Poloniści, którzy tydzień temu pokonali u siebie Lokomotiv Daugavpils 57:33, byli bardzo blisko zainkasowania kolejnych 2 punktów meczowych. Niestety, „Rekiny” wygrały podwójnie ostatni wyścig i całe spotkanie 46:44.
Bez wątpienia za porażkę odpowiada Hans Andersen, który w trzech startach nie zdobył punktu. To dziwne, bo w spotkaniu z Łotyszami uzbierał 11+2.
- Hansowi nic nie pasowało: ani start, ani jazda na dystansie. Źle pokonywał wiraże, nie „ogarniał” geometrii toru. Na swój trzeci start zmienił motocykl, ale nic to nie pomogło - opowiada „Expressowi” Jacek Woźniak, trener Polonii. - Na pewno Andersen nie zlekceważył swoich obowiązków. Byłem kiedyś zawodnikiem i wiem, że takie dni czasami się zdarzają. Jestem przekonany, że Duńczyk wyciągnie wnioski z tej przykrej wpadki. Osobna sprawa, że ludziom wykonującym różne zawody także zdarzają się pomyłki w pracy...
- Wracając jeszcze do meczu z „Rekinami”, to warto pamiętać, że nasz zespół został zbudowany na miarę możliwości finansowych. Pierwsze dwa mecze pokazały, że nie mamy takiego zawodnika, na którego zawsze można liczyć; który nigdy nie zawodzi - kontynuuje menedżer bydgoskiej drużyny.
- Mamy zawodników, których stać na zdobywanie od 6 do 10 punktów w każdym spotkaniu [trener ma na myśli pięciu seniorów i juniora Szymona Woźniak - red.]. Jeżeli każdy pojedzie na takim poziomie, to o wynik będziemy mogli być spokojni. Nasza obecna drużyna trochę przypomina mi Apator Toruń z lat dziewięćdziesiątych, gdy jeździli m.in. Kowalik, Krzyżaniak czy Sawina. Lidera nie było, ale każdy wywiązywał się ze swojej roli doskonale i zespół wygrywał mecze - kończy Jacek Woźniak.