<!** Image 1 align=left alt="Image 5341" >Kiedy pół roku temu 45-letni Serb Veselin Matić obejmował stanowisko selekcjonera koszykarskiej kadry seniorów tzw. fachowcy twierdzili, że człowiek z Bałkanów jest lekarstwem na całe zło. Przecież zna świetnego trenera Svetislava Pesicia, z którym przez wiele lat współpracował i zdążył sporo się od niego nauczyć. Natomiast w 1997 roku zdobył nawet mistrzostwo Europy kadetów z reprezentacją Jugosławii. Poza tym Matić zapowiadał, że będzie wpajał swoim podopiecznym nawyki do gry szybkiej, kombinacyjnej i twardej w obronie.
Jeśli dodamy do tego słowa Marka Pałusa, prezesa PZKosz, który z uporem maniaka twierdzi, że mamy w kraju sporo utalentowanej młodzieży, to roztaczał się przed nami obraz wielkich możliwości. Co mamy po sześciu miesiącach pracy pierwszego zagranicznego trenera w historii polskiej reprezentacji koszykarzy? Kłótnie o to, kto ma zostać liderem kadry, kto i gdzie ma prać skarpetki koszykarzom, kto jest odpowiedzialny za to, że naszym graczom dostarczono za małe obuwie i przyciasne koszulki... Jeśli najlepszy polski rzucający obrońca ostatniej dekady, Andrzej Pluta, twierdzi, że nie wszystkim reprezentantom chce się grać, to rzeczywistość nie powinna nas dziwić.
A fakty są takie, że przegraliśmy z kretesem spotkania barażowe z takimi „tuzami” europejskiego basketu jak Szwecja czy Holandia i - jeśli przystąpimy do zmagań w drugiej dywizji - czekają nas „arcyciekawe” spotkania z rywalami pokroju Malty i Luksemburga. No, ale za cztery lata organizujemy finały mistrzostw Europy, w których (w roli gospodarza) oczywiście nas nie zabraknie. Tak też można...