Unijny program Act in Support of Ammunition Production, w skrócie ASAP, jest także znanym skrótem od angielskiego „as soon as possible” - „tak szybko jak to możliwe”. Ideą programu jest wsparcie finansowe przedsięwzięć w produkcji amunicji tak, aby w jak najkrótszym możliwie czasie zwiększyć europejskie możliwości. To reakcja na wojnę w Ukrainie i ogromne zapotrzebowanie ukraińskiego wojska, którego Zachód już nie jest w stanie zaspokoić.
Chodzi też o zbudowanie magazynów amunicji dla armii europejskich, które od trzydziestu lat po upadku Związku Radzieckiego o zapasy amunicji po prostu nie dbały. Stan utrzymywano na tyle, na ile wynikało to z raportów armii poszczególnych państw.
W unijnym programie nie chodzi o produkcję pocisków i rakiet, ale także o likwidację „wąskich gardeł” w jej wytwarzaniu. Po prostu żadna firma europejska nie produkuje amunicji w jednym miejscu, w jednej fabryce. Składniki pocisków są montowane ze sprowadzanych elementów, więc trzeba je transportować.
Trzy aplikacje
Trzy polskie wnioskowały o wsparcie unijne – Nitrochem z Bydgoszczy, Dezamet z Nowej Dęby i Mesko ze Skarżyska-Kamiennej. Wszystkie skupione w Polskiej Grupie Zbrojeniowej PGZ-Amunicja. Dezamet wystąpił o 2,1 mln euro, Nitrochem o 2,7 mln, zakłady Mesko o 6,75 mln. Tylko Dezamet dostał dofinansowanie, dwa pozostałe wnioski odrzucono.
Tłumaczenie PGZ jest lakoniczne: „Wielkość wnioskowanej dotacji wynikała z konieczności zapewnienia współfinansowania inwestycji ze środków własnych. Jeden z trzech wniosków, na kwotę 2,1 miliona euro został rozpatrzony pozytywnie przez komisję kwalifikacyjną UE, przez co Polska otrzymała 20 procent całkowitej kwoty, o jaką wnioskowała. Środki zostaną przeznaczone w znacznej mierze na automatyzację procesów produkcji w Dezamet S.A. Zgodnie z wymaganiami UE wnioski złożone zostały w trybie niejawnym i w związku z tym nie ma możliwości ujawniania ich szczegółowych zapisów.
Program ASAP to jedno z dostępnych źródeł finansowania skokowego zwiększania zdolności produkcyjnych w zakresie amunicji, z których o środki ubiegają się spółki PGZ. Niezmiennie głównym źródłem finansowania rozbudowy potencjału produkcyjnego domeny amunicyjnej PGZ pozostaje rządowy program Narodowej Rezerwy Amunicyjnej o wartości 2 miliardów złotych. Spółki PGZ czekają na uruchomienie pierwszej transzy tych środków.”
Mjr Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego określił polskie aplikacje enigmatycznie jako „suboptymalne”...
UE oferowała wsparcie firm kwotami do wartości 45 procent danego projektu. Większość funduszy i tak musiałyby znaleźć firmy. Termin realizacji zakładano na maksymalnie trzy lata. Warunkiem przy ocenianiu wniosków było rozwinięcie już posiadanych zdolności produkcyjnych lub utworzenie nowych. Najwięcej pieniędzy przeznaczono na
produkcję materiałów wybuchowych - 190 milionów euro - w drugiej kolejności na proch - 144 miliony, w trzeciej na produkcję pocisków artyleryjskich - 90 milionów oraz na rakiety - 44 miliony i na testy - 4,3 miliona.
Prochu do ładunków miotających nikt w Polsce nie produkuje.
Wniosek Dezametu najlepszy
Polski Dezamet dostał dofinansowanie w programie „RampUp4Dezamet”. Wiceminister Marcin Kulasek z Ministerstwa Aktywów Państwowych, któremu podlega Polska Grupa Zbrojeniowa, podał szczegóły. Wniosek Dezametu miał otrzymać 57,5 punktu na 60 możliwych. Inne firmy dostały 29,5 punktu. Firmy mają mają miesiąc na odwołanie się od decyzji.
Wśród innych państw beneficjentów znalazły się Niemcy - otrzymają około 85 milionów euro, Węgry - 27 mln euro, Finlandia - 32,5 mln euro, Francja - 38 mlneuro, Hiszpania - 23,8 mln euro, a Szwecja 19 milionów euro wsparcia. Ponadto, fundusze zostaną przydzielone konsorcjom złożonym z firm z różnych krajów, w tym międzynarodowym konsorcjum włosko-francusko-norwesko-fińsko-łotewskiemu, które otrzyma około 41,3 miliona euro oraz innym grupom, takim jak grecko-słowackie czy niemiecko-rumuńskie.
Na tyle nas stać
Jarosław Wolski, cywilny analityk wojskowości, zauważa: „(...) dwie rzeczy: pierwszą: jaką bojową amunicję czołgową 120mm i artyleryjską 155mm obecnie produkujemy? Żadną. My składamy z niemieckich prochów, łusek samo spalających oraz francusko - austriackich rdzeni. Polski jest bodajże aluminiowy sabot i okucie metalowe. (...) To jest montaż z zagranicznych podzespołów nie produkcja. 155mm - ładunki są przepakowywane z Czech, natomiast co do stopnia polonizacji samego pocisku i zapalnika - to też miałbym parę pytań… Dlatego polski przemysł był naturalnym biorcą programu ASAP. A dostaliśmy guzik.”
Dlaczego pociski do haubic są drogie?
Nie da się ukryć, że inspiracją do unijnego programu ASAP są wyczerpujące się zasoby armii ukraińskiej na pociski kalibru 155 mm do haubic.
Te jednak tanie nie są. Wyprodukowanie jednego pocisku 155 mm do ciężkich haubic przed
wojną na Ukrainie kosztowało przy jednej sztuce 2 000 euro. Po wybuchu niemiecko-hiszpańskie konsorcjum wyceniało jeden egzemplarz już na… 3 300 euro, ale i ta cena jest już nieaktualna.
Skąd tak wysokie koszty?
Od technicznej strony patrząc, pocisk do haubicy nie opuści lufy sam, a ponieważ jest to tzw. amunicja rozdzielna, pociski nie mają łusek. Potrzebny jest więc osobny ładunek prochowy. Najpierw ładuje się pocisk, a potem ładunek miotający. Tyle tylko, że proch skądś trzeba mieć… Ładunek oczywiście jest w komplecie cenowym. Pocisk 155 mm burząco-odłamkowy może być dwojakiego rodzaju – pierwszy składa się ze stalowej skorupy, która uderzając w cel rozpada się na odłamki rażą przeciwnika na odległość co najmniej kilkudziesięciu metrów, ładunku trotylu wewnątrz, ok. 9 kg, oraz zapalnika działającego albo przy uderzeniu, albo z opóźnieniem. Drugi rodzaj to pocisk zawiera jeszcze jeden element – gazogenerator, który wytwarzając spaliny na dnie pocisku redukuje podciśnienie, co zwiększa zasięg takiej amunicji z 30 do ok. 40 km przy strzelaniu z haubic o długości lufy takiej, jak mają polskie haubice Krab.
Warto wspomnieć o produkcji najnowocześniejszych pocisków 155 mm, które prowadzi szwedzka firma Nammo.
Amunicja ta zawiera w sobie m.in. czujnik na podczerwień i może manewrować w poszukiwaniu celu. Zawiera dwa podpociski służące do eliminacji pojazdów pancernych. Amunicja o kryptonimie Bonus jest wykorzystywana przez siły zbrojne Finlandii, Francji, Norwegii, Szwecji i od niedawne także Ukrainy. Może zniszczyć najnowocześniejsze rosyjskie czołgi T-90M, które mają pancerz składający się z „kostek” reaktywnych i „klatki” prętowej na wieżach. Szwedzki koncern produkuje 155 mm już przez 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. To są olbrzymie pieniądze.
Pół dnia ostrzału
Oba pierwsze rodzaje tej amunicji produkuje polski Dezamet. Trzymając się wyników komisji UE, która polskiej firmie przyznała 2,1 mln euro, można pokusić się o kalkulację. Zakładając, że Dezamet nawet przeznaczyłby wszystkie te unijne środki tylko na produkcję amunicji 155 mm, a nie na automatyzację, jak informowała Polska Grupa Zbrojna, jeszcze przy cenie 2 000 euro za sztukę, unijnej kasy wystarczyłoby na tysiąc sztuk. Władze Ukrainy oceniają, że dziennie na całym froncie, ukraińska armia zużywa… 2 000 sztuk kalibru 155 mm. Czyli produkcja polskiej firmy wystarczyłaby na pół dnia!
W listopadzie ub. roku portal Defens News podał, że USA wysłały od początku wojny na Ukrainę 2 mln pocisków. W październiku adm. Rob Bauer, powiedział portalowi, że cena jednego pocisku kal. 155 mm wzrosła z 2 000 euro na początku rosyjskiej inwazji na pełną skalę do 8 000 euro. Wówczas,według rzecznika US Army, Stany Zjednoczone płaciły 3 000 USD za sztukę najnowocześniejszego pocisku kal. 155 mm. Jesienią Reuters cytował anonimowego urzędnika, który stwierdził, że potrzeba 3,1 mld dolarów, na zakup amunicji kaliber 155 mm i zwiększenia krajowej produkcji dla szybkiego uzupełnienia zapasów wyczerpanych dostawami do Ukrainy i Izraela. USA planują zwiększyć w 2025 r. miesięczną produkcję takich pocisków do 100 000. Obecnie to ok. 36 000 sztuk.
Polskie firmy sobie radzą... w kraju
Polskie firmy sobie radzą, ale – z nielicznymi wyjątkami - wyłącznie polskim rynku.
W ostatnim tygodniu minionego roku PGZ zawarła z Agencją Uzbrojenia MON umowę na produkcję i dostawy ok. 300 000 sztuk amunicji artyleryjskiej, najbardziej dziś poszukiwanego kalibru 155 mm, właśnie z Dezametem. Wartość umowy to 11 mld zł. Dostawy amunicji mają być realizowane w latach 2024-2029. Tyle tylko, że jest to zamówienia dla Wojska Polskiego.
Wcześniej Dezamet – podsumowując miniony rok – chwalił się, że „jednym z kluczowych elementów składających się na tegoroczny sukces była zdecydowanie dostawa kilkudziesięciu tysięcy sztuk 120 mm naboi moździerzowych z pociskiem odłamkowo-burzącym, w ramach obecnie realizowanej umowy z dnia 29 kwietnia”. Ale: „W efekcie zawartego aneksu dotychczasowa umowa została rozszerzona o dodatkowe ilości bez zmiany terminu dostaw, W ciągu roku 2023 zrealizowane zostały dostawy zamówień 60 mm naboi moździerzowych z pociskiem odłamkowym na wyposażenie dla Wojska Polskiego oraz 155 mm amunicji artyleryjskiej, przeznaczonej do samobieżnej haubicy AHS Krab. Zrealizowano także zamówienia na 40 mm x 46 naboi granatnikowych NGCN, służących do szkolenia żołnierzy w zakresie posługiwania się 40 mm granatnikiem oraz 40 mm amunicją granatnikową (ZM Dezamet dostarczą amunicję moździerzową i granatnikową, ZM Dezamet dostarczyły kolejną partię amunicji do Krabów.”
Nitrochem też daje radę.
W październiku Dowództwo Zamówień US Army z Rock Island w Illinois oraz Picatinny Arsenal w New Jersey poinformowały o podpisaniu szeregu umów o łącznej wartości 1,5 mld USD z 9 spółkami z czterech państw, w tym z wchodzącymi w skład Polskiej Grupy Zbrojeniowej, m.in Zakładami Chemicznymi Nitrochem z Bydgoszczy, na wieloletnią produkcję 155-mm amunicji artyleryjskiej. Przedstawiciele US Army informowali w ostatnim czasie, że produkcja amunicji artyleryjskiej kal. 155 mm wzrośnie w październiku br. do 28 000 pocisków miesięcznie, czyli dwukrotnie więcej niż na początku roku. Plan zakłada produkcję około 60 000 sztuk amunicji miesięcznie w roku 2024 i osiągnięcie poziomu 80 000 sztuk w 2025. W 2026 ma to być 100 000 pocisków. To nie Nitrochem będzie je produkował. Dostarczy tylko trotyl.
Warto dodać, że Zakłady Chemiczne Nitrochem są wieloletnim dostawcą materiałów dla sił zbrojnych USA. Większość produkcji bydgoskiej spółki sprzedawana jest poza Polskę, a jednym z kluczowych odbiorców są amerykańskie spółki realizujące kontrakty rządowe. Nie da się ukryć, że zwiększenie produkcji jest związane z dostawami amunicji do Ukrainy. Umowa będzie realizowana do 2026 roku.
Zakłady Mesko też wytwarzają amunicję, ale do sprzętu poradzieckiego. To m.in. pociski do armatohaubicy Dana. To konstrukcja z 1977 roku. Mają w ofercie także naboje do popularnych kałasznikowów, ale przygotowują się do przyjęcia transferu technologii produkcji pocisków rakietowych w kluczowych programach związanych z modernizacją Wojsk Rakietowych i Artylerii oraz jednostek Obrony Powietrznej i Przeciwrakietowej, czyli Homar-A, Homar-K i Narew.
Nie mamy co się równać z Zachodem
Polski problem amunicyjny polega na tym, że nie mamy szans, żeby równać się z zachodnimi koncernami.
Dlatego Jarosław Wolski napisał na platformie X: „Nasze firmy amunicyjne są chronicznie niedofinansowane, zaś ich zyski są delikatniej rzecz ujmując nieporywające. W efekcie jeżeli im ktoś z MF lub innych nie pomoże z kredytowaniem, to same nie mają środków na tego typu programy lub składają na właśnie oszałamiające 2 mln Euro. W skrócie: z pustego i Salomon nie naleje. Zresztą u nas zaczęto inwestować w przemysł amunicyjny około 2017 dopiero i popełniono przy tym większość możliwych błędów, pierwsze pozytywne efekty będą koło 2025-2027 dopiero. Stracono dekadę głównie z powodu myślenia silosowego i absolutnie skandalicznego zarządzania. A teraz UE to po prostu obiektywnie podsumowała - dostaliśmy tyle, na ile stać nasz przemysł.”
Przykłady nie są trudne do znalezienia
Rumuńskie przedsiębiorstwo Romarm i niemiecki Rheinmetall będą realizować projekt budowy fabryki prochu – powiadomiły rumuńskie media. Komisja Europejska przeznaczyła na tę inwestycję 47 mln euro w ramach programu na rzecz zwiększenia produkcji amunicji.
Minister gospodarki Rumunii Radu Oprea zapowiadał w piątek w telewizji Digi24, że będzie to „najskuteczniejszy proch na świecie”.
Oprea mówił też, że projekt wspólnej fabryki jest na etapie przygotowań, a niemieccy technicy już przyjeżdżali do Rumunii. W wywiadzie dla Radia Europa Libera Oprea powiadomił, że ministerstwo przygotowuje ustawę, która pozwoliłaby przyspieszyć procedurę uzyskania zgód na budowę obiektów dla przemysłu zbrojeniowego.
Jak przyznało Radio Europa Libera, na razie nie wiadomo, gdzie mogłaby powstać fabryka. Jedną z możliwych lokalizacji jest Fagaras, ponieważ w przeszłości istniały tam już zakłady produkcji prochu.
Portal Defenseromania.ro ocenił, że wsparcie UE to dobry znak w kontekście upadku i degradacji zakładów produkcji prochu w kraju po 1990 roku. Media w Rumunii zwracają również uwagę, że Rumunia jest obecnie zmuszona do importowania prochu z Serbii, pozostającej w bliskich relacjach z Rosją.
Koncern Rheinmetall już zapowiedział, że na Ukrainie zbuduje cztery fabryki amunicji…
Najwięcej dla Norwegów
Największym beneficjentem unijnego programu jest Norwegia, mimo że nie jest członkiem paktu NATO.
– Norwegia ma tylko kilka lat na zbudowanie obrony, która będzie w stanie lepiej stawić czoła rosyjskiej agresji – twierdzi szef Norweskich Sił Zbrojnych, generał Eirik Kristoffersen. 17 stycznia br. Ministerstwo Obrony Narodowej i Kancelaria Prezesa Rady Ministrów poinformowały, że Norwegia przeznaczy dodatkowe dwa miliardy koron norweskich na przemysł zbrojeniowy w pakiecie jest miliard na zwiększenie produkcji amunicji artyleryjskiej. Miliard koron norweskich to nieco ponad 372 ml zł. Wcześniej rząd przeznaczył dodatkowy miliard koron na program UE stworzony w celu wzmocnienia i zwiększenia zdolności produkcyjnych amunicji i rakiet w ramach wsparcia darowizn dla Ukrainy i uzupełnienia zapasów własnych. Łączny dodatek na przemysł obronny w roku 2024 wyniósł już trzy miliardy koron norweskich.
Polityczna wojenka
Polska złoży wniosek do KE o rozpisanie nowego konkursu na dofinansowanie dla unijnych firm produkujących amunicję - zapowiedział w poniedziałek wiceszef MAP Marcin Kulasek. „I wtedy dopilnujemy, żeby firmy z PGE, które produkują amunicję, złożyły wnioski” - oświadczył. Kulasek wskazał, że za wyniki konkursu odpowiedzialność ponosi zarząd PGZ, a także nadzorujący ją resort aktywów państwowych. Ocenił, że zgłoszenie tylko trzech spółek świadczy o tym, iż PGZ nie miała strategii inwestycyjnej, ponadto nie udzieliła firmom ani wsparcia merytorycznego, ani finansowego. Kulasek powiedział, że potrzebna jest restrukturyzacja PGZ i przeprowadzenie w niej audytów. Nie wykluczył postawienia byłych ministrów PiS - b. szefa MAP Jacka Sasina i b. szefa MON Mariusza Błaszczaka - przed Trybunałem Stanu, jeśli „będziemy mieli twarde fakty o zaniedbaniu”.
Zdaniem wicepremiera, ministra cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego sytuacja z unijnym dofinansowaniem pokazuje, że PiS „traktowało polską zbrojeniówkę po macoszemu”. W jego ocenie, za rządów PiS nie było ani dobrego nadzoru, ani koncepcji, jak wykorzystywać możliwości rozbudowy chociażby produkcji amunicji. „Jak słyszę od ministerstwa aktywów i ministerstwa obrony narodowej, że złożyliśmy wnioski tylko na 11 mln euro, to aż serce się kraje, dlaczego to nie było 100 mln euro” - mówił.
W podobnym tonie komentował sprawę minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak, który ocenił, że takie historie jak ta „pokazują, do jakiego stanu ten przemysł został doprowadzony”. Dodał, że „naprawdę żałosna” jest próba zrzucenie przez polityków PiS odpowiedzialności ma KO, gdy wnioski w programie amunicyjnym można było zgłaszać do 13 grudnia.
Niemcy dają 500 mln euro
Tymczasem Niemcy przeznaczą 500 mln euro na zaspokojenie pilnych potrzeb ukraińskiej armii. Ukraińcy otrzymają za to 10 000 pocisków artyleryjskich z zasobów niemieckiej armii. Podczas spotkania Grupy Kontaktowej ds. Obrony Ukrainy, tzw. formatu Ramstein, minister obrony Niemiec Boris Pistorius oświadczył, że jego kraj wyasygnuje 500 milionów euro na zaspokojenie krótkoterminowych, pilnych potrzeb ukraińskiej armii.
Niemiecki rząd podpisze również dodatkowy kontrakt na zakup od krajowych producentów kolejnych 100 tys. pocisków artyleryjskich kal. 155 mm do zachodnich systemów artyleryjskich. Dostawy mają ruszyć jeszcze w2024 roku. Oprócz dostaw amunicji minister Pistorius wspomniał też o dostawie dla Ukrainy 100 pojazdów opancerzonych i 100 pojazdów transportowych.
Były szef sztabu: jest źle
Gen. Rajmund Andrzejczak pytany o podział środków w ramach unijnego programu produkcji amunicji, w ramach którego Polska otrzymała tylko 2 mln z puli 500 mln euro, odpowiedział: - Tak naprawdę nie chodzi o te miliony i sztuki amunicji potencjalne. Chodzi o to, że problem nie zniknie. Musimy zupełnie zmienić strategię produkcji amunicji w kraju, bo inaczej nie wygramy z czasem. Trzeba amunicji produkować więcej, szybciej, w zdywersyfikowanych zakładach i do tego potrzebne są trudne decyzje polityczne, ciężka praca.
- Na tę chwilę mamy zakłady rozlokowane bliżej wschodniej granicy – stwierdził. (…) Tam trzeba zdolności powiększać. Nie wygląda to dobrze i gdybyśmy chcieli zastosować biblijne porównanie, żeby rzucił kamieniem ten, kto bez winy, to myślę, że nikt by się nie schylił. Sięgam 15 lat do tyłu jeżeli chodzi o polski przemysł zbrojeniowy, to nie było tam rewolucyjnych zmian – podkreślił.
Dodał: - Jestem za tym, żeby budować nowe zakłady na Śląsku, na Dolnym Śląsku, w Lubuskiem i żeby to były zakłady nie tylko polskie, ale i amerykańskie, żeby produkowały amunicję 120 mm do czołgów czy 155 mm dla artylerii, dla Polaków, krajów bałtyckich, swoich jednostek w Europie.
