Półki w bydgoskich jadłodzielniach coraz częściej świecą pustkami. Jest więcej potrzebujących niż tych, co się dzielą [zdjęcia]

Zobacz wideo: Przebudowa zajezdni tramwajowej przy ul. Toruńskiej w Bydgoszczy.

Półki wielu jadłodzielni w kraju zaczynają świecić pustkami. W Bydgoszczy też coraz mniej osób dzieli się jedzeniem z potrzebującymi. Potwierdza to Ireneusz Nitkiewicz, twórca Wspólnej Spiżarni - Jadłodzielnia Bydgoszcz przy ul. Gdańskiej, która działa w mieście już ponad 5 lat.

- Jestem jednym z trzech założycieli Fundacji Chcepomagam. Podpisaliśmy umowę z Bankiem Żywności, dzięki temu owoce i warzywa odbieramy ze sklepów Netto i to nas ratuje - mówi wprost Ireneusz Nitkiewicz. - Staramy się tak podzielić pozyskaną żywność, aby każdy coś dostał, ale jest coraz trudniej. Na pewno pierwszy cios jadłodzielniom zadała pandemia, teraz wzrost cen żywności. Wyraźnie widać, że obecnie mniej osób organizuje imieniny czy urodziny z rozmachem, a właśnie kiedyś po takich uroczystościach trafiało do nas sporo jedzenia. Teraz marazm. Prywatni darczyńcy praktycznie nie przekazują nam już jedzenia.

Sytuacja z pozyskiwaniem żywności zmieniła się. - Jeszcze jakiś czas temu, gdy w sklepach były wyprzedaże żywności, niewielu kupowało takie jedzenie i trafiało ono do jadłodzielni - mówi Ireneusz Nitkiewicz. - Teraz w sklepach taka żywność schodzi, bo jest dobra do spożycia, a tańsza, więc tu źródło pozyskania jedzenia nam się skończyło.

Wydawanie jedzenia w jadłodzielni Wspólna Spiżarnia odbywa się dwa razy w tygodniu, w poniedziałki od godz. 15.30 i czwartki od godz. 16.30.

- I proszę mi wierzyć, godzinę przed otwarciem ustawiają się już kolejki - mówi Ireneusz Nitkiewicz. - Potrzebujących przybywa w szybkim tempie. Pojawia się też dużo nowych osób, szczególnie seniorów, którzy kiedyś do nas nie przychodzili. Po jedzenie zgłaszają się też obywatele Ukrainy.

Czego brakuje najbardziej? - Prawie wszystkiego - odpowiada Ireneusz Nitkiewicz. - Kiedyś mieliśmy zapasy jedzenia, teraz wszystko wydajemy na bieżąco. Na szczęście chleba w naszej jadłodzielni nie brakuje, bo współpracujemy z lokalną piekarnią.

Samo pomaganie też stało się droższe. - Wolontariusze są chętni do pomocy, ale żeby odebrać żywność, to trzeba jechać autem, a oni mówią wprost, że nie są w stanie pokryć kosztów paliwa, więc zwykle jadę swoim prywatnym samochodem i dowożę żywność do jadłodzielni - mówi Ireneusz Nitkiwiecz.

W Dobrodzielni Wisła Stary Fordon, którą prowadzi Zrzeszenie Harcerskie Piąta.PL, coraz częściej półki świecą pustkami.

- Dosłownie pojedyncze osoby przynoszą makaron, ryż, kaszę lub mąkę, jednak bardziej brakuje gotowych posiłków w słoikach, konserw, pasztetów - mówi Iwona Durska, zastępca komendanta Zrzeszenia Harcerskiego Piąta.PL. - W dobrodzielni dyżury w poniedziałki i czwartki w godz. 17-18 pełnią harcerze pod opieką dorosłych, ale więcej osób przychodzi po jedzenie, niż je przekazuje. Przed świętami Bożego Narodzenia będziemy starali się pozyskać darczyńców. Współpraca z Radą Osiedla Stary Fordon układa się dobrze, więc może wspólnymi siłami uda się przygotować paczki tzw. celowane dla konkretnych potrzebujących.

Wyższa Szkoła Gospodarki ma obecnie dwie jadłodzielnie w formule kapsułowej. To szafy z lodówkami, z których można skorzystać z poziomu ulicy. Są przy ul. Naruszewicza 11 i przy ul. Obrońców Bydgoszczy 1. Najważniejszym ich celem jest niemarnowanie żywności.

- Mogę zdradzić, że w najbliższym czasie otworzymy kolejną - mówi dr Marta Sikora, dziekan ds. Uczelni Zaangażowanej WSG. - Do naszych jadłodzielni sporo osób przynosi żywność, ale również bardzo wiele osób po nią przychodzi. Ostatnio zauważyliśmy, że w jednej z jadłodzielni są regularne dostawy dań cateringowych, a w innej pieczywa. Ponadto niektóre piekarnie, sklepy, restauracje, firmy cateringowe systematycznie przywożą żywność z krótszym terminem ważności, ale nadal dobrą i smaczną. Jako zespół dbający o jadłodzielnie staramy się sprawdzać, czy żywność, która jest zostawiana nadaje się do spożycia. Mówimy o niemarnowaniu żywności i pokazujemy jadłodzielnie jako miejsca, w których można zostawić żywność, gdy nie jesteśmy w stanie jej zagospodarować. Sama też przywiozłam w tym tygodniu cukinie i jabłka z rodzinnego ogrodu, bo w tym roku mamy wyjątkowo dużo warzyw i owoców. Aby się nie zmarnowały, zostawiłam je właśnie w jadłodzielni. Dostawcą niewykorzystanych posiłków jest też dla naszych jadłodzielni Żłobek Akademicki WSG.

Jednak i tu zdarzają się dni, gdy półki świecą pustkami.

- Nie kupujemy specjalnie żywności, żeby zapełnić półki w lodówce, bo nie jesteśmy instytucją pomocową w tradycyjnym rozumieniu tego pojęcia - mówi dr Marta Sikora. - Każdy może przynieść żywność i każdy może ją zabrać. Zawsze apelujemy, żeby zabierać tyle żywności, ile zjemy, bo najważniejsze jest niemarnowanie jedzenia.