Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska Bridget Jones uciekła z szuflady

Redakcja
Rozmowa z BARBARĄ KOSMOWSKĄ, znaną i cenioną pisarką

Rozmowa z BARBARĄ KOSMOWSKĄ, znaną i cenioną pisarką.

<!** Image 3 align=none alt="Image 202202" sub="Fot. Katarzyna Bogucka">

W jednej z recenzji Pani książek autor tekstu napisał, że „kuma Pani cha-chę”, a chciał przez to powiedzieć, że trafia Pani do młodego czytelnika nie nadużywając młodzieżowego języka. Czy faktycznie „kuma” Pani?

Sądzę, że kumam! (śmiech). I bardzo się cieszę, że ktoś to dostrzegł. Co więcej, ja naprawdę dobrze orientuję się w slangu młodzieżowym, mogłabym nim epatować na każdej stronie tekstu, ale uważam, że byłby to fatalny rodzaj schlebiania czytelnikowi. Przecież nie o to chodzi, by moje książki zdobywały czytelników lizusostwem. I drażni mnie udawanie kogoś, kim się nie jest. A ja, choćbym wiele dała, by znowu stać się nastolatką, już dawno, niestety, nią nie jestem&

Czy czerpie Pani inspirację z codziennych osobistych wydarzeń albo portretuje w powieściach swoich bliskich?

Moja odpowiedź zmartwi tych, którzy każdą powieść czytają przez okulary biografii. Inspiracje, oczywiście, tak! Pochodzą z mojego podwórka. Jednak w żadnej powieści nie portretuję własnego życia i nie przytaczam faktów z rodzinnej kroniki. Zdarza się, że bohaterka, podobnie jak ja, ma dwie córki. I w dodatku, też jak ja, jest kuratorem sądowym. Zatem w przypadku „Terenu prywatnego” skorzystałam w jakimś stopniu z osobistych doświadczeń. Nie oznacza to jednak, że jestem Hanką z „Prowincji”, która ucieka do małego miasteczka (wciąż mieszkam w swoim maleńkim Bytowie!) czy Anną Molty z „Gobelinu” (to bohaterka z problemem alkoholowym, który szczęśliwie nie jest moim kłopotem, ale należę do grona osób wspierających trzeźwienie jako jedna z inicjatorek ośrodka Homo Liber). Korzystam zatem z własnych doświadczeń i piszę o sprawach mi bliskich.

Krytycy docenili, że pisze Pani lekko o ciężkich sprawach.

Rzeczywiście, mam lekkie pióro. Natomiast wbrew pozorom, nie jest to wcale zaletą. Bardzo się pilnuję, żeby owa lekkość nie rzuciła mnie na ścieżki grafomaństwa. Staram się po prostu, żeby w ciągu roku powstał jeden przyzwoity tekst.

I stale spotyka się Pani z czytelnikami, którymi w większości są kobiety.

Ale to nie dotyczy tylko mnie. Na każde spotkanie autorskie przychodzi więcej kobiet niż mężczyzn. Dlaczego? Bo my, kobiety, w przeciwieństwie do panów, zwyczajnie czytamy! Oni gdzieś ugrzęźli między dobrym kryminałem a telewizyjnym kanałem sportowym, inna wrażliwość nie wymusza konieczności obcowania z literaturą. Z kolei kobiety czytają, ale zauważmy, najczęściej niezobowiązującą prozę. Kochają czytadła do poduszki, stęsknione za czyimś happy endem albo landrynkowym życiem. Ja ten etap czytelnictwa mam już dawno za sobą. Teraz, świadoma, że zostało mi coraz mniej czytelniczego czasu, starannie dobieram lektury. Szukam takich utworów, które mnie cudownie zaskakują, a po odłożeniu książki na półkę ubolewam, że to nie moje nazwisko widnieje na okładce.

<!** reklama>

Często zdarza się Pani trafić na taki tekst?

Na tekst godny pozazdroszczenia bardzo często, niestety& (śmiech). Przepadam za polską współczesną prozą. Tą młodą i bezczelną, mówiącą własnym językiem (Masłowska, Bargielska, Chutnik, Odija, Karpowicz, Witkowski&), tą, na której się literacko wychowałam (Myśliwski, Pilch, Tokarczuk, Rylski, Głowacki, Stasiuk), i tą, którą odkrywam (Varga, Bator, Bieńczyk, Szejnert). Nawiasy są zbyt małe, by pomieścić wszystkich.

Czy udaje się Pani podczas czytania zapomnieć o swojej profesji, o literaturoznawstwie?

Nie zawsze. Mam z tym problem. W końcu badanie literatury zajęło mi niemal tyle samo czasu, co jej pisanie. Mieszkający we mnie literaturoznawca i krytyk jest na naukowym urlopie, gdy czytam teksty porywające, świeże, wymykające się standardom. Niestety, odzywa się, ilekroć lektura nie spełnia oczekiwań. Uznałam więc, że w pewnym sensie mój wewnętrzny „literacki badacz” stał się testerem jakości studiowanej literatury.

Większość Pani bohaterek to kobiety, mężczyźni stanowią jedynie tło i to dość wadliwe...

Jeśli tak rzeczywiście jest, to powinnam się zawstydzić i przyznać, że moje powieści realizują pewien wzorzec literatury popularnej, odwołującej się do schematów i kalek. Mam nadzieję, że jednak niektórzy bohaterowie trochę mnie przed takim samooskarżeniem bronią. Choćby nieszczęsny Roland z „Terenu prywatnego”, którego darzę wielkim sentymentem. Dominacja żeńskich bohaterek wynika z faktu, że postrzegam świat przez swoją płeć i uważam, że to zupełnie naturalne. Nawet jeśli postacią wiodącą w „Hermańcach” jest mężczyzna, a ja podejmuję próbę oglądu rzeczywistości z jego perspektywy, jestem dalej nosicielką spódnicy i biustonosza.

A co z mężczyznami? Kurczą się?

Zapewne są o to oskarżani nie tylko w literaturze. Panie są coraz lepiej wykształcone, bardziej zaradne, bardziej zorientowane na same siebie, świadome, czego chcą. Przestają liczyć na swoich plastelinowych towarzyszy, wzięły sprawy w swoje ręce, co zapewne daje im poczucie jakiejś władzy i tym samym prawo do krytykowania panów. Literatura mocno popularna uczyni z tego tendencję. Literatura wysoka - smaczek.

Jak Pani mąż ocenia powieści swojej żony?

Mówi to, co może powiedzieć inżynier elektryk, czyli, że mu się bardzo podobają (śmiech). Nie jest wyrafinowanym czytelnikiem, a lekturową ekstazę przeżywa, gdy pochyla się nad swym ulubionym pismem brydżowym, ale to lepsze, aniżeli dzielić wspólne lata z& krytykiem literatury na przykład.

Nie lubi ich Pani?

Wręcz przeciwnie! Bardzo cenię krytykę. Od lat „podkochuję się” w Justynie Sobolewskiej, Kindze Dunin, Przemysławie Czaplińskim, Kazimierze Szczuce, choć opinie krytyczne nie zawsze łatwo bezboleśnie przełknąć. Ale proszę przyznać, że taki związek pisarki z krytykiem to nie jest najzręczniejszy mariaż. No i nie miałabym pojęcia, co sądzi o moich powieściach inżynier elektryk, a to wielka strata (śmiech).

Jak się Pani czuła, gdy po wydaniu książki „Teren prywatny” nazwano Panią polską Bridget Jones?

Jak każdy, komu na siłę przypinają metkę i zmieniają nazwisko. Kiepsko. Trochę jak motyl przypięty szpilką, sklasyfikowany raz na zawsze w tym, a nie innym zbiorze. Cały czas próbuję się wyrwać, ale tylko macham bezradnie skrzydełkami. Ale, paradoksalnie, to właśnie owa metka i „Teren&” pozwoliły mi wyjść z szuflady. Zaistnieć. Pisać.

<!** reklama>

Chciałaby Pani uwolnić własne nazwisko od Bridget Jones?

Już to dawno zrobiłam! I próbuję uwalniać się od wszelkich stereotypów każdą następną książką, niepodlegającą marketingowym chwytom. Ale tu nie ja decyduję, kim w literaturze jestem. Ja tylko proponuję własną literacką wizję życia. A decyzja należy do Czytelników.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!