbrew pozorom, nie tylko to, że ciągle dość łatwo można tu znaleźć pracę, a zarobki pozwalają żyć na przyzwoitym poziomie i odłożyć co nieco nawet tym, którzy zaczynają od zera. Być może bardziej liczy się to trudne do zdefiniowania poczucie, że żyje się w kraju dobrze urządzonym. Jak to mierzyć? Na przykład tym, że według czystych i szybkich pociągów można regulować zegarki, że system ubezpieczeń jest przyjazny dla obywatela, że służby zdrowia można tylko pozazdrościć, że po dwóch latach, a czasami i szybciej, doczekać się można całkiem przyzwoitego mieszkania komunalnego.

- Na mnie niesamowite wrażenie zrobiła policja. Tu ma się do niej szacunek, ludzie liczą się z policjantami a ci są wszędzie: w samochodach, na motorach, skuterach, rowerach, konno. Człowiek czuje się bezpiecznie - mówi Aleksandra Jasica, która przed pięciu laty dla Holandii zostawiła niedokończone studia ekonomiczne. Pierwsze miesiące, jak dziś wspomina, były bardzo trudne. Nic jej się nie podobało. Dziś czuje się tu świetnie. Wyszła za mąż, razem ciężko pracują, ale dzięki temu mogła - jak sama mówi - urządzić się według swoich marzeń. I przyzwyczaiła się już do tego, że rowerem jeździ się nawet w deszcz.

- Czuję, że połowa mnie zapuściła tu korzenie, ale druga część mnie nadal jest w Polsce - mówi dziś o sobie.

Na szczęście, do starego kraju są tylko dwie granice, których się nawet nie zauważa. Dom jest blisko. A to też się liczy.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski